Krzysztof B. sprawiał wrażenie fajtłapy a oszukał dziesiątki rolników
Tylko w okolicach Gołębiowa (powiat sandomierski) co najmniej 150 osób mogło stracić w sumie 800 tys. zł, dostarczając warzywa i owoce do skupu prowadzonego przez firmę WIR. W tej sprawie prokuratura w Opatowie prowadzi śledztwo. Według naszych rozmówców oszukanych w innych częściach Polski jest jednak więcej.
– 9 sierpnia zadzwonił Krzysztof B. Pytał o szczegóły. Powiedział, że mu pasuje i że chce się spotkać. Umówiliśmy się na 13 sierpnia – kontynuuje pan Adrian.
Początki skupu w Gołębiowie nie zwiastowały problemów
Dalej relacjonuje, że B. razem z Pawłem Trepanowskim przyjechali w ustalonym terminie. Obejrzeli plac i magazyn.
– Ustaliliśmy warunki dzierżawy. Skup miała prowadzić firma WIR. Sprawdziłem ją w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Aktywna od 2011 roku. W Polskiej Klasyfikacji Działalności miała wpisany handel owocami i warzywami. Sprawdziłem też w KRS – bez długów. Na portalu gowork.pl też nic niepokojącego nie znalazłem. Na firmę można było trafić w Internecie, nie pojawiła się nagle. Zdecydowałem się na wynajęcie placu i magazynu – relacjonuje pan Adrian. – Krzysztof B. miał dostarczyć umowy w ciągu kilku dni.
Zdaniem rolnika początek działalności nie zapowiadał kłopotów.
– Firma WIR kupiła nowe opakowania, dostarczyła wózek widłowy, tiry przyjeżdżały po towar.
B. mówił, że chciałby zainwestować tu w chłodnię, snuł plany – mówi Bednarz. –Poprosił o znalezienie kompetentnej osoby do wystawiania faktur VAT RR i wprowadzania ich do systemu. Mówił, że tak pracuje kilkanaście jego skupów w całej Polsce.
Skup ruszył następnego dnia po pierwszym przyjeździe B. do Gołębiowa, 14 sierpnia. Przyjmował śliwki, orzechy laskowe, gruszki, jabłka, nektarynki, brzoskwinie i paprykę. Adrian Bednarz mówi, że Paweł Trepanowski pojawiał się niemal każdego dnia. Organizował transport, podawał aktualne ceny, odbierał faktury i wszystkiego doglądał.
– Około 20 sierpnia przyjechał Krzysztof B. Zatrudnił do wystawiania faktur panią Natalię, koleżankę mojej mamy, i kupił laptop. Pani Natalia wystawiała faktury, drukowaliśmy je i przybijaliśmy pieczątkę firmy, którą zostawił B. – wyjaśnia rolnik.
Z jego relacji wynika, że B. kolejny raz pojawił się w Gołębiowie 26 sierpnia. Podpisał z nim umowę-zlecenie oraz umowę dzierżawy z jego rodzicami.
– Do moich obowiązków należało przyjęcie towaru, przechowanie i zapakowanie na tira. Pieniądze miała przelewać bezpośrednio na konta dostawców firma WIR na podstawie faktur – wyjaśnia mieszkaniec Gołębiowa.
Faktury miały trzytygodniowy termin płatności.
– W okolicach 15 września kilka osób zadzwoniło, że minęło już 21 dni, a przelewu nie ma. Dzwonili też do B. Tłumaczył, że ma opóźnienia z płatnościami z Łotwy, dokąd wysyła towar. Na początku uwierzyłem. Takie sytuacje się zdarzają, a w branży rolniczej są wręcz na porządku dziennym – tłumaczy pan Adrian.
Kłopoty się piętrzą
– Wkrótce pierwsze faktury zostały opłacone. Ale już w okolicach 17–18 września minęły terminy zapłaty kolejnych, a dostawcy nie dostali przelewów. 19 września miałem ostatni kontakt z panem B.
Zadzwoniłem, żeby przyjechał i wyjaśnił sprawę, spotkał się z rolnikami, rozliczył ze wszystkimi. Obiecał przyjechać na drugi dzień. Powiedział też, żeby na kilka dni zamknąć skup – relacjonuje Bednarz.
Następnego dnia Krzysztof B. nie odbierał już telefonu.
– To był też ostatni dzień, kiedy w Gołębiowie w skupie pojawił się Paweł Trepanowski. Po kilku dniach zadzwonił mężczyzna, przedstawił się jako Patryk Patrycki. Powiedział, że jest kuzynem Krzysztofa B. Twierdził, że B. ktoś oszukał, przytłoczyła go ta sytuacja, przeszedł załamanie nerwowe i jest w szpitalu. Poinformował, że on przejmuje działalność i zobowiązania. Przyjechał 30 września, przedstawił aneks do naszej umowy, rozmawiał z rolnikami, obiecał spłatę zaległości w ciągu dwóch tygodni. A za dwa dni miał przyjechać ponownie, żeby się rozliczyć ze mną i panią Natalią. Nie przyjechał, kontakt się urwał. Wtedy zrozumieliśmy, że zostaliśmy oszukani – mówi Adrian Bednarz.
– Potem dowiedzieliśmy się, że w Gościeńczycach Patrycki przedstawiał się jako Paweł Najmrocki – dodaje Natalia Kis-Koseła, która wystawiała faktury w skupie.
Policja radzi rolnikom, żeby... nie zawracali głowy
– Następnego dnia, 3 października, zgłosiliśmy sprawę na policji w Opatowie. Powiedzieli, że wszczynają postępowanie wyjaśniające. Dni mijały, a nikt z komendy się z nami nie kontaktował. Tymczasem dowiedzieliśmy się wielu interesujących rzeczy. Napisaliśmy więc wniosek dowodowy – mówi pan Adrian.
Rolnicy skorzystali z pomocy adwokatki.
– Bardzo niemiła pani pouczała Adriana na komendzie, co to jest wniosek dowodowy. Dała też do zrozumienia, że rolnicy zawracają im głowę w tej sprawie – mówi pani Natalia. – Coś się ruszyło po tym, jak w sprawę zaangażował się poseł Marek Kwitek. Po trzech tygodniach od zgłoszenia przyjechała policja i zabezpieczyła wszystkie dokumenty po firmie WIR.
Podkomisarz Agata Frejlich, oficer prasowa komendanta powiatowego policji w Opatowie, nie odpowiedziała na pytanie, dlaczego policjantom z Opatowa dotarcie do Gołębiowa zajęło trzy tygodnie. Poinformowała jedynie, że prokuratura w Opatowie wszczęła śledztwo w tej sprawie, w związku z tym pytania należy kierować do Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Jej rzecznik, Daniel Prokopowicz, poinformował, że prokuratorskie śledztwo w sprawie „o szereg oszustw” zostało wszczęte w Opatowie 25 października. „Znajduje się we wczesnej fazie, obejmuje wszystkie osoby pokrzywdzone działalnością firmy WIR prowadzącej punkt skupu w miejscowości Gołębiów”. Śledztwo nie obejmuje pokrzywdzonych w związku z działalnością firmy WIR w innych częściach Polski. Prokuratura informuje też (pismem z 29 października), że na „chwilę obecną przesłuchano ok. 40 osób”, postępowanie dotyczy 150 osób, a liczba ta może się zmienić. Nikomu nie postawiono zarzutów, nikt nie został zatrzymany, nie odbyły się żadne przeszukania.
Pani Natalia mówi, że trudności, z dochodzeniem swoich praw mieli rolnicy z okolic Siedlec.
– Jesteśmy z nimi w kontakcie. Kobieta oszukana przez WIR ma niezapłacone faktury na 97 tys. zł. Była na policji w Siedlcach. Odsyłali ją do Opatowa. Osób, które próbowały bez skutku nadać sprawie bieg, było tam więcej.
Co innego twierdzi policja w Siedlcach. Komisarz Agnieszka Świerczewska, oficer prasowy KMP Siedlce, napisała, że „pierwsze formalne zgłoszenie oszustwa przy zakupie borówki amerykańskiej wpłynęło do Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach w dniu 25 października br.”, czyli już po naszej rozmowie z panią Natalią i Adrianem Bednarzem.
Policjantka napisała też, że zawiadomienie złożyły trzy osoby, a straty to ponad 500 tys. zł. „Dlatego też akta zostały przekazane do Prokuratury Rejonowej w Siedlcach z wnioskiem o wszczęcie śledztwa. Ze wstępnych ustaleń wynika, że sprawa jest rozwojowa i do Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach będą zgłaszać się następni poszkodowani” – czytamy dalej.
Natalia Kis-Koseła i Adrian Bednarz na tle skrzynek na owoce pozostałych po nieszczęsnym skupie
Poszkodowani rolnicy sami prowadzą śledztwo
Pan Adrian i pani Natalia zbierają informacje z forów internetowych i kontaktując się z oszukanymi w innych częściach Polski.
– Ustaliliśmy adresy kilku innych skupów firmowanych przez WIR. Działały w Gościeńczycach, Siedlcach, Grójcu, pod Rzeszowem, w Lubiankowie. Wszędzie wyglądało to podobnie, choć zdarzało się też, że pierwsze faktury były płacone gotówką – mówią.
Ilu ludzi straciło pieniądze?
– W naszej okolicy 150 osób straciło około 800 tys. zł. Ale skupów było więcej, w innych częściach Polski. Przedwczoraj dowiedziałam się o dostawcy, który nie dostał od B. 250 tys. zł za truskawki. Są takie osoby, które nie dostały i po 500 tys. zł za borówkę. Wiemy o blisko 20 osobach z okolic Siedlec, które nie otrzymały w sumie 3 mln zł. Poszkodowane są też firmy. Nie zdziwiłbym się, gdyby łączne straty oszukanych sięgnęły 10 mln zł – wylicza Bednarz.
Nasi rozmówcy z Gołębiowa dowiedzieli się, że mieszkanie w Karczewie, gdzie miał być zameldowany Krzysztof B. i pod którym była zarejestrowana firma WIR, jest opuszczone.
– Pod koniec sierpnia przerejestrował ją na nowy adres. Okazało się, że to adres człowieka wynajmującego plac na skup, który nic o przerejestrowaniu nie wiedział – mówi pan Adrian.
Przestępcza dzałalność firmy WIR była dokładnie zaplanowana?
– Z tą siedzibą to B. wykorzystał lukę prawną – tak przynajmniej twierdzi windykator, który tydzień temu go tu szukał – mówi człowiek, który wynajmował plac na skup w województwie mazowieckim.
Zastrzega anonimowość, prosi, aby nie podawać dokładnej lokalizacji skupu.
– Moim zdaniem to dokładnie zaplanowane oszustwo. Otworzyli z osiem skupów naraz. W niektórych mieli nawet po dwóch ludzi. Ruszyli w tym samym czasie, w różnych częściach Polski. Dali 21-dniowy termin zapłaty, czyli mieli praktycznie miesiąc, żeby nakupić jak najwięcej i nie zapłacić. Z tego co wiem, mieli skupy m.in. w Błoniu, Łodzi, Sandomierzu i w Grójcu. A w Siedlcach B. osobiście skupował borówkę.
– Krzysztof B. mówił, że skupowany towar idzie na Łotwę. Z tego, co się dowiedzieliśmy, rzeczywiście tam sprzedawał. Ale też na giełdzie w Broniszach, poniżej cen skupu – wyjaśnia Adrian Bednarz.
Opowiada, że jeden z właścicieli skupów spisał dane z dowodu osobistego B.
– Są wątpliwości, czy ten dowód był prawdziwy. Z kolei w Grójcu B. miał się przedstawiać jako Bogdan – mówi Natalia Kis-Koseła. – Adrianowi w końcu przywiózł umowę, ja nigdy swojej na wystawianie faktur nie dostałam.
Jak wyglądał Krzysztof B.?
– Niewysoki, mojego wzrostu, a ja mam 165 cm – mówi pani Natalia. – Brunet, łysiejący.
– Według dowodu trzydzieści lat i na te trzydzieści – trzydzieści parę wyglądał – dodaje pan Adrian.
– Sprawiał wrażenie fajtłapy – a to się potknął, a to telefon mu wypadł, taki nieogarnięty. Ale myślimy, że tak to właśnie miało wyglądać – uważają nasi rozmówcy.
Ponieważ od zgłoszenia sprawy na policję mijały tygodnie, a z Adrianem Bednarzem i panią Natalią nikt się nie kontaktował, poprosili o interwencję posła Marka Kwitka. Ten rozmawiał z Dariuszem Dryjasem, prokuratorem okręgowym w Kielcach, skierował do niego oficjalne pismo.
– Skala tego procederu jest poważna, a poszkodowani rolnicy mieszkają w różnych częściach Polski. Dlatego zależało mi, żeby dochodzeniem zajęła się prokuratura wojewódzka. A jeśli sytuacja by tego wymagała – Prokuratura Krajowa. Prokurator dowiedział się o sprawie ode mnie. Zapewnił, że zajmie się nią. To, że policja zabezpieczyła dokumenty, które mogą być przydatne w śledztwie, oceniam jako pierwszy efekt tej deklaracji – mówi poseł Kwitek i obiecuje, że będzie się bacznie sprawie przyglądał.
Stwierdza też, że jego zdaniem były przesłanki mogące wzbudzić niepokój. Jakie?
– Firma WIR zawiesiła działalność, a potem wznowiła ją w zupełnie innej branży. A ceny śliwki na skupie w Gołębowie oferowała znacznie wyższe niż na giełdzie w Sandomierzu. Mogła zapalić się lampka ostrzegawcza – uważa poseł.
Potrzebne lepsze prawo
– Zdajemy sobie sprawę, że odzyskanie pieniędzy będzie trudne. Ale trzeba próbować, choć czas działa na naszą niekorzyść. Policja powinna działać od razu, a nie dopiero po interwencji posła czy dziennikarzy – oceniają nasi rozmówcy.
– Gdy teraz rozmawiamy, pewnie gdzieś komuś kradną jabłka czy ziemniaki w podobny sposób. Gdy padnie bank, ludzie dostają pieniądze z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. A rolnicy? Dlaczego nie ma mechanizmów zabezpieczających ich przed oszustwami? Ciągle się słyszy o takich historiach w branży – mówi pan Adrian.
Jemu z tytułu obsługi skupu, dzierżawy gruntu i wózka widłowego, za który musiał zapłacić, firma WIR jest winna około 20 tys. zł.
– Ale najgorsze, że teraz to miejsce będzie się ludziom kojarzyć z tą sprawą. Jaka firma będzie tu chciała urządzić skup, kto będzie chciał przywieźć owoce czy warzywa? – pyta Bednarz.
– Przy okazji tej sprawy poznałam rolnika, który w ubiegłym roku został oszukany na 150 tys. zł na słomie. W tym roku firma WIR oszukała go na 60 tys. zł na orzechach. Czy on co roku ma pracować na oszustów? – pyta rozgoryczona pani Natalia.
Po skupie prowadzonym w Gołębiowie przez WIR pozostały puste opakowania, a przede wszystkim długi
Co się stało z panem B.?
Udało się nam skontaktować z Pawłem Trepanowskim.
– Krzysztofa B. poznałem jakieś pięć lat temu, handlował owocami i warzywami, spotykaliśmy się na giełdach i targowiskach na Podlasiu, w Warmińsko-Mazurskiem – mówi. – B. to prawdziwe nazwisko. Od dwóch lat zaczął handlować hurtowymi ilościami, wysyłał towar na Łotwę, Litwę. W sierpniu zaproponował mi, żebym z nim popracował. Mówił, że ma dużo zamówień. Sierpień to u mnie okres przestoju, więc się zgodziłem.
Paweł Trepanowski mówi, że ostatni raz widział się z Krzysztofem B. na początku lub w połowie września.
– Pracowałem około miesiąca, mnie też jest winien pieniądze, 3 tys. zł. Nie wiem, co się stało, skąd ta afera. Przecież on nie wziął się znikąd, zajmował się handlem od lat, zaczynał wcześniej niż ja. Nie potrafię powiedzieć, czy to zaplanowana sprawa, czy powinęła mu się noga. Po prostu nie wiem.
Rozmawialiśmy też z Maciejem Czajkowskim. On z kolei stwierdza, że świadczył B. wyłącznie usługi transportowe.
– Jest mi winien 5 tys. zł, od około miesiąca nie mam z nim kontaktu, nie mogę odzyskać pieniędzy.
Próbowaliśmy się skontaktować z Krzysztofem B. Nie odbiera żadnego z kilku telefonów, którymi się posługiwał.
Redakcja prosi wszystkich poszkodowanych o kontakt (redakcja@tygodnik-rolniczy.pl, tel. 61 86 90 600). Przekażemy Wasze dane do prokuratury w Opatowie i Siedlcach.
Krzysztof Janisławski
fot. Krzysztof Janisławski
Najważniejsze tematy