- Dlaczego warto mieć jałówki z własnego chowu ?
- Jak walczyć z mastitis ?
- Dlaczego warto kupować używany sprzęt rolniczy ?
- Co daje stosowanie paszowozu ?
– Większa kubatura i wydajna wentylacja kalenicowa sprawiły, że nasze problemy z mastitis odeszły w niepamięć. W starych stropowych budynkach co rusz któraś krowa łapała zapalenie. Innym problemem było to, że krowy utrzymywaliśmy aż w 4 różnych miejscach, zatem konwie z mlekiem trzeba było nosić na dość dużych odległościach zanim biały surowiec trafił do schładzalnika. Mało tego, nie wszędzie była bieżąca woda i również nosiliśmy ją w wiadrach. To była bardzo ciężka praca. Teraz mleko samo płynie, wystarczy przekładać aparaty udojowe, a wodę wedle potrzeb krowy pobierają z poideł – powiedział Władysław Musiał.
Jałówki z własnego chowu są wydajniejsze
Początkowo Gabriela i Władysław Musiałowie myśleli, że w nowej oborze zmieszczą się zarówno krowy, jak i jałówki. Jednak życie wszystko zweryfikowało, dziś mają już 46 krów, czyli dokładnie tyle ile legowisk w prawie 2-letniej uwięziówce. Pozostałe 12 jałowic korzysta ze starych budynków.
Był czas, że kupowali jałówki z ogłoszeń oraz na aukcjach, ale nie wszystkie się sprawdziły, dlatego wolą te własnego chowu. Od kiedy przeszli do nowego budynku wrócili też pod oceną użytkowości mlecznej. Póki co średnia wydajność przekracza 7 tys. kg mleka i rośnie. Chcieliby przeselekcjonować stado pod względem wydajności, bo jest pod tym względem duża rozbieżność pomiędzy konkretnymi sztukami, ale aby to zrobić, potrzebują dochować się więcej własnych jałówek. W inseminacji stosowane jest nasienie z MCHiRZ Łowicz, głównie od buhajów rasy hf oraz simentalskich w typie mlecznym.
– Mieszańce hf-a z simentalem mlecznym są znacznie zdrowsze niż typowe hf-y, a wydajnością tak bardzo nie odstają, dlatego będziemy szli w tym kierunku – powiedziała Gabriela Musiał.
- Gabriela i Władysław Musiałowie gospodarują z córką Mileną na 50 ha (30 ha własnych i 20 ha dzierżawy) we wsi Niemojowice (pow. opoczyński, gm. Żarnów). Uprawiają kukurydzę, pszenżyto i łąki. Utrzymują 58 sztuk, w tym 46 krów. Miesięcznie dostarczają ponad 20 tys. l mleka do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Końskich, w której Gabriela Musiał pełni funkcję delegata na walne zebranie przedstawicieli. Na zdjęciu od lewej: Władysław i Gabriela Musiałowie, ich córka Milena, redaktor naczelny TPR Krzysztof Wróblewski oraz zastępca kierownika działu skupu OSM Końskie Wiesław Popiel
Ciągnik retro w oborze nie wymięka
Obornik z korytarzy gnojowych szerokich na 2,2 m usuwany jest za pomocą ciągnika. Nie jest to zwykły ciągnik, bo już 48-letni. To wysłużony, ale w bardzo dobrym stanie McCormic, zakupiony za jedyne 8 tys. zł.
Kolega gospodarza przed rokiem przywiózł go ze Szwecji. Posiada silnik o mocy 38 KM. Jest prosty w obsłudze i tani w eksploatacji, do tego solidny, dlatego zdaniem Władysława Musiała, idealnie nadaje się, aby pracować w trudnych warunkach oborowych.
Traktor usuwa obornik poruszając się na wstecznym biegu, gdyż specjalna przystawka do usuwania obornika zamocowana jest z tyłu na trzypunktowym układzie zawieszenia TUZ.Ściany od strony wewnętrznej zostały wyłożone płytkami ceramicznymi w celu uzyskania powierzchni łatwo zmywalnej. Nie trzeba wykonywać corocznego bielenia, a wystarczy co kilka miesięcy zastosować mycie przy użyciu myjki ciśnieniowej.
- McCormic rocznik 1972 odpowiada za usuwanie obornika
Kupno używanych ciągników i sprzętu to mniejsze zadłużenie
Za dój odpowiada dojarka przewodowa wyposażona w 6 aparatów udojowych, choć używana, to sprawuje się bez zarzutów. Montaż używanej dojarki pozwolił obniżyć koszt inwestycji, podobnie jak drewniana konstrukcja dachu, bez zastosowania ocieplenia. Całość kosztowała ok. 350 tys. zł, czyli naprawdę niewiele, co w przeliczeniu na stanowisko daje niecałe 8 tys. zł. Rolnicy nie korzystali przy inwestycji z PROW-u, gdyż przeraziła ich biurokracja i papierologia z tym związana. Oborę sfinansowali ze środków własnych oraz z kredytu udzielonego przez lokalny Bank Spółdzielczy. Wsparli się również pożyczką udzieloną przez OSM Końskie, za którą zakupili m.in. większy schładzalnik do mleka o pojemności 2 tys. l. Rolnicy doceniają pomoc, jaką dostają od swojej spółdzielni.
Zasada, jaką stosują Gabriela i Władysław Musiałowie to jak najmniejsze zadłużanie się. Dlatego kupują raczej używane ciągniki i sprzęt. Obecnie w gospodarstwie pracuje aż 7 traktorów: MTZ, McCormic, Ursus 2812, Ursus C-360, Renault o mocy 140 KM i dwa Case o mocy 106 i 65 KM.
Stosowanie paszowozu zwiększa wydajność
Od całkiem niedawna, bo od stycznia br., hodowcy wprowadzili żywienie z zastosowaniem wozu paszowego Strautmann o pojemności 9 m3, w którym za cięcie i mieszanie odpowiada jeden pionowy ślimak. Maszynę napędza ciągnik MTZ o mocy 80 KM. To tani i prosty ciągnik zakupiony specjalnie z myślą o paszowozie. Jak zapewnia rolnik, przy dziennym mieszaniu i rozdawaniu paszy trwającym godzinę traktor ten zużywa tylko 3,5 l paliwa.
– W starych budynkach paszowóz pozostawał w sferze marzeń. Teraz przy stole paszowym szerokim na 4,5 m nie było żadnych przeciwwskazań. Na początku wdrożenia wymieszanej dawki zanotowaliśmy nieduży spadek mleczności. Jednak szybko, już po kilku tygodniach, wydajność zaczęła iść w górę i teraz doimy średnio o 2–3 l na dzień więcej od krowy niż przed zakupem wozu paszowego – oznajmił Władysław Musiał.
W skład dawki PMR, nie TMR, gdyż nie zawiera ona pasz treściwych, wchodzą: kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka, słoma i młóto browarniane. Pasze treściwe hodowcy zadają z ręki każdej krowie wedle indywidualnej dawki dostosowanej do jej aktualnej wydajności i fazy laktacji.
Andrzej Rutkowski
Zdjęcia: Andrzej Rutkowski
Zdjęcie Główne: Pixabay