- Z czego wynika brak kandydatów na sołtysa?
- Z jakimi problemami spotykają się sołectwa?
- Co należałoby zmienić w przepisach, aby samorządność na wsiach nie zanikła?
– Rzeczywiście jest coraz mniej społeczników, którzy chcieliby zajmować się pracą w terenie, a taką wykonuje właśnie sołtys. Ludzie nie chcą mieć na głowie problemów innych i ich rozwiązywać – mówi Ryszard Stanulewicz, burmistrz gminy Torzym, który od dawna nie może znaleźć chętnego na objęcie urzędu sołtysa we Boczowie, jednej z 21 wsi w gminie.
Żeby nie mieć podobnych problemów w innych miejscowościach, Ryszard Stanulewicz stara się integrować sołtysów. Organizuje dla nich wycieczki, aby mogli porozmawiać, podzielić doświadczeniami. Zwiększa też procentowe stawki od zbieranych podatków rolnych. W gminie Torzym to już 18%, gdy w innych zaledwie kilka czy maksymalnie 10. Miejscowi nie chcą w ogóle na ten temat rozmawiać. „Daj pan spokój”, „Po co mi to”, „Nie mam czasu”, „Nie wiem” – odpowiadają mieszkańcy. Na szczęście nie wszyscy.
- To chyba jedyna wieś w Polsce bez sołtysa. Ale zdaniem wielu samorządowców brak kandydatów na to stanowisko może dotykać coraz większą liczbę wiosek w Polsce
Jako wioska zatrzymali się w czasie, a chętnych coraz mniej
Robiliśmy, co mogliśmy, a ludzie tego nie doceniali. Wszystko za darmo, pracowało się po nocach, a na koniec powiedziano nam, że się obłowiliśmy – wspomina pracę w radzie sołeckiej we wsi Boczów Wioletta Sabatowska.
Jednym z jej priorytetów była poprawa nawierzchni ulicy Okrężnej prowadzącej na miejscowy cmentarz. Kiedy walczyła o ulicę, powiedziano jej, że chce sobie zrobić drogę, bo przy niej mieszka. Więc zrezygnowała. Teraz pracuje zawodowo i nie zamierza poświęcać prywatnego czasu na zajmowanie się wsią.
– Boczów jest wioską jak w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. I nic się nie zmieniło. Torzym też taką był. Ale teraz jest trzydzieści lat do przodu. Tu są ludzie z różnych środowisk, z różnych stron Polski. Dlaczego w Wielkopolsce są gospodarni? Bo tam ludzie żyją tysiąc lat obok siebie. Tam potrafią się dogadać. Tutaj nie ma rdzennych mieszkańców. A być może ludziom nie jest tutaj potrzebny sołtys – mówi Grzegorz Sabatowski i dodaje, że we wsi jest około 800 ludzi, a na radę sołecką przychodziło dwie, trzy, pięć osób, a potem krytykowali, że ktoś za nich podjął decyzję. Efekt? Pieniądze z funduszu sołeckiego, które można było wykorzystać na rozwój wsi, były odsyłane do gminy w Torzymiu.
Sołtys to funkcja społeczna
O problemach sołtysowania mówi też Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu, który był sołtysem.
– Jak urząd coś złego wymyśli, to ludzie idą do sołtysa na skargę. A jak urząd chce coś przekazać, to też do sołtysa. Na początku to było zadanie społeczne, potem wabikiem dla sołtysów był telefon. Teraz to 200, 300 zł, a koszty to często ok. 600 zł. Fundusz sołecki bywa też źródłem konfliktu, bo zawsze coś się komuś nie podoba – opowiada.
– Część gmin woli finansować fundusz sołecki z własnego budżetu, część wykorzystuje środki państwowe. To fundusz na lokalne inicjatywy społeczne. To rodzaj wiejskiego budżetu obywatelskiego – wyjaśnia Leszek Świętalski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich.
I dodaje, że sołtys nie dostaje z niego ani złotówki. Sołtys jest więc funkcją społeczną. Przed laty sołtys otrzymywał rodzaj diety na potrzeby swoich kosztów, a teraz gminy najczęściej utrzymują go z własnych budżetów, stosując różne wybiegi prawne – na przykład płacą mu kilometrówkę. Były próby załatwienia tego rodzaju formalnych problemów, ale zakończyły się niczym. MSWiA także nie przygotowuje zmian prawnych w tym zakresie.
– Należałoby to umieścić w przepisach, bo z roku na rok jest coraz mniej pieniędzy na funkcjonowanie sołectw w budżecie państwa. Rozwiązaniem, chyba idealnym na obecnym etapie rozwoju samorządności na wsi, jest połączenie funkcji sołtysa z radnym – dodaje Świętalski. Tak stało się w Kwietnikach w Dolnośląskiem.
–
Łączę te dwie funkcje – mówi Sebastian Zarzycki, radny gminy Paszowice i jednocześnie sołtys wsi Kwietniki. –
Jest wiele spraw, które i tak muszę załatwiać w urzędzie i nie ma potrzeby, żeby robiła to jeszcze jedna osoba. Takie rozwiązanie zdaje u nas egzamin. Reprezentuję mieszkańców w gminie jako sołtys i radny.
- W obecnej kadencji sołtysi będą w wielu miejscach rezygnować ze swoich funkcji, bo to ciężka i bardzo niewdzięczna praca – twierdzi Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu
Artur Kowalczyk
Zdjęcia: Artur Kowalczyk