Polskie rolnictwo umiera, a w konsekwencji konsumenci zapłacą więcej za żywność
Rolnicy w wywiadach stwierdzili, że protestują nie tylko dla siebie, ale także w obawie o wszystkich konsumentów.
– Protestujemy przeciwko drożyźnie, a pokazujemy się dlatego, że nie będziemy umierać w ciszy. Mamy najtrudniejszy okres w rolnictwie w XXI wieku. Od 2000 roku zlikwidowano najwięcej gospodarstw w historii. Trzoda chlewna została zamordowana. Nie walczy się z ASF-em tylko z rolnikami utrzymującymi jeszcze trzodę chlewną – mówił Jarosław Wojtaszak, koordynator AgroUnii z powiatu łukowskiego.
Rolnik wskazywał jednocześnie, że produkcja ziemniaków spadła w kraju sześciokrotnie, podobnie jaki i w powiecie łukowskim. Do tego ceny za płody rolne przy aktualnych kosztach produkcji są dramatycznie niskie.
– Po prostu umieramy, co przełoży się w przyszłym roku na zmniejszenie skali produkcji rolniczej, a ta przełoży się na ceny na półkach. Niestety nasz rząd nic nie robi. Znajdujemy się na placu targowym, jest to znamienne miejsce, gdyż rząd proponuje, żebyśmy w takim miejscu i w taki sposób mieli jedyny kontakt z konsumentami. Nie walczy o to, żeby nasze produkty znajdowały się w supermarketach i dyskontach. Dzisiaj mamy słoneczną pogodę, ale wyobrażacie sobie państwo, że w deszczowy dzień, zmęczeni po pracy przyjdziecie w takie miejsce, żeby szukać polskiego produktu? Zgodzę się, że można tak zrobić raz na jakiś czas, ale nie codziennie. Nam zaproponowano taką formę sprzedaży bezpłatnie w piątki i w soboty. Jaki mamy zatem kontakt z naszym klientem. Chcemy dostarczać naszą polską, zdrową i bezpieczną żywność w sieciach handlowych – powiedział Jarosław Wojtaszak - koordynator Agrounii z powiatu łukowskiego.