Z artykułu dowiesz się
- Czy Komisja Europejska dostrzega kryzys na rynku mleka i będzie interweniować?
- Czy w końcu wzrośnie popyt Chin na produkty mleczarskie z Europy?
- Jaki wpływ na światowy rynek mleka mają obecnie Chiny?
Z artykułu dowiesz się
Pomimo tego, coraz powszechniej mówi się o konieczności uruchomienia interwencji na rynku mleka przez Komisję Europejską. Wskazując konieczność rewaloryzacji obowiązujących od 15 lat stawek, w tej sprawie postulują m.in. organizacje branżowe, wszak dotychczasowe stawki interwencyjne wciąż są na bardzo niskich poziomach. Oczekiwania są spore. Zejdźmy jednak na ziemię. Obecne stawki są żenująco niskie, bo potencjalny wykup masła po cenie 246,39 euro/100 kg, czy odtłuszczonego mleka w proszku 169,8 euro/100 kg w ogóle nie rozwiązuje problemu. Formalnie, aby KE uruchomiła ten mechanizm, cena mleka w skupie musiałaby spaść poniżej 1 zł/l. Aby uwzględniać aktualne koszty produkcji oraz przetwórstwa mleka, stawki powinny być przynajmniej dwukrotnie wyższe.
Niestety, nie dość, że KE kryzysu na rynku mleka wciąż nie dostrzega, to na domiar złego nawet w ostatnich raportach o stanie sektora mleczarskiego nie ma ani słowa o trudnej sytuacji w branży. Interwencja jest jednak działaniem ostatecznym, swoistym kołem ratunkowym, które, miejmy nadzieję, nie będzie potrzebne. Cały sektor mleczarski czeka bowiem na odwrócenie trendu spadku cen na światowym rynku mleka. Brzmi to przesadnie optymistycznie? Wiele wskazuje na to, że ten optymistyczny scenariusz wkrótce się ziści.
Zniesienie polityki „zero COVID” przez chiński rząd dało pewien sygnał, że Kraj Środka zaczyna budzić się po pandemii. Wśród analityków rynku mleka, w Polsce dominuje jednak narracja, że rynek znajduje się już w głębokim kryzysie, a nawet stoi nad przepaścią. Nie jest jednak tak źle. Wystarczy, że nastąpi zwiększenie aktywności handlowej Chin na światowym rynku mleka na przełomie 2 i 3 kwartału 2023 r. a tryby w tej, przynajmniej wedle niektórych, zastygłej maszynie znów zaczną pracować jak należy.
Amerykańscy analitycy wyliczyli, że zmiana o 1% wielkości chińskiego importu natychmiast przyczynia się do zmiany ceny nabiału w tym samym wymiarze w USA. Brzmi niewiarygodnie, ale taka jest obecnie siła wpływu chińskiej gospodarki na resztę świata. Reguła ta zachodzi z uwagi na silne związki gospodarcze Chin z USA, Nową Zelandią i Unią Europejską. Relacje te mogą jednak w niedalekiej przyszłości osłabnąć, bo Chiny w ramach strategii rozwoju sektora mleczarskiego zakładają wieloetapowy proces zmierzający do osiągnięcia samowystarczalności.
Plan ten jest rozpisany na lata, a na osiągnięcie oczekiwanego efektu Chińczycy będą musieli jeszcze poczekać. Na razie przyjąć należy, że import artykułów mleczarskich do Chin w br. może być większy niż w 2022 r., ale przy tym mniejszy niż w rekordowym 2021 r. Chińscy analitycy przyjmują, że w 2023 r. spadek importu w odniesieniu do roku 2021 może wynieść od 7 do 15%. Popyt na produkty mleczne w Chinach wzrośnie w 2023 r., ale silny wzrost produkcji mleka może ograniczyć dynamikę wzrostu importu produktów mlecznych. Chiny nie ujawniają rzeczywistych danych na temat swojej produkcji. Informacje, które do nas docierają są sprzeczne.
Publikowane dane nie obejmują całości produkowanego mleka w Chinach, przez co z naszego punktu widzenia obserwujemy gwałtowne zmiany w zakresie wielkości produkcji mleka. Ponadto, dane miesięczne sięgają tylko do 2017 r., a do poprawnej analizy potrzebujemy dłuższego okresu, tj. przynajmniej od 2008 r. Podejrzanie też wygląda ogromny wzrost produkcji w latach 2021–2022. Najwyraźniej ktoś ma w tej dezinformacji interes, bo kraj, w którym władze mają nad wszystkim kontrolę, z całą pewnością jest w posiadaniu dokładnych danych, których z pewnych względów ujawnić nie chce.
Podobną strategię „informacyjną” w ubiegłych latach Chiny przyjmowały już w innych obszarach, twierdząc choćby, że są importerem przynajmniej 51% światowej produkcji zbóż.
Chaos informacyjny tworzy jednak określony skutek w gospodarce i taki jest rzeczywisty zamiar tych, którzy go tworzą. Nawet tak silnie powiązane rynki, jak USA, Europa czy Chiny nie reagują jednak równocześnie. Zmiany cen zachodzą przez to z opóźnieniem, jednak pod wpływem konkretnych czynników. Aby jednak odpowiednio połączyć części tej układanki, potrzeba nie lada wysiłku. Z pewnością jednak, część niedawnego wzrostu produkcji w Chinach jest spowodowana rekordowo wysokimi cenami mleka i marżami w 2021 r. Marże z produkcji mleka spadały przez ostatnie 12 miesięcy, więc nie możemy przypisać całego tego wzrostu wyłącznie czynnikom ekonomicznym. Wszystkim nam o uszy obiło się, że chiński rząd zachęca do większej produkcji i konsumpcji mleka produkowanego w kraju.
To akurat nikogo nie dziwi, bo niemal każdy kraj na świecie dąży do samowystarczalności żywnościowej, ponieważ jest ona filarem bezpiecznego funkcjonowania państwa. Nie zapominajmy jednak, że koszt produkcji mleka w Chinach jest wciąż wysoki, a import, przynajmniej jak dotąd, był stosunkowo tani, co hamowało wzrost krajowej produkcji. Dlaczego zatem rząd w Pekinie miałby nagle wywierać większą presję na chiński przemysł mleczarski, aby ten produkował więcej mleka?
Jednym z możliwych wyjaśnień jest to, że rządy dwóch największych eksporterów produktów mlecznych (tj. UE i Nowa Zelandia) coraz bardziej zaostrzają wymagania środowiskowe, które już ograniczają albo w niedalekiej przyszłości spowodują ograniczenie produkcji i tym samym przecież eksport mleka. Wygląda to na przysłowiowy strzał w kolano, bo jest to jednoznaczny kurs na wyzbycie się nie tylko niezależności energetycznej, ale i… żywnościowej.
Chińczycy z tego sobie zdają sprawę i już zabezpieczają tyły. Oni przecież nie tworzą barier wbrew swojej gospodarce, a powielanie złych wzorców w rodzaju Europejskiego Zielonego Ładu ani im w głowie.
Jarosław Malczewski
Zdjęcie: Archiwum
Najważniejsze tematy