- Kto zapoczątkował tradycję stawiania szopki w Stawiszynie
- Jakim mottem kierują się sołtys Łukasz Musiał w swojej pracy
- Czym musi charakteryzować się dobry sołtys
„Na pewno odwiedzimy, jak co roku!”, „Byliśmy, nasze dzieciaki zachwycone. Dziękujemy za kontynuację idei!” – można przeczytać pod ostatnim postem na profilu Łukasza Musiała.
Szopka wielkości dużego namiotu. Maryja, Józef, aniołki, trzej królowie i zwierzęta – również żywe: owca z jagnięciem, koza i gołębie.
– Miało szopki nie być. Szopkę stworzyła moja zmarła niedawno koleżanka, Justyna Urbaniak – burmistrz Stawiszyna, była sołtyska Petryk i działaczka społeczna. Justyna odeszła w listopadzie zeszłego roku. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że szopki może nie być. Ale nie mieściło się nam to w głowie. Postanowiłem więc zorganizować ją sam. Nie bardzo miałem o tym pojęcie, bo wszystkim zawsze zajmowała się Justyna – opowiada Łukasz.
Rozmawiamy w zajeździe w pobliskim Zbiersku. Petryki nie mają, póki co, ani świetlicy, ani sali wiejskiej, ani straży.
Uczył się u najlepszych
Justyna Urbaniak osiem lat temu wymarzyła sobie szopkę. Najpierw ruszyła do fabryki produkującej palety w Stawiszynie. Producent dał deski i jeszcze skręcił je w zgrabny domek. Potem pożyczyła kozę i prąd od sąsiadki, a po owcę pojechała do Rychwała. Do żywej szopki przychodzili starzy i młodzi, mali i duzi.
– Justyna potrafiła gromadzić wokół wspólnych celów i idei wszystkich. Bycia radnym i sołtysem uczyłem się od niej – opowiada Łukasz, który włodarzem wsi jest od niecałego roku.
Szopka, która miała być tematem spotkania, staje się pretekstem do opowieści o blaskach i cieniach sołtysowania. O tym, że jest misją i wymaga poświęceń. A Łukasz jest na nie gotowy.
– Sołtys jednak ma lepszy kontakt z mieszkańcami niż radny. A to kurendy, a to zawiadomienia, wnioski, podatki. Cenię sobie ten częsty kontakt. A szefowa zawsze mówiła mi: „Słuchać, co ludzie mówią. Szanować ich. Nawet kiedy bardzo się z nimi nie zgadzasz” – wspomina Łukasz.
Być dla ludzi
Jego mottem dziś jest „Trzeba być dla ludzi”. Choć oni nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że bycie sołtysem to poświęcenie. Łukasz ma rodzinę, żonę, małe dziecko. Mówi, że chciałby częściej przyglądać się temu, jak rośnie. Że młodej żony nie można skazywać na samotność. Ale kiedy wywiesza kurendę, zostawia swój numer telefonu. Każdy, niemal o każdej porze, może do niego zadzwonić.
– Nie trzeba też do mnie przyjeżdżać. Ja podjadę, do starszych czy chorych. Przyjmuję krytykę, choć czasem to ciężki kawałek chleba. Nie da się przecież dogodzić wszystkim – mówi, rozumiejąc ludzką różnorodność i słabości, ale trochę z żalem.
Bo dziś wsie nie mają na co narzekać. Korzystają z udogodnień, infrastruktury i atrakcji, w których powstaniu udział ma sołtys.
– Mamy piękny plac zabaw zbudowany niedawno w ramach Odnowy Wielkopolskiej Wsi. Wnuczęta przyjeżdżają do mieszkających na wsi dziadków, a ci mają dokąd pójść się z nimi bawić. Są orbitreki do ćwiczeń, jest boisko, zaraz będziemy robić zadaszenie do piaskownicy. Za chwilę oddajemy piękne nowoczesne gminne przedszkole w Stawiszynie. A dawne przedszkole w Petrykach będzie lada moment siedzibą Dziennego Domu Seniora, który już działa i chwilowo mieści się w GOK-u. Chciałbym, żeby mieszkańcy jednego sołectwa nie boczyli się, że coś oddajemy w sąsiednim. To wszystko ich wspólna własność! Jedni muszą tylko pokonać kilkaset metrów więcej – mówi ze smutkiem Łukasz.
- Petryki, Kiączyn Stary i Łyczyn miały w tym roku żywą szopkę, bo Łukasz, sołtys, nie wyobrażał sobie, żeby mieszkańcy zostali bez tradycji, do której zdążyli przywyknąć
Znów wspomina Justynę, swoją „szefową”. Że u niej wszystko było jak w zegarku i dopięte na ostatni guzik. Że dożynki z księdzem planowała z zeszytem w ręku. I że on dziś robi tak samo, bo była jego największą nauczycielką.