Jak by tego było mało rekordy cenowe bije śruta sojowa, za którą w głębi kraju trzeba płacić min. 2600 zł/t brutto. W takich realiach ceny tucznika musiałyby być przynajmniej 1,5 zł/kg żywca wyższe by móc myśleć o pokryciu kosztów, nie ma tutaj mowy o zarobku. Wprawdzie od kilku tygodni mówi się, że podwyżki są niemal pewne, jednak jeśli wieprzowina będzie drożeć w takim tempie jak teraz to wiele gospodarstw tego nie doczeka.
Kolejny tydzień z rzędu bowiem nie ma impulsu ze strony niemieckiej giełdy VEZG. Tam nadal niewzruszona pozostaje stawka 1,19 euro/kg w klasie E mimo, że w komentarzu do środowego notowania czytamy o tym, iż zatory ubojowe już praktycznie tam nie istnieją. Z innych źródeł z kolei dowiadujemy się, o tym, że Niemcy mimo ASF u dzików nadal eksportują wieprzowinę do Azji, a odbudowa chińskiej produkcji wieprzowiny już napotyka przeszkody. Jedną z nich jest epidemiczna biegunka prosiąt, co zapewne ma związek z potężną koncentracją produkcji w nowo budowanych fermach wiekoprzemysłowych w tym kraju. Zatem przesłanki do znaczących wzrostów są, brakuje jednak konkretnych decyzji ubojni. Być może firmy te chcą jak najdłużej utrzymać bardzo niskie stawki, gdyż wiedzą że ich czas dobiega końca i niebawem będzie trzeba płacić dużo więcej za świnie po to by pozyskać choć część potrzebnego surowca. jbr