Małymi krokami, ale cały czas do przodu
Dominika Wiśniewska ubolewa tylko nad tym, że nie można „poszaleć” z produkcją roślinną, bo własnej ziemi mają zaledwie 30 ha, a kupić nie ma gdzie, więc trzeba ratować się dzierżawami. To spory problem, bo zwiększając pogłowie trzeba się nieźle nagłowić, jak zorganizować strukturę zasiewów, by wyprodukować jak najwięcej wartościowej paszy.
– W tym sezonie zwiększamy areał zasiewu kukurydzy z 10 ha do 14. W ubiegłym roku zabrakło nam kukurydzy i musiałem ją dokupić. Udało się co prawda kupić dobrze zrobioną kiszonkę, ale to nie to samo, co własna i odbiło się to na wydajności. Poza tym ciężko było ją przechować bez strat, ale nie było wyjścia i pozwoliło nam to przetrwać ten okres. Mam nadzieję, że po zwiększeniu areału paszy nam już wystarczy – wyjaśnia Ireneusz Wiśniewski.
Trzy lata temu hodowcy wrócili do sporządzania sianokiszonki na pryzmie. I chociaż wcześniej królowały baloty, to dziś pan Irek deklaruje, że już nigdy nie zrezygnuje z pryzm, w których pasza jest bardziej jednolita, straty niewielkie, a co najważniejsze, dużo niższe są nakłady poniesione na jej przygotowanie.