Ceny tuczników pną się w górę. Odrabiacie straty?
W tych czasach ogromnego ryzyka rynkowego i tego związanego z ASF, bo trzeba podkreślić, że gospodaruję wraz z mężem na wschodzie Polski i z pomorem żyjemy od wielu już lat, radzimy sobie przede wszystkim poprzez obniżanie kosztów produkcji. Żywimy świnie na mokro, wykorzystując kiszoną kukurydzę, co daje nawet kilkadziesiąt procent oszczędności na paszy. To przy naszych 2 tys. miejsc tuczowych całkiem poważne pieniądze. Niestety, musimy też posiłkować się kredytem obrotowym.
Dziś zarabiacie?
Tak, obecnie zarabiamy, ale do odrobienia strat jeszcze daleka droga.
Czego najbardziej się pani obawia jako producentka świń?
Cały czas drżę, jakie nowe przepisy odnośnie do bioasekuracji nam państwo zafunduje. Ludzie wchodzą masowo w tucze nakładcze i wcale mnie to nie dziwi. Na wolnym rynku trzeba trzymać emocje na wodzy. Boję się też tego, że jeżeli odpukać, pojawi się u mnie ASF, nie otrzymam odszkodowania. Przepisy w tym zakresie są zero-jedynkowe. Albo jest wypłata, albo jej nie ma.
Działa pani w AgroUnii. Jakie macie pomysły na ratowanie produkcji świń?
Przyłączyłam się do AgroUnii, bo zawiodłam się na PiS. Kiedy wystąpił ASF na naszym terenie w 2016 r., dużo czasu spędzałam na komisjach sejmowych, innych spotkaniach i rozmowach merytorycznych, by rozwiązywać problemy i ułatwić rolnikom funkcjonowanie. Wypracowaliśmy i podsuwaliśmy rządzącym dużo rozwiązań, ale one wszystkie lądowały w koszu. Stwierdziłam, że to nie ma sensu.
Teraz rządzący słuchają rolników?
Pierwsze protesty AgroUnii były bardzo spektakularne, ale były takie po to, by zwrócić uwagę na ważne problemy, w tym te producentów świń. W tamtym czasie takie akcje były potrzebne. Prośby nie działały, protesty też nie. AgroUnia odwołała 3 ministrów rolnictwa. Teraz skończyło się wyprowadzanie rolników na ulice. Idziemy do Sejmu, bo inaczej niczego nie zdziałamy.
Co ze świniami?
Bardzo dużo o tym rozmawiamy! Musimy odbudować produkcję świń. Musimy produkować w Polsce prosięta. To jest nasz cel. Chciałabym kupować wyłącznie polskie warchlaki, a na razie to niemożliwe.
Związki branżowe opracowały już wiele strategii na odbudowę pogłowia świń. Jesteście otwarci na ich propozycje?
Tak, bo AgroUnia rozmawia ze wszystkimi. Bazujemy na oczekiwaniach ludzi. Doskonałych, gotowych rozwiązań rządzący otrzymali już od różnych formacji bez liku. Dlaczego nie wprowadzają ich w życie? Nie wiem.
Jest pani również w prezydium Funduszu Promocji Mięsa Wieprzowego. Rolnicy krytykują jego działania.
Sama miałam wiele wątpliwości, dlatego dołączyłam do komisji Funduszu. Okazuje się, że te krytyczne opinie producentów świń często wynikają z nieświadomości. Ludzie nie interesują się tym, jak faktycznie działa Fundusz Promocji Mięsa Wieprzowego.
Czyli jak?
Promuje polskie produkty nie tylko w kraju, ale też na arenie międzynarodowej.
Jakie są wpływy roczne do Funduszu i na co je przekazujecie?
Prognozowane jest 10 mln zł rocznie. Pieniądze otrzymują wiarygodne wg nas instytucje, później sprawdzamy, czy i jak wywiązały się z zadań.
I to są działania wspierające produkcję świń?
Tak. Jestem takim adwokatem producentów świń. Poddaję pod wątpliwość wiele składanych wniosków i głosuję przeciw, np. szkoleniu w Zakopanem.
Jak ocenia pani przeznaczenie w ostatnim rozdaniu komisji 1 mln zł dla UPEMI na targi Anuga w Kolonii?
Musimy godnie reprezentować nasz kraj za granicą.
Tylko dlaczego za pieniądze rolników?
Bo to powoduje, że handel zagraniczny i spożycie rośnie. Tak wynika ze sprawozdań KOWR. Okazuje się, że te duże pieniądze, wydawane na promocję wieprzowiny, przekładają się na wymierne zyski dla kraju.