Nie ma nic złego w korzystaniu z dorobku innych tradycji. Jednak pośród zalewu taniej azjatyckiej produkcji zupełnie zapominamy, że nasza polska, słowiańska choinka nie była nudna. W ozdobach robionych wedle tradycyjnych przepisów była świetlista, skrzyła się kolorami i najwymyślniejszymi wzorami. Takimi, jakie wciąż obecne są w ozdobach Teresy Klimczak z Marzysza w gminie Daleszyce w powiecie kieleckim.
– Folklorem zajmuję się od ponad czterdziestu lat. Jakiś czas pracowałam w ośrodku kultury w Daleszycach. Wcześniej jeszcze założyłam zespół ludowy, a dziś prowadzę trzy, w tym jeden męski. A co do ozdób – dawniej tuż po Świętym Andrzeju, po rozpoczęciu adwentu, kobiety zaczynały robić ozdoby na choinkę. Siedziały wieczorami przy lampach naftowych i robiły gwiazdki, jeżyki, szyszki, pawie oczka, koszyczki, wianuszki, dzwoneczki i łańcuchy. Robiono też kogutki z wydmuszek. Na choince wieszano także kruche ciasteczka i pierniczki. A choinkę ubierało się dopiero w Wigilię. W ten dzień szło się do lasu po drzewko. I nie wolno było ściąć drugiej choinki, jeśli się stwierdziło, że pierwsza ma krzywe gałązki. Jeśli się to zrobiło, to była zła wróżba – opowiada Teresa.