W pierwszym pełnym tygodniu nowego roku, nieco większy ruch zaczął się z telefonami. – Rolnicy dzwonią, pytają o ceny i odpowiadają, ze się zastanowią i jak na razie nie wracają. Aż dziwnie tak, gdy redlery na magazynie nie szumią – usłyszałem od skupującego zboża.
– Na ceny nikt nie poradzi, a rolnicy zboże sprzedać muszą choćby w części. Od następnego tygodnia spodziewamy się nieco większego ruchu – mówi inny handlowiec. Skupujący zwracają uwagę, że także zainteresowanie przetwórców jest nie za wielkie, ci czekają na większe obniżki cen i zjadają swoje zapasy.
Także większe firmy handlowe nie chcą kupować zbyt dużo, bo mogą zostać z drogo kupionym towarem. Rynek zaczyna się klinczować, sprzedający nie chcą sprzedawać, kupujący obawiają się kupować. – Po umocnieniu się złotego i niechęci do sprzedaży u naszych rolników zaczynamy już kupować pszenicę z dużych gospodarstw w Niemczech – mówi nam handlowiec operujący na ścianie zachodniej. Rzeczywiście złotówka się umocniła i za jedno euro płacimy już tylko 4,53 zł, co wspomaga ruch importowy a utrudnia eksport. – Nie mamy jak się wcisnąć z naszymi ofertami na międzynarodowych przetargach, bo nasza pszenica przeliczona na dolary kosztuje ok. 330 USD/t w porcie, a fracht z naszych portów też jest droższy niż np. z Francji, czy nawet z Niemiec – słyszę od handlowca z północy Polski.