Jesienne migracje dzikich ptaków nie zdążyły się rozkręcić na dobre, a już mamy doniesienia o ogniskach grypy w trzech państwach Europy. Niestety zwykle po takich informacjach mija kilka tygodni, a grypa ptaków pojawia się także w Polsce. Nie można stwierdzić, że jej nie ma teraz, bo jest obecna w środowisku dzikiego ptactwa, którego truchła są co jakiś czas odnajdywane w terenie. Lekarze weterynarii wielokrotnie zaznaczali, że wirus zadomowił się w Polsce i szybko stąd nie zniknie.
Pytanie tylko, czy sektor drobiarski, który nie zdążył podnieść się po kryzysie spowodowanym COVID-19 i likwidacją ptactwa domowego na przełomie sezonu 2020/2021, która zmiotła kilkanaście milionów szt. zwierząt, wytrzyma ten cios. Dodatkowo rosnące koszty produkcji w rolnictwie i niskie ceny żywca drobiowego dobijają hodowców. Nie zdążyliśmy jeszcze odzyskać utraconych rynków, a już idzie następna fala…
Niektórzy rolnicy nawet nie otrzymali jeszcze odszkodowań za likwidację stad w poprzednim rzucie grypy. A niedługo kolejne fermy do likwidacji. To nie jest pisanie czarnego scenariusza, ale rzeczywistość polskiego rolnika – ryzyko wpisane w zawód, przed którym trudno się skutecznie obronić i stabilizować sytuację, mimo przeciwności losu.