Katastrofa na rynku mleka gwarantowana? Hodowcy pod finansową ścianą
Dzisiaj Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii poruszył problem na rynku mleka. Ceny mleka w skupie spadają, koszty produkcji są takie same, kryzys się pogłębia, a ceny litra mleka na półkach sklepowych utrzymują się na wysokim poziomie. Co mówią o obecnej sytuacji w gospodarstwach hodowcy bydła mlecznego? Jak zapobiec nadchodzącej katastrofie?
Jarosław i Aneta Dębscy we Władysławowie Popowskim w woj. łódzkim prowadzą rodzinne gospodarstwo, gdzie produkują mleko. Właśnie tam dzisiaj pojawił się Michał Kołodziejczak, aby pokazać, że problemów w rolnictwie jest więcej, są to nie tylko niskie ceny zbóż i kryzys tej branży, ale również w mleczarstwie. Hodowcy stoją już pod finansową ścianą, gdzie produkcja przestaje się spinać. To ostatni moment według Kołodziejczaka, aby powstrzymać kolejną lawinę upadków gospodarstw, nie dopłatami, ale realnymi działaniami.
Ceny mleka spadają na łeb na szyję
- Widzimy bardzo duże spadki na rynku mleka i brak działań rządu. Kupiłem kilka butelek mleka w sklepie. Mleko u rolnika kosztuje od 1,5 -2 zł/l, w sklepach ceny utrzymują się na poziomie od 4 do 5 zł/l. To jest naprawdę granica opłacalności. To dobije polskich rolników. Ta ciężka praca i zapłata za nią, nie może być dziełem przypadku. To nie może być widzi mi się supermarketu, który dobija małe polskie spółdzielnie mleczarskie. Trzeba wprowadzić ustawę, która spowoduje, że cena początkowa, czyli ta, którą dostanie rolnik, będzie zależna od ceny w sklepie. Jeżeli mleko kosztuje dzisiaj 4,5 - 5 zł, to powinniśmy wiedzieć, że przynajmniej połowa tej ceny trafia do polskiego rolnika i wtedy przy spadkach cen u rolnika spadłaby cena w sklepie. Co się okazuje? U rolnika jest coraz taniej, a w sklepie cena trzyma się na wysokim poziomie. To handel, który dzisiaj dobija nas wszystkich, bardzo złe przepisy, które uderzają w polskich rolników odnośnie zmian unijnych, na które zgodzili się też polscy politycy. Na które my jako rolnicy nie wyraziliśmy zgody i ja ostrzegam kryzys na rynku mleka zbierze bardzo duże żniwo – podkreślił Kołodziejczak i dodał, że te gospodarstwa to nie są upadające obórki, ale duże, dofinansowane i porządne, prężnie działające obiekty, które potrzebują stabilnej sytuacji rynkowej, a nie gigantycznych wahań kosztów produkcji i mleka w skupie i dopłat, kiedy już rynek mleka sięgnie finansowego dna i jest za to dawno za późno. Gospodarstw i upadających mleczarni nie da się odbudować w jeden dzień, jak mówią rolnicy rzucając kolejną zapomogę. Konieczne są inne działania.
Na rynku pojawił się wysyp produktów mlekopodobnych, zamienników mleka – owsianych, sojowych, ryżowych i innych. Oczywiście teraz jest to wybór, który produkt wybieramy, ale Kołodziejczak podkreślił, że jeszcze trochę i nie będziemy mieli wyboru i będziemy pić „nibymleko” za 12 zł/l, albo produkty importowane. Jeżeli problemy nie zostaną rozwiązane będzie tak samo jak w przypadku trzody chlewnej – czasem nie ma jak kupić polskiego schabu, bo nasz rynek zalewa wieprzowina z innych państw. To jest również sprawa konsumentów.
Problemy hodowców mleka rosną z miesiąca na miesiąc
- Liczymy na to, że nasz rząd coś zrobi w tym kierunku. Jeżeli ten kryzys będzie się pogłębiał, to będzie trzeba likwidować gospodarstwa. To bardzo ciężka praca, a my za to dostajemy jałmużnę, która nie pokrywa kosztów produkcji – skarżył się jeden z producentów mleka. Właścicielka gospodarstwa opowiedziała z kolei o tym jak wygląda jej codzienna praca – jest ciężka i wie to każdy, kto był w gospodarstwie mlecznym. To praca dzień i noc, 365 dni w roku, bez urlopu.
- Trzeba je wydoić, nakarmić, oporządzić. Nie mamy wolnego czasu, nie możemy odjechać od domu. Nie możemy wziąć wolnego – mówiła rolniczka. Gdy w tamte okolice odwiedził Janusz Wojciechowski, komisarz ds. rolnictwa proponował, żeby rolnicy zajęli się alternatywną produkcją, za przykład podał ekologiczną, plasterkowaną marchewkę. Rolnicy zdenerwowali się na tą uwagę. Jak można z dnia na dzień zrezygnować z jakiejś produkcji, kiedy po pierwsze jest zadłużona na rozwój po uszy, a gospodarstwo jest wielopokoleniowe. Nie można zmienić, ot tak sobie, profilu produkcji. To nie jest tak łatwe, jak wydaje się niektórym osobom.
- Jestem hodowcą bydła mlecznego z powiatu łowickiego. Większość moich kolegów z mojej branży jest zakredytowanych, to kredyty zabezpieczone hipotekami, własnymi domami, ryzykujemy swoimi gospodarstwami. Sytuacja jest ciężka. Zanosi się na to, że będzie jeszcze gorsza. Mamy złe przeczucia. Jeśli mieliśmy jakieś oszczędności, to poszły na drogie nawozy, płaciliśmy krocie za nawóz, kupowaliśmy drogą ropę. Wiele za uszami ma dzisiejsza władza, nie pomaga, raczej działa to w drugą stronę – dodał inny rolnik. Hodowcy podkreślili, że nie chcą żadnych dopłat, potrzebne są inne regulacje w przepisach.
Absurdy w rolnictwie na porządku dziennym
- Bardzo poszły w górę ceny energii. Skoro tanieje węgiel, to dlaczego energia nie tanieje. Rząd chciał żebyśmy zakładali fotowoltaikę, zmieniono zasady rozliczania produkcji energii i wcale się to nie opłaca. Miałem 2 tys. za prąd teraz mam 5 tys. zł miesięcznie – mówił hodowca, jego kolega dodał, że przepisy dot. chociażby bardzo drogich magazynów energii są nieżyciowe. Praca magazynu o dopuszczalnej, maksymalnej mocy pozwala na godzinę pracy hali ubojowej w sytuacji braku prądu.
- Rząd nie robi nic żeby sytuacja się poprawiła, tylko i wyłącznie przygląda się, jak ta sytuacja się pogarsza, jak ceny za mleko są opuszczane przez supermarkety, które wymuszają obniżki na mleczarniach. Supermarket utrzymuje swoją cenę, rząd się przygląda, handlowiec, który ma kapitał z Portugalii, Niemiec, czy Francji, który zdominował polski rynek, zabiera marżę, zabiera to, co może zostać u nas w kraju, drenuje nasz rynek z pieniędzy. Rząd przygląda się jak dobijani są rolnicy i za chwilę znowu będzie mówił, że będzie dopłacał do mleka – podkreślił lider AgroUnii.
Jak zapobiec katastrofie na rynku mleka?
Kołodziejczak proponuje regulację na rynku mleka, bo kolejne dopłaty nie pomogą rozwiązać długofalowo problemów.
- Nie można zarobić na litrze mleka więcej niż określona suma. Nie można go kupić za 1,50 zł/l i sprzedać za 4,5 zł/l i jeszcze po drodze odciągnąć tłuszcze, odciągnąć inne wartościowe elementy. Trzeba uderzyć w rynek, ale nasz rząd boi się uderzenia w zagraniczny kapitał, który dzisiaj drenuje rolników, mleczarnie i spółdzielnie mleczarskie – zaznaczył Kołodziejczak. Pokreślił, że jeśli sytuacja dalej tak będzie wyglądać, jako pierwsze padną małe spółdzielnie, a na rynku nastąpi kolejna monopolizacja. Padną setki gospodarstw, które nie wiadomo jak długo mają produkować przy kompletnym braku opłacalności.
- Zostaną 2-3 duże podmioty, które przejmą handel mlekiem i przerabianie tego mleka w naszym kraju, a później będą szantażowane przez duże sieci handlowe warunkami. Mleczarnie będą musiały wymuszać niskie ceny na polskich producentach. Skończy się normalność, skończy się konkurencja, skończy się produkcja i my wszyscy przejdziemy na warunki, pracy pod wielkie firmy i korporacje i rolnik znowu stanie się niewolnikiem wielkiej korporacyjnej firmy, która będzie zgarniała cały zysk, a będzie się to przekładało też na to, że ceny mleka w sklepi nadal utrzymają się wysokie - mówił Michał Kołodziejczak.
dkol
Fot. AgroUnia
Dorota Kolasińska
<p>redaktor portalu topagrar.pl i działu top bydło, zootechnik, specjalista w zakresie hodowli bydła mięsnego i mlecznego</p>
Najważniejsze tematy