r e k l a m a
Partnerzy portalu
W OSM Kraśnik czekają już tylko na syndyka
02.11.2019autor:
Minął ponad rok od chwili, gdy dostawcy mleka zawiadomili redakcję „TPR”, że ich spółdzielnia nie płaci za surowiec. Potem było coraz gorzej. Ostatecznie produkcja stanęła wiosną tego roku, a 15 października 2019 roku delegaci zajęli się wnioskiem o upadłość.
– Walne Zgromadzenie przyjęło wniosek o ogłoszenie upadłości spółdzielni – informuje Janusz Bełcik, p.o. prezesa. Historia OSM Kraśnik kończy się w atmosferze wzajemnych oskarżeń i pretensji.
Wniosek o upadłość
Gdy w 2018 roku pisaliśmy o sytuacji w spółdzielni, jej prezesem był Grzegorz Piątek. Złą sytuację tłumaczył m.in. działaniami poprzedników oraz wycofaniem się BGŻ z bieżącego finansowania spółdzielni. We wrześniu ub. roku informował, że mleczarnia, poza zobowiązaniami wobec dostawców, nie ma długów bankowych, a hipoteka nie jest obciążona. Zapowiadał uzyskanie kredytu obrotowego lub pozyskanie inwestora i spłatę wierzycieli. Pół roku później nie był już prezesem.
r e k l a m a
Co mówi dziś? – Była możliwość, może nie uratowania spółdzielni, ale przetrwania zakładu. Był przedsiębiorca, który chciał go wydzierżawić i wznowić produkcję, było zapewnione mleko. Pracownicy dostaliby pensje, rolnicy zaległe pieniądze. W dalszej perspektywie w grę wchodziło zainwestowanie przez niego w zakład i restrukturyzacja. Na ostatniej prostej nie zgodziły się związki zawodowe. Z tego co wiem, to pracownicy dziś żałują.
Grzegorz Piątek uważa, że próba ratowania spółdzielni nie powiodła się, ponieważ nie wszyscy byli tym zainteresowani. – Drobnym producentom mleka, np. tym z Wilkołazu, nie zależało na spółdzielni, woleli robić szum wokół zaległości za dostawy. Także niektórzy pracownicy zakładu przedkładali własne interesy nad dobro spółdzielni. Był wśród nich Janusz Bełcik (obecny p.o. prezesa – dop. red.), który „zwolnił” już kilku prezesów. Powstała nieformalna, nieuznawana przez KRS, rada nadzorcza, która próbowała zwolnić mnie jeszcze w grudniu ub. roku – opowiada Grzegorz Piątek. Ostatecznie, jak informuje, ze spółdzielnią pożegnał się 30 kwietnia br. – Gdy związki pod wpływem pana Bełcika zablokowały możliwość ratowania zakładu, a rada nadzorcza sterowana przez oponentów domagała się mojego odejścia, nie miałem wyjścia: złożyłem wniosek o upadłość OSM Kraśnik, zrezygnowałem z funkcji, zwołując na następny dzień walne, tak by zachować ciągłość zarządzania.
Nowe władze spółdzielni zwolniły prezesa Piątka dyscyplinarnie. Ten skierował sprawę do sądu pracy. – Z połowy zarzutów pan Bełcik się już w sądzie wycofał. Dwa pozostałe uważam za absurdalne – mówi Grzegorz Piątek. Co do złożonego przez niego wniosku o upadłość: – Był w nim błąd drukarski, nowy zarząd tego nie poprawił i tak ciągną do dziś bez produkcji wyprzedając maszyny.
Grzegorz Piątek mówi, że gdy opuszczał mleczarnię byli chętni do jej kupienia za 5 mln zł. – Teraz słyszałem, że najlepsza oferta to 1,5 mln zł.
Głuchy telefon
Do OSM Kraśnik nie można się dodzwonić. Pojechaliśmy na miejsce. Okazuje się, że mężczyzna opuszczający szlaban za wyjeżdżającym z zakładu samochodem to p.o. prezesa OSM Kraśnik Janusz Bełcik, na stanowisku od kilku miesięcy. Mówi, że z zakładem jest związany od wielu lat, choć z przerwami, bo „prezes Piątek próbował się go pozbyć z rady nadzorczej i zakładu”.
– To komornik wyjeżdżał – mówi Janusz Bełcik. Nie chce rozmawiać. Nie chce też powiedzieć, kiedy dokładnie ma się odbyć ostatnie walne, mówi, że to „tajemnica”.
Informuje, że jeden z wierzycieli zgłosił wniosek o upadłość. Tłumaczy, że w statucie spółdzielni jest zapis, że walne musi zająć się wnioskiem dwa razy.
Ostatecznie jeszcze przez chwilę rozmawiamy przy szlabanie. – Jestem delegowany z ramienia RN do pełnienia funkcji p.o. prezesa – mówi Janusz Bełcik. – Jest coraz gorzej i tyle. Od marca nie ma produkcji, pracownicy nie dostają wynagrodzeń. Największy z wierzycieli wśród dostawców mleka nie dostał 350 tys. zł. Nie ma szans, żeby dostawcy coś odzyskali, rolnicy na liście syndyka będą na samym końcu.
O byłym prezesie Piątku Janusz Bełcik mówi, że porzucił stanowisko pracy. – Złożył rezygnację w kwietniu tuż przed nadzwyczajnym walnym, które w końcu delegaci wymogli przy udziale Krajowej Rady Spółdzielczej. Rezygnację złożył na ręce przewodniczącego rady nadzorczej, który sam kilka dni wcześniej zrezygnował. W sumie czterech członków rady i prezes zrezygnowali. Każdy może to zrobić, jego prawo, ale trzeba zostawić sprawozdanie, bilans. Tymczasem po bilans musieliśmy jeździć do Lublina, bo tam była księgowość. Prezes Piątek na walne nie przyszedł, poszedł na urlop – mówi Janusz Bełcik.
Pytany, dlaczego spółdzielnia bankrutuje, odpowiada „niegospodarność poprzedników”. Proszony o doprecyzowanie wyjaśnia, że ma na myśli okres zarządzania spółdzielnią przez prezesa Piątka.– Zgłosiliśmy sprawę do prokuratury, ale co to da, pracy nam to nie zwróci – stwierdza.
– Do momentu sprzedaży zakładu w Opolu Lubelskim spółdzielnia była na plusie. Potem było coraz gorzej. Były prezes Piątek mydlił oczy. A my byliśmy otwarci na każdą sensowną propozycję, aby zakład uratować, ale nie na dzierżawę za 20 tys. zł. Ktoś się śmiał, że to na pensję dla prezesa. Po kwietniowym walnym próbowaliśmy sprzedać zakład. Ale oddać go za milion, półtora? Przy zadłużeniu kilku milionów? Czekamy już tylko na syndyka.
Szkoda, że tak się skończyło
Janusz Pelak z Wilkołazu Drugiego jest byłym dostawcą spółdzielni i jej udziałowcem, znajduje się w grupie, którym mleczarnia nie zapłaciła za surowiec.
– Mogę jeszcze stracić dodatkowo, ponieważ w spółdzielni miałem niepełny udział. A członek spółdzielni w przypadku jej upadku odpowiada finansowo do wysokości udziału – mówi rolnik. Wraz z grupą wierzycieli dochodzi swoich racji w sądzie. – Reprezentujący nas prawnik relacjonował, że spółdzielnia kwestionowała w sądzie, że rzeczywiście dostarczyliśmy mleko. Kto poważny uwierzy w takie tłumaczenia.
Co myśli o całej tej sprawie z perspektywy czasu? – Uważam, że byłem naiwny. Ze spółdzielnią działy się dziwne rzeczy. Dostawcy zaczęli odchodzić, a prezes Piątek mówił o mafii byłych prezesów uniemożliwiającej wzięcie kredytu obrotowego czy o aktach sabotażu w zakładzie. Mówił też o planach naprawy i rozwoju, ale żadnych efektów nie było widać. Mimo to myślałem, że można się z nim porozumieć. Teraz wiem, że nie było to możliwe. Udziałowcy, choć pytaliśmy, byli pozbawieni prawdziwych informacji na temat sytuacji spółdzielni. Nikt nigdy nie zapytał nas, spółdzielców, co robić. W efekcie polityki prezesa Piątka i jego zauszników, ja i pozostali udziałowcy straciliśmy nasz majątek, naszą spółdzielnię.
Zupełnie inaczej widzi to Wiesław Latos z Rudnika Szlacheckiego, za czasów prezesa Piątka członek rady nadzorczej. – Plan przywrócenia produkcji był realny, a zakład w Kraśniku do uratowania. Prezes działał jednak w bardzo trudnych warunkach, obejmując funkcję nie wiedział np. że bank wycofał kredyt obrotowy czy, że niektórym pracownikom trzeba płacić wielomiesięczne odprawy. Miał przeciw sobie część dostawców i pracowników. Szkoda, że tak się to skończyło.
15 października Janusz Bełcik poinformował nas, że odbywające się w tym dniu walne przyjęło wniosek o upadłość spółdzielni.
Krzysztof Janisławski
Zdjęcie: Krzysztof Janisławski
Zdjęcie: Krzysztof Janisławski
Masz pytania?
Zadaj pytanie redakcjir e k l a m a
r e k l a m a
Najważniejsze tematy
r e k l a m a