ZM Skiba: Tuczników dziś brakuje, ale kupujemy tylko polskie [WYWIAD]
Rozdrobniona produkcja, blokada eksportu, wahania cen, spadająca liczba producentów żywca i ubojów, a to wszystko w cieniu afrykańskiego pomoru świń. O rynek i kondycję polskich zakładów mięsnych pytamy Andrzeja Skibę.
A. Kurek: Jest pan właścicielem największych polskich zakładów mięsnych, które są na rynku od 30 lat. Jak ocenia pan rynek wieprzowy w Polsce?
Andrzej Skiba, prezes ZM Skiba: Mamy duże rozdrobnienie produkcji świń. Mimo że od lat postępuje zmiana struktury hodowli, małe stada są zastępowane przez średnie i większe, wciąż nie nadążamy za Europą.
A.K.: Jakie ma to odzwierciedlenie na rynku?
A.S.: Od lat wchodzi do nas duńska genetyka. Niestety polskie rasy, takie jak puławska czy złotnicka to absolutne nisze. Coraz mniej jest wielkiej białej polskiej czy zwisłouchej.
A.K.: Jak to wpłynęło na jakość tusz?
A.S.: Generalnie jakość się stabilizuje, świnie są wyrównane i coraz większe. W 2007 r. tusze ważyły średnio 85–87 kg, dzisiaj jest to 96 kg. Poprawia się także dobrostan świń, co jest dla nas bardzo ważne.
A.K.: Co najbardziej wpłynęło na te zmiany?
A.S.: Przed 2014 r. był dobry czas dla handlu. Strategia dywersyfikacji rynku istotnie wpłynęła na nasz rozwój. Producentom wieprzowiny sprzyjał również fakt posiadania przez większość ubojni uprawnień na eksport do prawie wszystkich istotnych dla handlu krajów. Mogliśmy wtedy sprzedawać do Rosji, Singapuru, Chin, Korei, Japonii. Mogliśmy się rozwijać.
A.K.: A potem przyszedł pomór...
A.S.: Tak. Rok 2014 zweryfikował nasze plany. Ze względu na zablokowanie rynków azjatyckich nie byliśmy już tak atrakcyjni cenowo. Musieliśmy sprzedawać mięso za tę samą cenę na rynki europejskie, ale w związku z tym, że np. Niemcy mogły sprzedawać tzw. piątą ćwiartkę do Azji, bezpośrednio zyskiwali dużo więcej.
A.K.: Jakie były tego konsekwencje?
A.S.: Konsekwencje rzecz jasna to spore ograniczenie rynków. Bardzo szybko należało przekierować swoje możliwości eksportowe na inne rynki zbytu, poradziliśmy sobie z tym dość dobrze sprzedając m.in. do USA. Dzisiaj niestety ten rynek nie przynosi opłacalnego handlu, ponieważ cena świń jest tam niska.
A.K.: Czy w związku ze spadającą liczebnością pogłowia świń ubyło wam dostawców?
A.S.: Nie ma co ukrywać, że straciliśmy część bazy surowcowej. Widoczny jest spadek liczby ubojów w Polsce.
A.K.: Powiedział pan, że problemem jest rozdrobniona produkcja. Jak wygląda struktura waszych dostawców?
A.S.: Rozdrobniona produkcja jest pewną niedogodnością, ale dzięki posiadaniu własnego transportu staramy się z nią radzić, docierając do hodowców świń. Z uwagi na dobrostan zwierząt i logistykę staramy się nie jeździć dalej niż 200 km od naszego zakładu. Surowiec skupujemy głównie z najbliższych województw: pomorskiego, kujawsko-pomorskiego warmińsko-mazurskiego, łódzkiego i wielkopolskiego.
A.K.: W pozyskiwaniu surowca nie korzystacie z pośredników?
A.S.: Korzystamy i cenimy sobie także ten rodzaj współpracy. Pośrednicy mają także często swoje tucze nakładcze, co oczywiście jest dużym plusem.
A.K.: Ale skupują też z wolnego rynku?
A.S.: Tak.
A.K.: To dobry jakościowo surowiec?
A.S.: Pośrednicy współpracują z rolnikami, którzy nie są związani z nikim żadnymi umowami. Mają możliwość odbioru mniejszych partii świń, więc jest to pewnego rodzaju wsparcie. Dodatkowo są to często polskie świnie, na które mamy konkretnych odbiorców.
A.K.: Czyli nie nastawiacie się na duńskie świnie, równe jak spod linijki?
A.S.: Doceniamy duńską genetykę za stabilną jakość. Jesteśmy natomiast otwarci na potrzeby klientów, mamy odbiorców, którzy wymagają polskich świń i staramy się te potrzeby zaspokoić.
A.K.: Ale polskich świń jest coraz mniej...
A.S.: Niestety tak, dlatego sieci powoli weryfikują swoje zapotrzebowanie. Zauważmy, że przez ostatnie 2–3 miesiące cena w Polsce była o 1 zł/kg wyższa niż np. w Niemczech.
A.K.: Co to spowodowało?
A.S.: Nie byliśmy konkurencyjni w Europie. Na rynku brakowało i brakuje świń. ASF nie napawa optymizmem. Rynek stawia nowe wyzwania związane z handlem, wzrastającymi kosztami stałymi i dostępnością surowca. Naszym priorytetem jest utrzymanie stabilności w firmie i zapewnienie miejsc pracy.
A.K.: Jaka jest skala ubojów w ZM Skiba?
A.S.: Tygodniowo bijemy 25 tys. świń. Przymierzamy się do 35 tys. ubojów w najbliższym roku.
A.K.: Czyli mimo kryzysu rozwój?
A.S.: Tak. Zgodnie z naszą misją "Jesteśmy, by rozwijać się ze smakiem".
A.K.: Zwiększacie uboje, a co z przetwórstwem?
A.S.: Analogicznie zwiększamy produkcję. Naszą ostatnią inwestycją jest rozbudowa przetwórni oraz doposażenie jej w nowy park maszynowy zwiększający moce produkcyjne. Od początku działalności nie mieliśmy roku bez inwestycji w rozbudowę lub doposażanie zakładów. Nasza marka obecnie przechodzi rebranding, niebawem zaproponujemy klientom nowe produkty w odświeżonej szacie graficznej.
A.K.: Dziś faktycznie trudno kupić świnie?
A.S.: Tuczników w naszym kraju często brakuje. Jednak dzięki wieloletnim relacjom z hodowcami utrzymujemy zakupy na stabilnym poziomie. Chociaż oczywiście zdarzają się problemy i spadki liczby skupowanych świń.
A.K.: Co wtedy? Ściągacie z zagranicy?
A.S.: Nie. Kupujemy tylko w Polsce.
A.K.: Jest limit cenowy, przy którym nie skupujecie świń?
A.S.: W momencie, w którym im więcej się ubija, tym więcej się traci, odpuszczamy. Znamy swoje koszty stałe, ale ta finansowa granica jest ruchoma. Latem, w sezonie urlopowym możemy sobie pozwolić na mniejsze ilości, ale zakład poza tym musi funkcjonować na pełnych obrotach.
A.K.: Macie swoje sklepy, ale wasze produkty są też dostępne w sieciach handlowych.
A.S.: Nasza sieć sprzedaży obejmuje 59 delikatesów mięsnych oraz 5 hurtowni zlokalizowanych w północnej części Polski. Zauważamy wzrost zainteresowania specjalistycznymi sklepami mięsnymi. Ich popularność rośnie, klienci wyraźnie poszukują świeżego mięsa i wędlin od polskich producentów. Będziemy rozwijać ten kanał sprzedaży. Współpraca z sieciami handlowymi i przetwórcami jest dla nas bardzo ważna. Jedni i drudzy w większości importują mięso i patrzą na ceny europejskie. Nie interesują ich notowania w Polsce. Musimy się dostosować
A.K.: Czyli przez ostatnie miesiące tracicie.
A.S.: To było bardzo trudne pół roku. Musieliśmy zmierzyć się z wieloma wyzwaniami i zmianami na rynku. Poradziliśmy sobie z tym bardzo dobrze, utrzymując pełne zatrudnienie. Obecnie wchodzimy na dobry tor, zwiększamy moce produkcyjne. Jednym z kanałów sprzedaży jest eksport. Nasze mięso dociera do całego świata, poza krajami, które nas zablokowały. Wysyłamy do USA, Hongkongu, Wietnamu, Europy, Afryki.
A.K.: Czy jako zakłady mięsne zauważacie trend odchodzenia od konsumpcji mięsa?
A.S.: Nie. Widzimy natomiast większą świadomość konsumentów. Konsument je mięso rzadziej, ale za to lepszej jakości.
A.K.: Zakład jest położony na Kaszubach, w strefie białej, wolnej od wirusa ASF, ale wasi klienci gospodarują w różnych strefach. Skupujecie świnie ze strefy czerwonej?
A.S.: Obecnie nie.
A.K.: Dlaczego?
A.S.: Głównie ze względów weterynaryjnych. Weterynaria w białej strefie mocno walczy o to, żebyśmy nie ubijali z czerwonej. Ale w związku z tym, że świń jest coraz mniej, chcemy negocjować z weterynarią. Mięso z czerwonej nie może wyjechać poza Polskę, zatem wchodzimy mocniej w przetwórstwo, aby nasi hodowcy w przypadku objęcia czerwoną strefą nie musieli szukać nowego odbiorcy.
aku
Fot. firmowe
Anna Kurek
<p>redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli trzody chlewnej.</p>
Najważniejsze tematy