- Skąd w Dorianie taka pasja?
- Co o pasji Doriana myślą jego rodzice?
- Kto zainspirował Doriana?
"Syn kupuje Wasz »Tygodnik« i czyta namiętnie, więc postanowiłam do Was napisać i opowiedzieć jego historię. Dorian ma 10 lat i od zawsze interesuje się rolnictwem. Zaczęło się od dwóch małych traktorków firmy Siku, które kupił mu jego tata. Dorian miał wtedy troszkę ponad rok. Pokochał traktorki z całego serca i zaczął mówić »tata«, wskazując na zabawki. Myśleliśmy, że te jego pierwsze słowa oznaczają ojca, i chce nam powiedzieć, że dostał je od niego. Ale później odkryliśmy, że to miało znaczyć »traktor«. Myśleliśmy, że mu przejdzie – przecież większość chłopców uwielbia maszyny rolnicze. Ale tak się nie stało..." – napisała do nas niedawno Anna, mama Doriana. To tylko część listu. Dalej było o sprawach, które przeciętnemu człowiekowi nie mieszczą się w głowie. Dlatego postanowiliśmy pojechać do Pęcza i sprawdzić, czy to wszystko dzieje się naprawdę.
Od niemowlęcych lat z traktorem
Pęcz. Elegancki dom na początku wsi. Dorian i jego brat Nataniel witają mnie w drzwiach z kotem na rękach. Mam zgadnąć, jak futrzak ma na imię. Szybko rezygnuję i dowiaduję się, że Ursus. Jakoś mnie to nie dziwi.
Do Pęcza z Kresów przesiedlono dziadków Anny.
Mieli kilka hektarów za domem. Sentyment do ziemi udzielił się Ryszardowi, czyli ojcu Anny. I wydawało się, że na Ryszardzie zakończy się rolnicza pasja w tej rodzinie. Anna wybrała kierunek humanistyczny, dziś rekrutuje dla firm pracowników w dwóch obcych językach. Ale dziesięć lat temu na świat przyszedł Dorian.
– Od samego początku biegałem za koparkami. Potem tata kupił mi traktorek. I do niego przyczepę. A potem inne. – Chłopiec zaczyna wymieniać marki.
Anna mówi, że nauczył się nazwy każdego sprzętu, każdej marki, namiętnie obserwował wszelkie prace polowe w okolicy.
Ledwo nauczył się chodzić, jeździli z nim na pokazy prac polowych Fendta, na Opolagrę i do wszystkich okolicznych rolników. Najlepszym zajęciem dla niego było siedzenie na traktorze. Razem z babcią Marysią co roku uprawia ogród, sadzi ziemniaki, sieje zboża, a później robi "wykopki" i "żniwa". A na swoje dziewiąte urodziny jako prezent zażyczył sobie kury. I dostał dwie. Kury i efekty żniw pójdziemy za chwilę oglądać.
Największym skarbem "trzydziestka"
Tymczasem Dorian opowiada o swoim mieszkającym w pobliskich Wyszkowicach wujku.
– Ma wszystko co nowe. Jednego dominatora, a nawet trzy claasy lexiony. Ale największym skarbem jest trzysta trzydziestka. Ursus – mówi i się rozmarza. I zaczyna wykład o wyższości trzysta trzydziestki nad sześćdziesiątką.
– Sześćdziesiątka jest właściwie wszędzie. Można powiedzieć, że nie ma dzisiaj wioski bez tego modelu. A trzydziestka to taki rarytas. Kosztuje przynajmniej siedem tysięcy, ale to raczej złom. Trzydziestkę ma wujek. Piękną, odnowioną. Żółta jest bardziej chodliwa niż czerwona. Jest też bardziej kultowa. A ta tu na zdjęciu ma już kabinę typu "naglak". Były też starsze kabiny, nazywane puszką. Ale wie pani, to były chyba najgorsze kabiny w historii. Drzwi były przesuwane, ciągle się zacinały! – mówi Dorian, a ja przecieram oczy ze zdumienia.
Chłopiec przeszukuje w telefonie Internet i pokazuje kolejne zdjęcia. Tu zetor 4011, na którego w skrócie mówi się czterdziestka, tu otwierany dach w "puszce".
Dowiaduję się nie tylko tego, że zielona trzydziestka jest chodliwa niemal tak samo jak żółta, ale że najbardziej rozpoznawalnym elementem w każdym ciągniku jest maska. W tym modelu inne biegi i filtry chłodzenia, w tamtym – pedał gazu. – A tu jest taki ciągnik cztery na cztery, wielkie koła. Jest bardzo dobry do orki. Wie pani, najtrudniejsza w pracach polowych jest właśnie orka. Ja sam już orałem, bronowałem. Nieeee!!! Proszę się nie bać! Wirtualnie! Ale w kabinie to wujkowi Danielowi kilka razy towarzyszyłem – opowiada z przejęciem.
- Pierwszy napisany przez Doriana list do Świętego Mikołaja. Jest w nim prośba o bronę rotacyjną, siewnik, przetrząsarkę i wał wyrównujący
"Tygodnik" jest świetny!
Ma dopiero dziesięć lat. I opowiada to wszystko pięknym językiem i ze świetną dykcją. Uprawa interesuje go bardziej niż hodowla. Nie przepada za krowami czy świniami, po prostu zwierzętami, które wymagają więcej uwagi. Ma za to dwie kury, które nosi na rękach, a one znoszą mu po jajku dziennie.
– Mam dwie. Zamówiłem je u brata na dziewiąte urodziny. I kupił. Nawet gdzieś w dobrej cenie znalazł. Jedna ma na imię Pięknisia, a druga Sześćdziesiątka – mówi Dorian, a ja uświadamiam sobie, że Nataniel jest młodszy od Doriana o dwa lata.
Co chwilę wydaje mi się, że rekord niespodzianek właśnie został pobity. Ale Dorian biegnie gdzieś i przynosi jeden z ostatnich numerów "Tygodnika".
– A to była moja pierwsza gazeta. Tata zna pewnego rolnika, który dowozi do jego pracy ziemniaki. Opowiedział mu kiedyś o mnie. Rolnik przywiózł tacie następnym razem kilka egzemplarzy. Uważam, że "Tygodnik" jest świetny. Wiedziałem, że są gazety poradniki, w których można przeczytać, co kiedy zasiać lub artykuły o maszynach. Ale że są też takie, w których można przeczytać, co się dzieje z konkretnymi ludźmi, to nie wiedziałem. Porady tu są bardzo przydatne. I fajne jest to, że można znaleźć dobrą firmę w swojej okolicy. Albo taką, która sprzedaje ekologiczne nawozy, ekologiczne mleko. Podobają mi się w "Tygodniku" reportaże. Na przykład o ludziach, którzy sami coś konstruują. – Dorian wygłasza istną mowę pochwalną o "Tygodniku".
- Dorian na targach Opolagra w 2019 roku. Stoi na tle jego ukochanego ursusa c330
Dziadek inspiruje Doriana
Zastanawiam się, skąd w Dorianie taka pasja. Iskra boża? Ani chybi. Ale ogień coś lub ktoś przecież musi podsycać. Okazuje się, że to dziadek.
– Kiedy miałem trzynaście lat, pomagałem ojcu w PGR-ze. Zjeżdżałem na workach, później jeździłem na vistulach, bizonach. Pamiętam 1978 rok. Wybrali właśnie polskiego papieża. A ja w pociąg i do Warszawy, do Ursusa. Dostaliśmy do SKR-u ciągnik. Odebrałem, wsiadłem i takim bez kabiny przejechałem w nieciekawej pogodzie czterysta kilometrów do Pęcza – opowiada o swoich wyczynach dziadek i pokazuje na telefonie, jak działa skonstruowana przez niego dla wnuka miniwialnia. Zbudował ją z kartonów i wentylatora. Trudno się więc dziwić, że Dorian z kolegami ma niewiele wspólnych tematów.
– Oni jakieś pistolety, gry, piłka. A ja? Tylko ta farma! – mówi o wirtualnej grze i swoich pasjach dziesięciolatek.
Biegnie do kuchni, coś tam chwilę uzgadnia z mamą, szepcze na ucho i wbiega z chlebem. Piekł go zupełnie sam, a przepis potrafi podać samodzielnie. Zna się nawet na rodzajach mąki.
Mówię mu:
–
Dorian, orka – ciężka sprawa. Opryski, jak mówisz – koszmar. Ogrom pracy, mało czasu na inne rzeczy... To jest życie, które ci się marzy?
– Tak! – odpowiada bez wahania i liczy, ile będzie miał kilometrów do najbliższego technikum rolniczego. I pokazuje swój kanał Klub Młodych Rolników u Doriana na YouTubie. Zamieścił tam już kilka filmów. I ma już aż siedem subskrypcji.
- To zboże urosło pod czujnym okiem Doriana. A on już obmyśla, jak poszerzyć uprawy na swoim poletku wydzielonym z pola dziadka
Plusy są wielkie, a minusy małe
Dorian prowadzi do ogrodu za domem. Za ogrodem – pole.
– Tu muszę jeszcze zglebogryzować, zabronować i dopiero będę siać na wiosnę pszenicę – mówi dziesięciolatek, pokazując mały skrawek dziadkowego pola.
Po chwili Nataniel zrywa kilka listków bazylii z poletka Doriana i rozkoszuje się aromatem. W międzyczasie Dorian dosiada spalinowy traktorek, a potem prowadzi do skromnych rozmiarów kurnika i przedstawia swoje ukochane kury. Bierze jedną na ręce i pozuje do kolejnego zdjęcia.
Puszcza kurę i łapie za snopek z tegorocznych zbiorów. Snopek miał "zagrać" w dożynkach, ale tych w tym przedziwnym roku nie było. To nic – i tak cieszy Doriana, jak wytrawnego rolnika tony zboża.
Jeszcze na chwilę siadamy do chleba z masłem. A Dorianowi zbiera się na refleksję.
– Wie pani, chodzi o to, że wieś ma swoje plusy i minusy. Plusy są takie – świeże powietrze, można posłuchać koguta, można wypuścić psa na podwórko, nie trzeba go wyprowadzać. Minusy? Drogi nieraz są fatalne. W wielu wsiach wciąż są kominy, które dymią. Ale wie pani, te minusy są małe. A te plusy – wielkie – mówi Dorian. A ja wiem, że tak może mówić tylko ktoś, kto wieś kocha prawdziwie.
Karolina KasperekZdjęcia: Karolina Kasperek, Archiwum