W północno-wschodnich prowincjach, Pekin dopłaca do hektara uprawy soi 705 USD. Jest to 12 razy więcej niż wynoszą dotacje do kukurydzy - informuje portal EKD (Oilword.ru). Dzięki dotacjom powierzchnia soi wzrosła do 8,6 mln ha, ale w 2020 roku ma już wynieść 10 mln ha.
Niemniej jednak zapotrzebowanie żywnościowe Chin jest ogromne, stąd cały świat handlowy bacznie śledzi efekty rozmów pomiędzy Chinami i USA, które mają się rozpocząć już dziś. Każdy, najmniejszy nawet sygnał pozytywnych efektów negocjacji daje impuls dla wzrostów cen soi, a w konsekwencji dla całego segmentu oleistych.
Tak się też stało, gdy chiński rząd potwierdził doniesienia medialne o wyrażeniu zgody na bezcłowy limit importu 3,8 mln ton soi z USA, który Pekin ma udzielić wielu chińskim firmom do końca 2019 roku. Soja na Chicago wzrosła do poziomu powyżej 900 USc/ korzec. Ponieważ jednak uzyskiwanie pozwoleń ma potrwać ok. 20 dni, to efekt obecny jest odczytywany nie jako fakt dokonany, ale jako ruch wyciągnięcia ręki i akt dobrej woli ze strony rządu pekińskiego, w kierunku negocjatorów delegacji amerykańskiej.
Pod koniec czerwca, przed szczytem G20 Reuters informował, że Chiny zakupiły 544 tys. ton soi z USA. Niemniej jednak z tej ilości domówiono realizacji 148 tys. ton, stąd analitycy rynkowi ostrożnie podchodzą do sygnałów puszczanych, nieco jak kaczki na wzburzonym morzu konfliktu handlowego pomiędzy USA i Chinami. Mimo wszystko obie strony zdają sobie sprawę ze szkód wyrządzanych swoim gospodarkom, z tytułu zacietrzewienia i takie polubowne gesty będą zapewne małymi krokami prowadzącymi do dużych skoków porozumienia. A na takie informacje czekają giełdy, które się żywią każdymi nowymi danymi zmieniającymi układ międzynarodowego handlu. Dla naszego krajowego rynku, przy znacznie obniżonych zbiorach rzepaku w Europie, tania soja na Chicago ma zdecydowanie wpływ hamujący dalszy wzrost cen naszego krajowego rzepaku.
Juliusz Urban
Fot. CLAAS Polska