Był rok 2017. Adamowi Kowalskiemu z Wielkopolski przyznano dofinansowanie z PROW na budowę obory. Do realizacji inwestycji rolnik wybrał lokalną firmę.
– Na początku współpraca układała się dobrze. Obora miała stanąć w czerwcu. W lipcu mieliśmy podpisać już umowę na wstawianie cieląt. Miał to sfinansować bank – wspomina pan Adam.
Potem zaczęły się jednak schody. Najpierw kłopoty pojawiły się przy budowie. Pracowało na niej coraz mniej osób, były braki sprzętowe, rok się skończył, a obora nie była gotowa. Na początku stycznia pojawił się właściciel firmy budowlanej i zażądał od Kowalskiego dopłaty pieniędzy.
– Okazało się jednocześnie, że zalegał z wypłatą podwykonawcom i pracownikom. Nie wiadomo, co się stało z zainkasowaną od nas kwotą. Otrzymaliśmy faktury za usługę, która była już rozliczona. Zażądaliśmy kar umownych za niedotrzymanie terminów, ale firma się z tego wykręciła. W rezultacie musieliśmy skończyć budowę sami i ponieść dodatkowe koszty, ponieważ okazało się, że niektóre zakupy były pobrane na nasze konto, jednak wykonawca nie uregulował za nie rachunków – komentuje nasz rozmówca.
Zgodnie z umową na dofinansowanie zawartą z ARiMR, obora musiała być gotowa do końca czerwca 2018 roku. Aby rolnik mógł otrzymać zwrot pieniędzy poniesionych na inwestycję, budynek musiał być już zasiedlony. Ponieważ budowa przesunęła się w czasie, bank odmówił mu finansowania zakupu bydła.
– Rozpoczęliśmy więc intensywne poszukiwania firmy, z którą moglibyśmy wejść w tucz kontraktowy. Nie było to łatwe, bo mieliśmy zamkniętą drogę do finansowania w bankach. Nie chcieliśmy też, aby dokonywano nam wpisu na hipotece. W końcu zdecydowaliśmy się na współpracę z ZPM Biernacki Skup i Hodowla Bydła. Firma nie wymagała ani umowy z bankiem, ani wpisu do hipoteki – relacjonuje pan Adam.