W ubiegłym tygodniu ubojnie wahały się z obniżkami, zdecydowały się na nie jedynie nieliczne. W tym tygodniu solidarnie każdy cennik poszedł w dół i to nawet o kilkadziesiąt groszy za kg w wadze poubojowej. Słabszy zbyt utrzymuje się zarówno na jałówki, krowy i byki, chociaż akurat ceny jałówek spadają najwolniej, a w niektórych zakładach utrzymują się dalej wysoko.
Pracownicy skupów tłumaczą sytuację podobnie jak sąsiedzi za Odrą - zatowarowaniem magazynów i chłodni. Rynek jest nasycony mięsem wołowym i to nie tylko krajowy, lecz europejski. Dlatego też niewielu jest chętnych na wołowinę. Inflacja powoduje ograniczenie wydatków na droższe gatunki mięsa. Oczywiście konsumenci nie rezygnują z niej całkowicie, jednak jedzą ją zdecydowania rzadziej, a tam gdzie była kiedyś serwowana jako jeden z podstawowych posiłków zastąpiono ją tańszymi gatunkami mięsa jak drób czy wieprzowina.
- Za granicę sprzedano również 352 tys. ton żywca, mięsa oraz przetworów wołowych i cielęcych w ekwiwalencie tusz (spadek o 3%), a przychody z eksportu wyniosły 1,7 mld EUR (8,1 mld zł) i wzrosły o 35%. Jednocześnie do kraju przywieziono 51 tys. ton asortymentu wołowego i cielęcego za 230 mln EUR odpowiednio o 38% i 76% więcej niż przed rokiem - podaje KOWR. Z informacji, które prezentuje instytucja wynika, że w drugim tygodniu listopada br. żywiec wołowy średnio w kraju skupowano po 11,05 zł/kg, a zakłady mięsne zbywały ćwierćtusze wołowe kompensowane z buhajków do 2 lat średnio po 21,76 zł/kg, o 8 gr/kg taniej niż tydzień wcześniej. Oznacza to, że importerzy wymusili w końcu obniżki na polskich zakładach.
Ceny bydła: stawki spadają we wszystkich ubojniach. Ile płacą w tym tygodniu?

