- W gminach położonych na terenach nadwiślańskich, a więc Obrazów, Koprzywnica, Dwikozy czy Samborzec, jabłek może być nawet o połowę mniej niż zwykle w tym rejonie – ocenia starosta sandomierski Marcin Piwnik w rozmowie z Radiem Kielce.
Powodów do zmartwień, jeśli chodzi o wielkość zbiorów, nie ma natomiast Grażyna Borkowska, która na Sandomierskim Szlaku Jabłkowym w gminie Zawichost prowadzi 34-hektarowy sad jabłoniowy.
- U mnie w tym roku plony są wyższe niż w roku ubiegłym. Zebrałam 60 ton Goldena, 60 ton Princa, więcej było też Jonagolda i Szampiona. Mniej zerwaliśmy jedynie Idareda – wyjaśnia w rozmowie z nami pani Grażyna.
Sadowniczka przyznaje, że w dużej mierze to zasługa położenia sadu na pagórkach i pracy pszczół, które syn wstawił do sadu.
- Ule ustawiliśmy w kwaterach Goldena, Ligola i Szampiona. Efekt przeszedł nasze oczekiwania, bo zawiązanie owoców było zdecydowanie lepsze – mówi pani Grażyna.
Zastanawia się tylko, czy sprzeda taką ilość jabłek. Zazwyczaj o tej porze roku już było spore zainteresowanie ze strony eksporterów, a teraz telefon milczy. A większość swoich owoców pani Grażyna produkuje właśnie z przeznaczeniem na zagraniczne rynki.
- Jabłka wysyłam głównie do Rumunii i Azji. Niedawno odważyłam się zawalczyć o rynek indyjski, który jest bardzo chłonny, jeśli chodzi te owoce. I udało się! W tamtym roku do Indii popłynęło pięć kontenerów moich jabłek, czyli ok. 100 ton. Ale w tym dziwnym 2020 roku nie wiem, czy uda się takie wysyłki przeprowadzić. Spodziewam się też, że ceny będą niższe niż w poprzednim sezonie. Nikt już za jabłko nie zapłaci 3,60 zł – wyjaśnia nam pani Grażyna.
Na razie jabłka umieściła w chłodniach z kontrolowaną atmosferą, gdzie będą leżeć pewnie do stycznia-lutego. Do tego czasu ma nadzieję, że popyt rynków eksportowych wzrośnie. Ostatnio dużo mówi się w tym kontekście o Egipcie, gdzie zainteresowanie polskimi jabłkami mocno wzrosło w tym sezonie.
ksz