Import zbóż i rzepaku z Ukrainy cały czas destabilizuje ceny skupu na lokalnych rynkach. Oczywiście minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zapewnia, że to co wjedzie do Polski to praktycznie wyjedzie. Ale rolnicy wiedzą swoje – zwłaszcza ci ze wschodniej i południowo-wschodniej ściany Polski. Akurat trwają tam żniwa kukurydziane, więc wielu z nich usiłuje sprzedać zebrane ziarno. Niestety, ceny oferowane przez skupy są drastycznie niskie.
- Ostatnio mamy pogodę, więc żniwa kukurydzy są nasilone. Ale rolnicy mają problem ze sprzedaniem ziarna, bo większe punkty płacą raptem ok. 700 zł/t za mokrą. To stawki o 150-200 zł niższe niż na zachodzie kraju – wyjaśnia nam Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.
Także pan Andrzej, rolnik z okolic Hrubieszowa przyznaje, że ukraińskie zboże mocno zachwiało lokalnym rynkiem i wpłynęło wyjątkowo niekorzystnie na ceny.
- Samochody z Ukrainy pełne kukurydzy i rzepaku wjeżdżają do Polski jeden za drugim. Przez to sytuacja jest taka, że dziś kukurydza mokra skupowana jest od nas najwyżej po 680-700 zł/t, a rzepak po 2600 zł/t. To są ceny nie do przyjęcia. Poza tym skupy są zatkane i wcale nie mają ochoty kupować zboża od polskich rolników – mówi nam rolnik.
Również szef lubelskiego samorządu rolniczego ocenia, że za niskie ceny skupu w dużym stopniu odpowiada nasilony import kukurydzy z Ukrainy.
- Niestety cały czas wpływa do nas w dużych ilościach rzepak i kukurydza z Ukrainy. Przecież jeśli Ukraina ma problem z wywozem ziarna, to sprzeda je gdziekolwiek, nawet w niższej cenie. Dlatego tyle tego towaru trafia do Polski i destabilizuje ceny skupu – wyjaśnia Jędrejek.
Sytuacji nie ułatwia też fakt, że w tym roku kukurydza na Lubelszczyźnie dała obfity plon.
- Kukurydza w naszym regionie wyszła dobrze. Praktycznie wszędzie koszone jest powyżej 12 ton z hektara. Tę sytuację, podobnie jak dużą podaż ukraińskiego ziarna, też wykorzystują punkty skupu, oferując rolnikom niskie ceny – ocenia prezes LIR.