- Co stoi za sukcesem KGW z Kłączna?
- Skąd pochodziły pozyskane przez KGW fundusze na wybudowanie nowej świetlicy?
- W czym specjalizują się Kłączynianki?
Koło Gospodyń Wiejskich „Kłączynianki” z Kłączna na Kaszubach (gmina Studzienice, powiat bytowski) chyba jako jedyne w kraju może się pochwalić w swoim portfolio dyskoteką. I to nie z mazurami, obertasami czy kujawiakami, lecz z prawdziwą muzyką disco, techno, rock i pop.
Sukces dyskoteki to zasługa przede wszystkim ich kulinarnych zdolności, bo zanim goście ruszą potańczyć na dyskotekę po dniu spędzonym nad jeziorem, gdzie leży ich rodzinne Kłączno, najpierw zjedzą coś ze stołów Kłączynianek. A na nich smakołyków nie brakuje. To znakomite wypieki, wyroby wędliniarskie, a nawet nalewki. Dyskoteka w Kłącznie to wspólne przedsięwzięcie pań z KGW i miejscowego didżeja.
Disco z przekąską
O sukcesie rozrywkowo-kulinarnym koła świadczy fakt, iż w sezonie na dyskotekę pod jego patronatem przychodzi nawet po kilkaset osób.
– Jest plac do tańca, jest zadaszenie, żeby nie zmoknąć, jest grill, jest atmosfera zabawy, świeże powietrze, dobre jadło. Nie dziwię się więc, że ludzie wieczorami chcą przyjść potańczyć, zabawić się i skosztować naszych specjałów – mówi Maria Peplińska, szefowa KGW Kłączynianki.
To właśnie dzięki sprzedaży jadła turystom i letnikom Kłączynianki mają fundusze na wiele potrzebnych rzeczy, choćby stroje, ale także na wypoczynek. Dzięki zarobionej gotówce jeżdżą na wycieczki.
O tym, że Kłączynianki mają siłę przebicia i potrafią zakręcić się nie tylko wokół kuchni czy na parkiecie, ale również w sprawach interesów swojego koła i wsi, świadczy ich ostatni sukces – wybudowana niedawno świetlica.
Świetlica z animatorem
Powstała z funduszy Marszałka Województwa Pomorskiego w ramach realizacji jednego z unijnych projektów, na który przeznaczono niemal 250 tys. zł. Kolejne 250 tys. panie zdobyły w gminie Studzienice, zaś resztę niezbędnych prac wykonano metodą gospodarską. I powstała piękna, niemal 150-metrowa sala, gdzie odbywa się wiele okolicznościowych imprez, zaś lokalna społeczność może się tam spotkać, jeśli chce omówić ważne dla siebie sprawy.
Niejako przy okazji udało się także załatwić etat dla animatora kultury, który pomaga organizować wiele wydarzeń. To ważne w przypadku letniskowej miejscowości, gdzie turystów trzeba przyciągać i dbać o nich.
– Jestem dumna z tego, co robimy – mówi pani Maria i dodaje z uśmiechem: – Ja tutaj tylko sprzątam. Bez kamratek nic by się nie udało zrobić. Jeśli tylko jest wspólne działanie, każdy przyniesie jakiś pomysł i chce mu się trochę popracować, to można odnieść sukces.
Kłączyniankom z kolejnego projektu unijnego udało się zdobyć pieniądze na wyposażenie kuchni w niedawno wybudowanej świetlicy. Innym sposobem Kaszubek na zdobywanie pieniędzy i doposażanie budynku są konkursy czy turnieje, których stały się już etatowymi uczestniczkami.
– Chętnie tam jeździmy. Zawsze można wygrać coś, co przyda się w świetlicy – zdradza pani Maria.
Niedawno – choćby naczynia, które przydają się podczas jarmarków i festynów, na których panie sprzedają swoje domowe wyroby.
Spece od nalewek
W swoim arsenale sposobów na sukces Kłączynianki mają oczywiście kulinaria, bo to ekspertki w wielu dziedzinach – od gotowania, przez pieczenie, na własnych wyrobach masarskich kończąc. Ale ich tajną bronią są domowe nalewki.
Ich smaki, specyfikacje, a przede wszystkim aromaty trudno wyliczyć i spamiętać. Są wśród nich: miętówka, kokosówka, czarna porzeczka, czarny bez z kwiatów czy żubrówka z prawdziwą ekologiczną trawą.
Ekspertem w tej dziedzinie jest Elżbieta Szymcek. Zdradza prostą recepturę na domową, wiejską miętówkę: miętę omszałą, włochatą, zasypujemy cukrem, zalewamy alkoholem 40-procentowym. Potem czekamy odpowiednio długo, żeby wszystko się „przegryzło” – i gotowe.
Warto eksperymentować, bo do nalewek można dodawać miód z mniszka, czekoladę czy czarną porzeczkę.
– Zarabiamy na cele statutowe. Dzięki temu mamy stroje, organizujemy wycieczki, a ludzie mogą zjeść coś dobrego, zdrowego, porządnego, a nie nafaszerowanego chemią – opowiada pani Maria.
Razem podróżują po całym kraju. Niedawno były w opolskich Krapkowicach, gdzie zaprosił je Związek Śląskich Kół Gospodyń Wiejskich.
– To wspaniałe dziewczyny, chętnie je zaprosiłyśmy. One mogą zobaczyć, co my robimy, a my – co one. Ale nie tylko współpracujemy, także razem się bawimy i biesiadujemy – mówi Maria Żmija-Glombik, szefowa Związku Śląskich Kół Gospodyń Wiejskich.
Artur Kowalczyk
Zdjęcie: Artur Kowalczyk