Z artykułu dowiesz się
- czy ograniczenie mocy ubojowych Danish Crown wpłynie na polskie ceny tuczników?
- czy będzie nadpodaż tuczników?
- jak sytuację ocenia "Polsus"?
Z artykułu dowiesz się
Osłabiony eksport do Chin i mniejsze zainteresowanie konsumentów mają duży wpływ na jednego z największych przetwórców mięsa w Europie. W związku z tym, że Danish Crown zamierza ograniczyć koszty, planowane są cięcia etatów. Jak informował topagrar.com wydajność ubojni trzody chlewnej w Essen (Dolna Saksonia) ma zostać zmniejszona o 40% do 1 maja 2023 r. Danish Crown jest w Niemczech na czwartym miejscu pod względem produkcji. W Danii zwolnionych będzie 100 pracowników. Firma szuka oszczędności w każdym dziale. Pisaliśmy o tym szerzej w ubiegłym tygodniu. Każda tego typu informacja rzutuje na rynek. Pytanie czy wpłynie na ceny tuczników?
- W dzisiejszym Świecie, szczególnie w Unii Europejskiej rynek wieprzowy działa na zasadzie naczyń połączonych. Informacja o obniżeniu liczby ubojów w zakładach Danish Crown znajdujących się w Essen (Niemcy) o 40% do 1 maja 2023 jest bardzo niepokojąca, a zarazem napawa nadzieją. Na problem należy spojrzeć jednak wielopoziomowo. Zauważmy, że z każdym miesiącem, w Niemczech liczba ubojów spada, co związane jest ze spadkiem pogłowia w tamtym kraju – a przypominam, że przed wykryciem ASF na terenie Niemiec, były one jednym z liderów eksportu mięsa poza UE, obecnie ich produkcja oscyluje w okolicach samowystarczalności. Idąc zasadą, że rynek nie znosi próżni, tuczniki, które nie wyjadą do ubojni w Essen, pojadą do innych zakładów, które znajdują się w Niemczech, ewentualnie w Polsce, które również nie działają pełnią swoich mocy – tłumaczy Bartosz Czarniak. Dodaje, że należy pamiętać, że Polska nie jest samowystarczalna w zakresie produkcji wieprzowiny i prosiąt. Jesteśmy zmuszeni do importu, najwięcej mięsa i materiału do tuczu pochodzi z Belgii, Niemiec i Danii.
- Wolumen importu z tych trzech krajów stanowi ok. 70% ogółu importu mięsa. Zatem ta decyzja Danish Crown nie wpłynie długofalowo na cenę żywca, ponieważ to nie ilość zakładów decyduje o cenie, a zapotrzebowanie rynku na nie – wyjaśnia Czarniak i zaznacza, że wg danych z ZSRIR (MRiRW) w 2021 r. sprowadziliśmy do Polski od stycznia do listopada 165 635 ton wieprzowiny z Niemiec, co stanowiło ponad 25% importu mięsa.
- W ubiegłym roku w tym samym okresie z Niemiec sprowadziliśmy 152 741 tony wieprzowiny, co stanowiło ponad 22% importowanego mięsa. Czy to mięso przyjedzie w formie gotowego surowca, czy też żywca wieprzowego, moim zdaniem nie wpłynie znacznie na cenniki, dlatego, że mając świadomość zmniejszonego pogłowia trzody chlewnej nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech jak i ogólnie w UE (poza nielicznymi wyjątkami), to i tak ostatecznie trafi ono do handlu, gdzie co raz bardziej odczuwana jest zmniejszona podaż surowca. Pytanie, czy taka forma importu będzie opłacalna dla producentów zza Odry?...a może jest to szansa dla polskiej produkcji aby się odrodzić? Czy zakłady przetwórcze będą szukały surowca wśród polskich rolników czy też poszukiwały innych źródeł importu? Czy producenci świń podejmą ryzyko produkcyjne w ciągle niepewnych warunkach gospodarowania? – zastanawia się rzecznik POLSUS i podkreśla, że zakłady przetwórcze powinny zadbać o swoje własne zaplecze surowcowe i zawierać z rolnikami umowy - z odniesieniem do ceny, bo w praktyce funkcjonują takie mechanizmy.
dkol/POLSUS/topagrar.com
Fot. Envato Elements
Dorota Kolasińska
<p>redaktor portalu topagrar.pl i działu top bydło, zootechnik, specjalista w zakresie hodowli bydła mięsnego i mlecznego</p>
Najważniejsze tematy