W centrum Ukrainy, około 200 km na południe od Kijowa, rolnik Kees Huizinga – Holender od 20 lat mieszkający w Ukrainie, prowadzi duże gospodarstwo, w którym utrzymuje 2 tys. krów mlecznych, 450 macior, prowadzi produkcję roślinną na powierzchni 15 tys. ha (z czego 350 ha to warzywa). Rolnik zatrudnia około 400 osób. W mediach społecznościowych opisuje sytuację w swoim gospodarstwie podczas wojny na Ukrainie. Na początku tygodnia pisaliśmy o sytuacji u producentów i przetwórców mleka w Ukrainie – jest bardzo trudna, a przykładem tego jest właśnie Kees Huizinga. 24 lutego br. wszystko się zmieniło.
– Niektórzy z moich pracowników walczą teraz w armii ukraińskiej. Z drugiej strony przyjęliśmy uchodźców z Sumowa i Charkowa, gdzie trwają walki – relacjonuje Holender.
Sieją azot, ale nie wiedzą czy zasieją zboża…
Na polach w tym regionie Ukrainy nie rozpoczęto jeszcze wiosennych siewów, które trwają około 4 tygodni, ruszyli jedynie z nawożeniem. Jak opisuje Holender na południu w pobliżu Morza Czarnego inni rolnicy musieli wstrzymać rozpoczęty już siew.
- Nie wiem, czy w tym roku będzie to możliwe. Nie wiem, co przyniesie nam następna godzina, a co dopiero jutro, za tydzień czy za miesiąc. Już się zastanawiam, jak nakarmimy nasze krowy. Mamy pod ręką żywność, ale być może będziemy musieli dostosować zużycie paszy, aby nasze zapasy starczyły na dłużej. To obniży naszą wydajność. Przyszłość może być niepewna, ale wiem bardzo dużo: jeśli ukraińscy rolnicy tacy jak ja nie będą mogli pracować, nasz kryzys będzie nieznośnie gorszy. Jesteśmy odporni i wiemy, jak przetrwać trudne czasy, takie jak susze i inne warunki pogodowe. Podobnie jak reszta świata, wychodzimy teraz z pandemii, która zakłóciła rynki pracy i łańcuchy dostaw – pisze na swojej stronie rolnik.
Każdego ranka rozmawia z grupą rolników z całej Ukrainy podczas wideokonferencji o tym, jak wygląda sytuacja na terenie kraju. Mówi, że jego sytuacją jest „dobra, biorąc pod uwagę okoliczności”, w jego okolicy nie było bombardowań.