Pierwszy na świecie podatek od emisji metanu: co na to rolnicy i hodowcy?
Premier Nowej Zelandii, Jacinda Ardern zaproponowała w zeszłym tygodniu pierwszy na świecie system nakładania podatków od emisji metanu i podtlenku azotu na rolników i ich stada. Można wywnioskować, że propozycja nie spotkała się z entuzjazmem tamtejszego środowiska rolniczego.
W Nowej Zelandii utrzymuje się około 4 mln szt. bydła mięsnego, 6,28 mln szt. bydła mięsnego i 26 mln owiec. W tym kraju żyje pięć razy więcej owiec i dwukrotnie więcej bydła niż ludzi. Nowa Zelandia słynie z produkcji mleka i mięsa oraz ich eksportu.
Premier Ardner postanowiła przodować na świecie w kwestiach podatku od emisji metanu, który zamierza ściągać z hodowców. Należna kwota będzie zależeć od liczby utrzymywanych zwierząt, wielkości gospodarstwa, rodzaju stosowanego nawozu oraz wszelkich metod stosowanych w gospodarstwie w celu ograniczenia produkcji metanu.
Ardern twierdzi, że wszystkie pieniądze zebrane dzięki wprowadzeniu podatku w 2025 r. zostaną przeznaczone na badania i zachęty dla rolników walczących o zmniejszenie udziału metanu w swoich stadach. Mięso i produkty mleczne dzięki temu byłyby „neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla”. Wystarczy obarczyć hodowców podatkiem, nakazać sadzić drzewa wokół gospodarstwa i sprawa załatwiona. Nie wszyscy są tak optymistycznie nastawieni do tego pomysłu jak premier Nowej Zelandii.
Rolnicy są wściekli
Entuzjastycznemu pomysłowi, ani myślą przyklasnąć rolnicy – są wściekli. Wystarczy przypomnieć sobie niedawne protesty w Holandii i Niemczech. Podobnie może być w najbliższych dniach w Nowej Zelandii. Rolnicy mają płacić podatek zarówno od emisji metanu, ale również podtlenku azotu, który zwierzęta produkują w moczu.
Jak przypomniał Financial Times plan związany z podatkiem od metanu został po raz pierwszy przedstawiony w Nowej Zelandii 20 lat temu, kiedy zatwierdził go rząd kierowany przez Helen Clark. Nazywany prześmiewczo przez przeciwników „podatkiem od pierdów”, plan podatkowy został porzucony po proteście 400 wściekłych rolników przed parlamentem.
Rolnicy twierdzą, że demonstracje mogą się powtórzyć, ponieważ Ardern zdecydowała się na zmniejszenie emisji metanu w czasie, gdy koszty produkcji drastycznie wzrosły.
Hodowców nie stać na kolejne wydatki
Andrew Hoggard, prezes Federacji Rolników Nowej Zelandii uważa, że sytuacja spowoduje rezygnację rolników z hodowli. Z kolei przedstawiciele Fonterry twierdzą, że rolnicy będą czerpać z zastosowanych w gospodarstwach rozwiązań korzyści. Mleczarze mają jednak zastrzeżenia do propozycji podatku od metanu, w tym do tego, jak rząd ustali cenę opłaty.
Warto zauważyć, że premier Ardern zobowiązała się do zmniejszenia emisji metanu o 10% do 2030 r. i uczynienia Nowej Zelandii krajem neutralnym pod względem emisji dwutlenku węgla do 2050 r.
Rolnicy uważają, że nałożenie tej niepotrzebnej opłaty to tylko kolejny koszt dla gospodarstw, którego nie powinny ponosić. Są inne metody przy pomocy których można zachęcić rolników do prowadzenia zrównoważonej produkcji. Pierwsze sygnały na ten temat pojawiły się w lipcu br., kolejne rozmowy odbędą się w listopadzie. Oby eurodeputowani nie wpadli na taki pomysł, bo czara goryczy unijnych rolników mogłaby się, delikatnie mówiąc … wylać na ulice.
oprac. dkol na podst. ft.com/edairynews.com/
Fot. Bujoczek
Dorota Kolasińska
<p>redaktor portalu topagrar.pl i działu top bydło, zootechnik, specjalista w zakresie hodowli bydła mięsnego i mlecznego</p>
Najważniejsze tematy