Za nami dwa lata pandemii, strachu i związanych z Covid-19 ograniczeń
Ledwo zaraza się skończyła, a zaczęła się agresja Rosji na Ukrainę. Towarzyszy temu ogromny wzrost cen energii (gazu, ropy i węgla) i nawozów oraz niewidziana od drugiej połowy lat 90. inflacja. A przede wszystkim niepewność co do przyszłości. Z telewizorów i Internetu atakują nas eksperci z profesorskimi tytułami, którzy z głębokim przekonaniem przepowiadają, że polską gospodarkę czeka klęska, załamanie płac i wzrost bezrobocia. Jak w tym wszystkim odnaleźć ma się rolnik?
Naszym zdaniem, przyszłość rolnictwa nie będzie aż tak zła. A zawdzięczać to będziemy tym wszystkim działaczom ekologicznym i klimatycznym, których co tydzień, w tej rubryce krytykujemy. Próbkę ich osiągnięć widzimy dziś na Sri Lance (dawnym Cejlonie), gdzie kilka lat temu prezydent wprowadził zakaz stosowania nawozów i środków ochrony roślin. Gotabaya Rajapaksa, prezydent Sri Lanki, chciał w ten sposób zapewnić tym, którzy go wybrali, ekologiczną żywność i stworzyć pierwszy „zielony naród”. Doprowadził do drastycznego spadku produkcji żywności, a gdy doszedł do tego kryzys energetyczny (droga ropa naftowa), to kraj zbankrutował.
Dziś politycy i eksperci w telewizjach i Internecie ekscytują się sytuacją na odległej wyspie. Nikt jednak nie mówi, co było praprzyczyną upadku państwa. Dodajmy, że prezydent Rajapaksa ewakuował się już na Malediwy, rajskie wyspy na Oceanie Indyjskim, cel podróży wielu bogatych ludzi z Europy i Azji.
Nie ukrywamy, że tego samego – bardzo długich wakacji na Malediwach – życzymy rodzimym (choć nie tylko) aktywistom wzywającym do likwidacji chowu świń i produkcji mleka oraz skrajnej ekologizacji produkcji żywności. Deklarujemy, że z własnej kieszeni dołożymy do biletów lotniczych choćby dla naszej europosłanki Sylwii S. i ferajny, żeby wraz z Gotabaya Rajapaksa wdrażali strategię „Od wideł do widelca” gdzieś na zacisznym atolu 8000 km od Europy. Jeśli potrzeba, to podeślemy im widły. Jakiś widelec pewnie znajdzie się w luksusowym hotelu.