- Jak znaleźć idealnie dobraną do gleby maszynę?
- Specyficzna gleba wymaga specjalistycznej maszyny: zbiór wielu podzespołów do 5 operacji jednocześnie
- Uprawa, precyzyjny siew i dobrze podany nawóz w jednym
- Proste i tanie siewniki: jak produkować niedużym kosztem
Idealnie dobrana maszyna do gleby: jak ją znaleźć?
Duża grupa rolników m.in. z województwa lubelskiego gospodaruje na trudnych glebach. Na jednym polu pojawia się gleba mozaikowata, która przy niedużej ilości opadów zamienia się w beton, a kilkadziesiąt metrów dalej występuje już piach, który bez odpowiedniej ilości wody nie da plonu.
Naszych bohaterów łączy nie tylko wspólny region, ale także problem z odpowiednim dobraniem maszyn pod ich ziemie. Dla jednych największym wyzwaniem w gospodarstwie stanowi ciężka w uprawie gleba, dla innych coraz większy deficyt wody. Wspólne jest to, że tylko odpowiednia uprawa ich gleb owocuje uzyskaniem satysfakcjonujących plonów.
Poszukiwania właściwej maszyny niektórym zajęły dobre kilka lat. Jedni inspiracji szukali odwiedzając gospodarstwa na terenie kraju, inni podczas zagranicznych podróży. Niejednokrotnie okazywało się, że żadna firma na rynku nie spełniła oczekiwań rolników, ale i budżet ograniczał możliwość zakupu nowego sprzętu. Cel uzyskania jak najlepszego plonu oraz zmysły techniczne naszych Czytelników spowodowały, że postanowili własnoręcznie zbudować maszyny typowo pod swoje ziemie w gospodarstwie.
Odwiedziliśmy oddalonych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów rolników z województwa lubelskiego, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i w przydomowych warsztatach wykonali bardzo ciekawe maszyny do siewu uproszczonego. Założenia w większości były takie same. Stabilne plony, redukcja wykonywanych zabiegów oraz oszczędność czasu, wody i pieniędzy.
Potrzeba matką wynalazków
– Na naszych glebach opóźnienie siewu rzepaku o dzień, to tak jak u innych o tydzień – mówi Paweł Pikor, rolnik z okolic Chełma, który co roku trudzi się, aby zasiać rzepak w pierwszym tygodniu sierpnia. Powodem tego jest bardzo wymagająca w uprawie rędzina o bonitacji IVa–IVb.
– Na wierzchu jest 20–30 cm czarnej ziemi, niżej jest 15 cm gliny, a pod gliną jest biały kamień, taki z którego robi się cement – opowiada rolnik. Gdy podczas głębszej uprawy kamień podejdzie do góry i wymiesza się z gliną i dostanie trochę wody i słońca, to z ziemi robi się beton.
Co ważne, jest to żyzna ziemia, odporna na susze. Żółta glina dobrze trzyma wodę, co pozwala w bardzo suchym roku zebrać ok. 3 t/ha rzepaku czy 50 t/ha buraków.
– W przypadku suszy moja ziemia jest w stanie wytrzymać ponad miesiąc dłużej w stosunku do lekkich i średnich gleb. Glina jest jak gąbka, która trzyma wodę w glebie – mówi gospodarz. Jednak w miejscach na polach rolnika, gdzie nie ma żółtej gliny, a występuje jedynie czarna ziemia i biały kamień, transpiracja jest tak intensywna, że woda odcinana jest natychmiast.
Specyficzna gleba wymaga specjalistycznej maszyny
Do uprawy i siewu rzepaku na tak specyficznej glebie Pikor potrzebował odpowiedniej maszyny. Po wielu latach prób siewu różnymi metodami np. siewem rzutowym, młody rolnik zdecydował się stworzyć siewnik bezpośredni typu strip-till. Zalążkiem pomysłu na zrobienie własnej maszyny były przede wszystkim warunki, w których miałaby pracować, a także finanse.
– Nie było takiej fabrycznej maszyny, która w pełni sprawdziłaby się na moich polach. Testowaliśmy i zawsze było coś nie tak. Maszyny za płytko uprawiały i podawały nawóz, dozowanie też nie było odpowiednie – wspomina młody rolnik. Pierwszą koncepcję strip-tillu Pikor zauważył już kilkanaście lat temu u znajomego rolnika. Było to jeszcze przed pojawieniem się takich maszyn na naszym rynku. Wtedy pojawiły się pierwsze myśli o własnej konstrukcji siewnika na wymagające rędziny.
Zbiór wielu różnych podzespołów
Okolica z bardzo trudnymi w uprawie, ale żyznymi ziemiami, zmusiła rolnika, aby złożył własną maszynę. Ta, zbudowana przez niego, to zlepek różnych podzespołów.
– Szukałem takich komponentów, żeby móc złożyć wszystko w całość bez większych przeróbek. Nie ma maszyn idealnych, każdą trzeba indywidualnie dostosować do siebie, stąd pomysł, żeby kupić poszczególne podzespoły i stworzyć strip-till typowo pod moje gospodarstwo – mówi Pikor.
Samo wykonanie zajęło rolnikowi całą zimę. Najbardziej czasochłonne okazało się skompletowanie wszystkich elementów. Wymagało dwóch lat poszukiwań.
Podwozie maszyny zostało wykorzystane z głębosza duńskiej firmy He-va. Do wysiewu nawozu rolnik zakupił siewnik Tume. Maszyna wyposażona jest w elektryczny dozownik rzepaku firmy APV z przezbrojeniem typowo pod rzepak oraz redlicami Kuhn SD. Przekładnie wykorzystał z rozrzutnika obornika polskiego producenta. Koła napędowe oraz część ramy rolnik skonstruował sam. Własnej produkcji jest też wał, który wzorowany był na Horsch Pronto, tyle że na wyższych i węższych kołach. Resztę wystarczyło odpowiednio spasować i rolnik mógł wyjeżdżać w pole.
Przed podjęciem projektu gospodarz dużo jeździł i podpatrywał podobne rozwiązania. Zdobyta na studiach wiedza zarówno z rolnictwa, jak i budowy maszyn, poparta doświadczeniem w pracy na gospodarstwie oraz zmysł techniczny sprawiły, że bez większych komplikacji zbudował odpowiednią dla siebie maszynę. 3-metrowy strip-till pracuje z 265-konnym ciągnikiem Same Diamand. Zabezpieczone hydraulicznie łapy spulchniają rolę na głębokości 25–30 cm, tak aby ruszyły warstwę gliny. Prędkość jazdy w zależności od warunków to zazwyczaj 6–8 km/h. Imponujące jest spalanie zestawu, które wynosi średnio nieco ponad 10 l/ha.
– W tego typu narzędziach im więcej mocy, tym lepiej. Tu wykonujemy 5 operacji jednocześnie. Musi być odpowiednia prędkość i głębokość – podkreśla.
Podczas budowy sprzętu rolnik korzystał z usług lokalnych zakładów, gdzie zlecał np. wykonanie cięć laserowych, toczenia czy obróbki CNC. Wszystkie potrzebne rysunki wykonywał sam, a maszynę budował z jednym pomocnikiem.
Odpowiednio dobrany termin siewu
– W tego typu maszynach im bardziej jest sucho, tym lepiej. Ogranicza mnie jedna rzecz – termin siewu – informuje gospodarz. Rolnik z Adamowa zaznacza, że siewnik, który wykonał, to także recepta na czas, ponieważ gospodaruje on sam. Od wielu lat wszystkie uprawy w gospodarstwie wykonywane są w technologii bezorkowej. Przed siewem rzepaku wykonuje jedynie bardzo płytką uprawę ścierniska talerzówką. Głównymi korzyściami w siewie rzepaku technologią strip-till jest czas, pieniądze oraz równiejsze wschody. Wadą uproszczonego siewu jest występowanie szkodników (myszy, ślimaki, ptaki). Zdaniem Czytelnika w takiej technologii trzeba zwiększyć ochronę herbicydową i fungicydową.
Kompletna maszyna kosztowała rolnika ok. 100 tys. zł.
Nie zamienilibyśmy maszyny na nową
– Zakup nowej maszyny nie wchodził w grę, ponieważ takie na rynku dopiero zaczynały się pojawiać i nie były odpowiednio dopracowane – mówi Janusz Wojtiuk, który wraz z bratem Mariuszem w 2014 roku postanowił skonstruować siewnik do uprawy pasowej.
Tworząc sprzęt, rolnicy nie wzorowali się na konkretnym rozwiązaniu danej firmy, a bazowali jedynie na autorskim pomyśle. Od podstaw zaprojektowali maszynę, a następnie przez ponad pół roku ją budowali. Większość elementów wytworzyli samodzielnie w swoim warsztacie, kupili jedynie skrzynie na ziarno oraz aparaty wysiewające. Maszynę zbudowali w większości z polskich części.
– Kosztowało to bardzo dużo pracy. Wszystko sami wyspawaliśmy, wycięliśmy, wyszlifowaliśmy – mówi Mariusz.
Precyzja w siewie i dobrze podany nawóz
Rolnikom zależało na precyzji nie tylko w wysiewie nasion, ale także w podaniu nawozu. Z tego powodu maszyna Wojtiuków ma aż 3 komory na nawóz. Pierwsza dawka podawana jest przez słupicę na głębokość ok. 30 cm, druga obok nasiona na głębokość 2–4 cm, a z trzeciej komory powierzchniowo podawany jest dodatkowo azot.
Maszyna to 3-m siewnik pasowy, do siewu pszenicy oraz rzepaku, z jednoczesnym podawaniem nawozu. Głównym powodem budowy urządzenia były coraz większe deficyty wody na polach Wojtiuków, ale również możliwe zmniejszenie nakładów pracy.
– Nasze ziemie w większości są bardzo dobre w uprawie, mamy mało kamieni, nie są to ciężkie ziemie. Największym problemem jest jednak brak wody. Musimy uprawiać tak, żeby możliwie jak najmniej wyciągać jej z ziemi – mówi rolnik.
Uprawa, nawożenie i siew w jednym
Łapy spulchniające oraz redlice wycięli samodzielnie. Do wykonania słupic rolnicy wykorzystali materiał z lemiesza. Własnoręcznie wyspawali także ramę. Maszyna rolników umożliwia wykonanie 3 zabiegów w jednym przejeździe – uprawa, nawożenie, siew. Do zbiorników można wsypać łącznie ponad 2 tony nawozu oraz 600 kg pszenicy. Waży ok. 3 ton i zagregatowana jest z 230-konnym ciągnikiem New Holland. Bracia nie ukrywają, że do pracy z siewnikiem mógłby być jeszcze mocniejszy ciągnik.
– Łapa wytrzymuje średnio 100 ha, w fabrycznych maszynach zazwyczaj jest to ok. 60 ha – informuje rolnik z Stefankowic. Te w maszynie Wojtiuków zabezpieczone są na śrubach ścinających.
Siewnik Wojtiuków zbudowany jest dość prosto. Wszystko działa mechanicznie. Ma 9 łap, wał oponowy i 5 redlic. Normę wysiewu ustala się mechanicznie za pomocą próby kręconej. Maszyna wyposażona jest jedynie w prosty komputer, który liczy hektary oraz dawkę wysiewu nasion i nawozu. Średnie spalanie podczas pracy w zależności od warunków kształtuje się na poziomie 12–18 l/ha, co jak podkreślają – jest porównywalne do spalania, jakie uzyskiwali podczas orki.
Plony lepsze niż w siewie tradycyjnym
W pierwszym roku po zbudowaniu maszyny rolnicy zasiali nią połowę swojego areału pszenicy oraz rzepaku.
– Ku naszemu zdziwieniu w technologii pasowej plony były na wyższym poziomie niż w uprawie tradycyjnej – opowiada Janusz. W następnym roku całą plantację rzepaku, jak i pszenicy zasiali w strip-tillu.
– Ziemia zatrzymuje więcej wody, są dużo lepsze wschody i większy rozwój systemu korzeniowego. Nasiona mają więcej wilgoci potrzebnej do wschodu, ale i nawóz otrzymuje potrzebną do rozpuszczenia wilgoć – dodaje Mariusz. Rolnicy dostrzegają zalety technologii pasowej także podczas siania zboża jarego. Wcześniej raczej unikali wiosennego siewu pszenicy.
– Zwykle nie sialiśmy jarej pszenicy, bo w tradycyjnej uprawie plonowała ona na poziomie ok. 6 t/ha. Ku naszemu zdziwieniu siana strip-tillem daje nam 8t/ha – mówią bracia.
Sprawdza się to przede wszystkim na stanowiskach po burakach, gdzie późny termin zbioru skutkował koniecznością siewu pszenicy zazwyczaj w drugim tygodniu listopada. Plon wtedy nie był zadowalający, natomiast aktualnie plon jarych zasianych pasowo przybliża się do ozimin zasianych we właściwym terminie.
– Najważniejsze w strip-tillu jest odpowiednie zagospodarowanie resztkami pożniwnymi oraz zmianowanie. Musi to być dokładnie rozdrobnione i rozrzucone – mówi Janusz. Cała słoma jest cięta na sieczkę. Pola nie są nawożone obornikiem.
Na początku przygody ze strip-tillem siew odbywał się bezpośrednio w ściernisko, ale ostatecznie rolnicy zdecydowali się na dodatkową płytką uprawę talerzówką.
Aby ostatecznie maszyna pracowała zgodnie z założeniami braci, odbyło się wiele prób. Dużo czasu zajęło tworzenie poszczególnych elementów, ponieważ większa część z nich wycinana była za pomocą szlifierki. Najbardziej czasochłonne okazało się jednak prawidłowe wyprofilowanie łap tak, aby ziemia była odpowiednio zmieszana, a ciągnik nie męczył się. Wszystko odbywało się metodą prób i błędów. Końcowy koszt zbudowania maszyny rolnicy szacują na ok. 70 tys. zł.
– Nie chcielibyśmy zamienić naszej maszyny na nowy sprzęt – kończą zadowoleni bracia. Co ciekawe, to nie pierwszy taki projekt w gospodarstwie Wojtiuków. Ponad 10 lat temu wspólnie zbudowali rozsiewacz do nawozów.
Proste, tanie maszyny i dobry plon
Jak niedrogo zbudować maszynę, która wykonuje takie samo zadanie, jak dużo droższa zachodnia? Odpowiedzi na to pytanie udzielił Jan Gryn, gospodarujący na 100 ha rolnik z Trzeszczan Pierwszych.
Pomysł zbudowania maszyn pojawił się podczas podróży rolnika po świecie, kiedy z zaciekawienie przyglądał się, jak tamtejsi farmerzy radzą sobie na obszarach, gdzie występuje duży deficyt wody. Obserwując zmieniający się klimat, szukał rozwiązania, by uprosić dotychczasową uprawę i zatrzymać wodę.
– Przeglądając strony w Internecie trafiłem na wiele ciekawych maszyn do siewu bezpośredniego, były to maszyny z regionu Ameryki Południowej, ale także Indii czy Nowej Zelandii – mówi. Podczas budowy Gryn wzorował się m.in. na siewniku nowozelandzkiej firmy Aitchison.
– Maszyna była bardzo prosta i funkcjonalna – opowiada rolnik, który samodzielnie zbudował dwa siewniki, jeden do wysiewu pszenicy, drugi do rzepaku.
Dwa proste siewniki: do pszenicy i do rzepaku
Siewnik do rzepaku składa się z zębów roboczych, które mogą pracować na głębokości od 15 do 25 cm. Nasiona rzepaku podaje siewnik mechaniczny 12 przewodami nasiennymi. Maszyna ma system dociskania wysianych nasion, składający się z gumowego wału pierścieniowego i gumowych kół z dociskiem sprężynowym.
Drugi siewnik służy rolnikowi do siewu uproszczonego pszenicy w systemie bezorkowym. Środek ciężkości siewnika znajdujący się blisko ciągnika sprawia, że wystarczy traktor z podnośnikiem z niewielkim udźwigiem. Elementami roboczymi są zęby kultywatora, połączone z przewodami nasiennymi rozstawione na trzech belkach. Siewniki pracują z niespełna 120-konnym Ursusem 1224. Dzienna wydajność maszyn oscyluje w granicach 15 ha. Rolnik stara się uprawiać na głębokości ok. 20 cm.
– Chciałem zbudować maszynę, w której praktycznie nic nie może się popsuć, a jeżeli taka awaria wystąpi, to będę w stanie naprawić ją w ciągu kilku godzin – podkreśla Gryn.
Oba siewniki powstały jednocześnie ponad 10 lat temu. Co ciekawe, już w 2006 roku rolnik całkowicie zrezygnował z pługa w swoim gospodarstwie.
Zbudowanie każdej maszyny nie zajęło Grynowi więcej niż miesiąc, zwraca on jednak uwagę, że sam proces wypracowania odpowiedniej koncepcji trwał co najmniej kilka lat. Podkreśla, że tanim kosztem można zbudować prostą maszynę i śmiało nią obrobić 150, a nawet 200 ha. Obecnie co roku rolnik sieje swoimi siewnikami 50 ha pszenicy oraz 50 ha rzepaku. Zdarza się także, że pożycza znajomym rolnikom swój sprzęt.
– Mam proste i tanie urządzenia, które dobrze funkcjonują i to się sprawdza – dodaje zadowolony gospodarz.
Jak produkować tanio i dobrze prosperować
Zasiany niedużym kosztem rzepak plonuje średnio u Gryna ponad 4 t/ha. Pszenicy zbiera co roku nawet do 8 t/ha. Co ważne, takie plony udaje się uzyskać przy niedużych nakładach. Sprzymierzeńcem w taki przyzwoitych plonach jest też bardzo żyzna ziemia na polach rolnika. Aż 20% to żyzne czarnoziemy pierwszej klasy. Jak podkreśla rozmówca, bez wody nic nie urośnie.
W mokry rok na polach Czytelnika zdarzają się problemy ze ślimakami. Wtedy kilkanaście godzin przed samym siewem rolnik głęboszuje pole. Tym sposobem niszczy siedlisko ślimaków.
– Pszenica wysiana maszyną za 10 tys. zł nie różni się niczym od tej wysianej sprzętem za kilkaset tysięcy – mówi Gryn. Jak zaznacza rolnik, dziś kupuje się nową maszynę, która waży konkretne kilogramy, potrzebuje udźwigu na podnośniku i mocy. W moich sprzętach jest napęd mechaniczny, nie ma żadnych skomplikowanych rozwiązań i elektroniki.
Założeniem gospodarza z Trzeszczan jest to by jak najtaniej produkować, z zachowaniem plonów na przyzwoitym poziomie. Jego zdaniem nie trzeba kupować drogich skomplikowanych maszyn, żeby osiągnąć dobre plony. Maszyny kupione czy zrobione samodzielnie niskim kosztem, pozwalają produkować taniej. Przy takich narzędziach nie trzeba mieć ciągników ze skomplikowaną elektroniką i ogromną mocą. Z takim podejściem Gryn oszczędza na inwestycje w sprzęt, czas, a uproszczona uprawa zatrzymuje znaczące ilości tak bardzo brakującej wody.
– Jest to moje lekarstwo, jak produkować tanio i dobrze prosperować – kończy Gryn.
kg