ASF w łódzkim - nadzieja umiera ostatnia
r e k l a m a
Partnerzy portalu

ASF w łódzkim - nadzieja umiera ostatnia

27.08.2021autor: Anna Kurek

– Jest źle i nie mamy perspektyw. To jest najgorsze. Jesteśmy świadomi, że za miesiąc, za dwa, za trzy jeszcze się nic nie zmieni. Nie sposób nic zaplanować - mówią w rozmowie z nami producenci świń z gminy Grabica, którzy od czerwca borykają się z obostrzeniami związanymi z ASF.  

Po 7,5 roku doświadczeń z afrykańskim pomorem świń wydawało się, że jesteśmy przygotowani na to, co najgorsze. Że choroba w końcu dotrze do zagłębi trzodziarskich. Że już nauczyliśmy się, jak działać, kiedy po zdjęciu zakazu przemieszczania świń będzie kumulacja. Że na taki właśnie wypadek mamy umówione zakłady, które skupią zwierzęta z tych terenów. Niestety. Nawet doświadczenia z Wielkopolski nie pomogły. ASF na terenie województwa łódzkiego w gminie Grabica sieje spustoszenie. Rolnicy załamują ręce, a machina administracyjna tylko pogrąża ich w narastających problemach. Szybkich rozwiązań ani pomocy nie widać!


Sytuacja jest dramatyczna, głównie za sprawą problemów ze sprzedażą tuczników. Występują opóźnienia w odbiorze świń. Tuczniki przerastają, co dramatycznie wpływa na i tak niskie już ceny. Za żywiec otrzymujemy ok. 4 zł/kg, a za przerośnięte świnie ok. 3 zł/kg. Padają też rekordy. Proponuje nam się w tej sytuacji nawet 1,60 zł/kg żywca – mówi Dariusz Kalisiak z Bleszyna w gm. Grabica, który utrzymuje stado 100 loch w cyklu zamkniętym. Jego gospodarstwo znalazło się w strefie czerwonej po tym, jak potwierdzono przypadek ASF u świń w miejscowości Kruszów. Rolnik informuje, że w połowie sierpnia padła nawet propozycja skupu tuczników za 90 groszy/kg.

 

Rolnicy z gminy Grabica, gdzie jest ok. 180 tys. świń, utrzymywanych w ok. 300 gospodarstwach, twierdzą, że nieprzyzwoicie niskie ceny proponowane za żywiec nie są jedynym ich zmartwieniem. Biją na alarm z powodu rezygnacji z zakupu świń przez zakłady mięsne. Twierdzą, że nikt na 100% nie umówi się dziś z nimi na odbiór. W praktyce wygląda to tak: producent, chcący sprzedać świnie z czerwonej strefy, musi pojechać do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Piotrkowie Trybunalskim. Tam, po wcześniejszym ustaleniu z zakładem mięsnym, złożyć pismo, że chce sprzedać świnie. Potem zgłasza ten fakt urzędowemu lekarzowi weterynarii, który przyjeżdża pobrać krew. Zawozi ją do Inspekcji Weterynaryjnej w Piotrkowie Trybunalskim, a Inspekcja Weterynaryjna wysyła próbki do badania w laboratorium w Zduńskiej Woli. Po 3–4 dniach otrzymują wyniki i wtedy rolnik musi ponownie udać się do PLW po decyzję, umożliwiającą lekarzowi weterynarii wystawienie świadectwa zdrowia. Jeżeli po drodze zdarzy się błąd, choćby literówka, wtedy rolnik musi ponownie udać się do Inspekcji. Za każdym razem wiąże się to z jakimś czasem oczekiwania. Na dokumenty te, niby wydawane od ręki, rolnicy z obszaru o tak intensywnej produkcji świń zmuszeni są czekać niekiedy kilka godzin. Na razie za wszystkie badania w kierunku ASF płaci państwo.

 

– Problem w tym, że po kilkunastu godzinach od ustalenia z ubojnią, ta wycofuje się z zakupu. Szukamy innej ubojni, żeby zdążyć w okresie ważności badań. Decyzja PLW jest zmieniana na inną ubojnię, po czym ta również się wycofuje. Nie mamy na to wpływu – załamuje ręce rolnik i podkreśla, że umowa z ubojniami polega wyłącznie na rozmowie, najczęściej telefonicznej. Nie ma nic na piśmie, dlatego też tak łatwo jest się zakładom mięsnym wycofać. Ubojnie w odpowiedzi na pytania rolników, dlaczego tak się dzieje, odpowiadają, że nie ma rynku zbytu na mięso z czerwonej strefy. W związku z tym z dnia na dzień lokalne ubojnie, z którymi współpracowali, przestały odbierać od nich świnie.



r e k l a m a

– Mieliśmy to szczęście, że po potwierdzeniu ogniska znalazły się większe zakłady, które jeszcze przed nałożeniem obostrzeń zdjęły nam dorośnięte tuczniki. Animex w Starachowicach nie obniżył ceny i zapłacił nam za nie 5,15 zł/kg. Tylko dzięki temu nie ugotowaliśmy się. Mamy to szczęście, że bardzo dobrze w naszym powiecie współpracuje się z Inspekcją Weterynaryjną. Urzędowi lekarze weterynarii rozumieją nasze położenie. Po każdym zgłoszeniu przyjeżdżają po próbki na czas. Nie możemy mieć zastrzeżeń do kooperacji z nimi – mówi Paweł Bąkowski z Lutosławic w gm. Grabica, produkujący 6 tys. tuczników rocznie w cyklu otwartym. Jego gospodarstwo również jest w strefie czerwonej.

 

Rolnicy pytają, czy wyroby z mięsa pochodzącego od świń, które odstawiają za bezcen, jest inaczej znaczone? Czy konsument może je również taniej kupić? No bo przecież ktoś korzysta na tym, że oni tracą. Ceny wędlin dochodzą do 40–50 zł/kg. Są zrobione z przebadanego i zupełnie zdrowego mięsa.

Wójt gminy Grabica Krzysztof Kuliński, który również jest producentem świń, w tej chwili w niebieskiej strefie, podkreśla, że odpowiednio wcześnie przyszła informacja o tym przypadku.

– To, że mogliśmy sprzedać przed blokadą tuczniki, nawet te ważące 100 kg, spowodowało, że przez cały lipiec nie mieliśmy problemu z przerastającymi świniami. Problem pojawił się w sierpniu, kiedy więcej świń było gotowych do odstawy – mówi Kuliński. Ale jedne Starachowice problemu nie rozwiążą, szczególnie, że nie tylko Grabica znalazła się w czerwonej strefie. Do skupienia są tysiące świń z Żuromina.

 

Wójt twierdzi, że strona rządowa powinna doprowadzić do rozmów z zakładami ubojowymi, które odmawiają skupu. Być może te mają jakieś argumenty, przemawiające za tak niskimi stawkami za żywiec. Władze powinny wówczas rozważyć wsparcie tego sektora. Rolnicy nie są w stanie sami rozwiązać tej sytuacji, a skala problemu jedynie narasta.

– Dziwi nas ta sytuacja. Przecież zakłady mięsne siedzą na tej samej gałęzi, co my i sukcesywnie ją podcinają. Oczywiście, teraz zarabiają krocie. Bo jeżeli skupują tuczniki po 90 groszy/kg i sprzedadzą kiełbasę po cenach rynkowych, no to zarobią ogromne pieniądze. Tylko czy normalny gospodarz będzie dalej szedł w ten niepewny i nieopłacalny biznes? – pyta wójt.

 

Producenci zgodnie podkreślają, że nie wiedzą, co robić dalej. Ich zdaniem rząd powinien jasno określić dalszy scenariusz.

– Nawet jeżeli rolnik sprzeda świnie po zaniżonej cenie, załóżmy w skali 2 tys. tuczników, to uzyska pewną pulę pieniędzy. Jeżeli nie ma zobowiązań, to staje przed dylematem, co ma dalej zrobić. Ma zainwestowane olbrzymie pieniądze w budynki. I ma też gotówkę. Czy ma kupić samochód ciężarowy i świadczyć usługi transportowe? Czy ma wstawić warchlaki? – pyta Kuliński i podkreśla, że rolnicy nie są nieudolni. Jeżeli ktoś ma gospodarstwo produkujące 2 tys. świń, to jest bardzo dobrym biznesmenem.

 

Producenci dziś stoją przed dylematami. Czy mają się przebranżowić? A co z budynkami, w które wsadzili bardzo duże pieniądze? Pytają. Jednak pytania te wciąż pozostają bez odpowiedzi. Nie widać ani nie słychać, jakie pomysły na ten sektor ma rząd. Jak na zbawienie czekają na zdjęcie czerwonej strefy. Główny lekarz weterynarii poinformował ich, że najszybciej jest to możliwe w lutym–marcu 2022 r. i to tylko wtedy, kiedy w okolicy nie pojawią się kolejne przypadki.

– Duńskie warchlaki kosztują 180 zł/szt. Nie wiemy, czy i za ile je sprzedamy. Możemy wyjść jak Zabłocki na mydle – dywaguje Bączkowski.

– Doszliśmy do ściany. Władze nie zrobiły nic, kiedy był na to czas. Kiedy ASF nie dotarł jeszcze do terenów z intensywną produkcją świń. Mieli czas, by siebie i nas na to przygotować. Teraz próbuje się gasić pożar garnczkiem wody – mówi wójt. – Dofinansowanie na bioasekurację, owszem jest potrzebne, ale to na litość boską nie jest rozwiązanie naszych problemów. Rolnicy podkreślają, że ASF jest chorobą zwalczaną z urzędu, a ich obciąża się kosztami siatek w oknach, płotów i mat. Niektóre rzeczy są ich zdaniem zbędne. Bo co z tego, że wokół chlewni urosły płoty, skoro za nimi chodzą wielkie stada dzików. Tak się pomoru nie pozbędziemy. Rolą państwa jest zapewnienie dochodów rolnikom poszkodowanym przez wprowadzanie obostrzeń.

– Mamy zdrowe i zabezpieczone zwierzęta. Przeszliśmy pozytywnie kontrole. W związku z tym wywiązaliśmy się z nałożonych na nas obowiązków, a teraz czas na działanie państwa – uważa wójt. – Przecież wprowadzone obostrzenia powodują, że tracimy pieniądze. Za te świnie, które teraz sprzedajemy, powinniśmy mieć godziwie zapłacone, częściowo z ubojni, a częściowo ze Skarbu Państwa – dodaje. Tymczasem konkretnych informacji na temat wyrównywania strat nie ma.

Spotkania rolników, producentów świń, z włodarzami kończą się niczym. Spotkanie w łódzkim posłem Telusem, niby rzeczowe, niby zakończone zwołaniem nadzwyczajnej komisji rolnictwa. I co? I nic. Dalej to samo. Przyjeżdżają, mamią obietnicami. Nikt rolników nie słucha.

 

Fot. Kurek

autor Anna Kurek

Anna Kurek

<p>redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli trzody chlewnej.</p>

przeczytaj inne artykuły tego autora
r e k l a m a
r e k l a m a

Przeczytaj także

Afrykański pomór świń (ASF)

ASF: gdzie Europejczycy radzą sobie najlepiej, a gdzie najgorzej?

Komisja Europejska przygotowała ciekawe zestawienie danych dotyczących epidemii afrykańskiego pomoru świń (ASF) w UE od 2014 r. do września br. Jak się udało wyeliminować wirusa np. w Belgii i Czechach mimo obecności drobnoustrojów u dzików?

czytaj więcej
Afrykański pomór świń (ASF)

Afrykański pomór świń na Ukrainie: Ile ognisk, jakie metody zwalczania i bioasekuracji?

Nasi wschodni sąsiedzi również mają kłopoty z ASF - jednak o wiele mniejsze niż nasze. Nowy wybuch choroby odnotowano w jednym z gospodarstw w Mołoczańsku w obwodzie zaporoskim. W miejscowości została wprowadzona kwarantanna.

czytaj więcej

Walka z ASF: pieniędzy starczyło tylko na pół roku

Pieniądze przewidziane w tym roku na wypłatę odszkodowań za wybicie zwierząt z powodu ognisk grypy ptaków oraz afrykańskiego pomoru świń skończyły się w czerwcu. Lawina ognisk ASF zawsze rusza natomiast latem i nie inaczej jest teraz. Wielu producentów trzody chlewnej wciąż czeka na decyzje o przyznaniu odszkodowań, ale służby nie są zobligowane żadnymi terminami, jeśli chodzi o wypłatę środków.

czytaj więcej

Najważniejsze tematy

r e k l a m a
Pytania i regulaminy
Kategorie
Produkty Agrarsklep
Przydatne linki
Social Media

Polskie Wydawnictwo Rolnicze Sp. z o.o., ul. Metalowa 5, 60-118 Poznań. Akta rejestrowe przechowywane w Sądzie Rejonowym Poznań - Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, VIII Wydziale Gospodarczym, KRS 0000101146, NIP 7780164903, REGON 630175513, kapitał zakładowy: 1.000.000 PLN.

Wszystkie prezentowane w ramach niniejszego portalu treści są własnością Polskiego Wydawnictwa Rolniczego Sp. z o.o., są zastrzeżone i chronione prawem autorskim, kopiowanie i dalsze rozpowszechnianie treści jest zabronione. (art. 25 ust. 1 pkt 1b ustawy z 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych)