Inseminacja czy krycie buhajem - co jest tańsze?
Malwina i Przemysław Ciesielczukowie specjalizują się w hodowli bydła mięsnego. Przez lata stosowali w swoim stadzie krycie naturalne krów i jałówek, by w 2019 roku zdecydować się na inseminację części stada. Obecnie wszystkie zwierzęta zapładniane są sztucznie, co zdaniem hodowców daje znaczące oszczędności.
Hodowla bydła mięsnego prowadzona od 17 lat
Państwo Ciesielczukowie przejęli gospodarstwo w 2015 roku. Wcześniej, w 2010 roku, pan Przemysław miał wypadek, w wyniku którego stracił rękę. Nie przeszkodziło mu to w pomaganiu ojcu, a później w prowadzeniu własnego gospodarstwa hodowlanego oraz ukończeniu studiów inżynierskich na UPH w Siedlcach. Główną gałęzią produkcji w gospodarstwie Ciesielczuków jest hodowla bydła mięsnego, która prowadzona jest od 2005 roku.
Utrzymanie buhaja jest droższe niż koszty inseminacji
Wcześniej pan Przemysław utrzymywał reproduktora i krycie odbywało się haremowo. Buhaj przebywał z krowami i jałówkami przez około 2 miesiące w roku i wycielenia trwały od grudnia do stycznia.
– W 2019 przeszedłem na sztuczne unasiennianie, uznając, iż przemawia za tym ekonomia. Inseminator zużywa średnio 2 słomki nasienia na krowę i 1,1 – 1,2 na jałówkę. Tak więc inseminacja kosztuje mnie do 4 tysięcy zł rocznie, a zakup i utrzymanie buhaja znacznie więcej. Przy inseminacji staram się maksymalnie skrócić okres międzywycieleniowy. Pierwsze zabiegi przeprowadzane są między 30 – 40 dniem po wycieleniu. Jałówki kryjemy późno, bo w wieku 15 – 19 a nawet 20 miesięcy i wówczas mamy pewność, że są już – pod względem masy ciała – gotowe do rozrodu. To w pewnym stopniu generuje dodatkowe koszty, które rekompensuje jednak krótszy okres międzywycieleniowy, a dodatkowo, uzyskuję matki o większym kalibrze – mówi Przemysław Ciesielczuk, dodając, iż w rozrodzie nie ma sezonowości wycieleń.
- Cielęta odchowywane są przy matkach przez 6 do 8 miesięcy
– W przypadku naszego gospodarstwa jest do dobre rozwiązanie, gdyż kryjąc po 5 – 6 sztuk w krótkim czasie uzyskujemy do sprzedaży takiej liczebności grupy. Jest to bardziej bezpieczne niż jednorazowy tucz i sprzedaż ponad 20 opasów. Przy sprzedaży małej i dużej partii, koszty produkcji ponosimy przez cały rok i w przypadku mniejszych grup łatwiej rozplanować wydatki. Ponadto, przy częstej sprzedaży unikamy sytuacji, w której z całą roczną produkcją trafimy na dołek cenowy i nie zarobimy na odchowanych zwierzętach. W związku z tym staram się co 2 miesiące lub co kwartał zaplanować mniejszą grupę do sprzedaży. Wcześniej sprawdzam ceny na rynku i wybieram ubojnię, która oferuje najwyższą cenę za żywiec wołowy – mówi Przemysław Ciesielczuk.
Bydło limousine górą
Większość z 30 krów mamek stanowią czystorasowe limousine. Jedynie 8 sztuk to mieszanki towarowe.
– Krowy limousine kryję zazwyczaj w czystości rasy sięgając jedynie po nasienie dobrych buhajów francuskich. Sztuki mieszańcowe inseminujemy nasieniem rasy: charolaise, blonde d'aquitaine, piemontese, belgijska biało-błękitna oraz limousine. Eksperymentuję w zakresie krzyżowania, a uzyskane potomstwo porównuję pod względem przyrostów i mięsności – mówi hodowca.
- Wcześniej zwierzęta w gospodarstwie państwa Ciesielczuków utrzymywane były w stanowiskach, które stopniowo zastąpione zostały kojcami grupowymi na ściółce ze słomy
Przemysław Ciesielczuk podkreśla, że spośród utrzymywanych przez niego ras bydła mięsnego najwięcej atutów ma właśnie limousine.
– Uważam, że jest ona jedną z najlepszych ras. Gabarytowo jest wprawdzie mniejsza np. od rasy charolaise, ale wyróżnia ją wybitne umięśnienie. Ponadto limousine wcześnie dojrzewa i moim zdaniem ma bardzo dobre paramerty rozrodu.
Koszty produkcji żywca wołowego pochłaniają przychody
Gospodarz podkreśla, że ceny żywca wołowego są bardzo niestabilne, a koszty produkcji oszalały.
– W mojej opinii, obecnie produkcja żywca wołowego – przy opasie cieląt z własnego chowu – nie jest opłacalna. Biorąc pod uwagę wszystkie koszty związane z utrzymaniem matki oraz odchowem i opasem cielęcia przy obecnych kosztach produkcji nie wygląda zbyt dobrze. Jeśli nadal utrzymywać się będzie taka relacja, to młodzi hodowcy nie wytrzymają i zrezygnują z chowu bydła mięsnego, a może nawet dochodzić do upadku gospodarstw. Jeśli sytuacja się nie poprawi, to za kilka lat przewiduję zapaść w polskim rolnictwie. Będą wchodziły na nasz rynek zagraniczne firmy, którym chów zwierząt w naszym kraju będzie się opłacał – mówi Przemysław Ciesielczuk.
Józef Nuckowski
Zdjęcia: Józef Nuckowski
Józef Nuckowski
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Siedlec
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Siedlec
Najważniejsze tematy