- Inspekcja Weterynaryjna na zwalczanie ASF u świń i dzików wydała w okresie objętym kontrolą łącznie 595 482,5 tys. zł.
- NIK ujawniła, że przekazywanie środków na zapobieganie i usuwanie skutków ASF trwa zbyt długo.
- W połowie PIW nie dopełniono obowiązku przeprowadzenia przynajmniej raz w roku kontroli w każdym z gospodarstw, znajdujących się w strefie ustanowionej w związku z ASF.
- W jednej trzeciej skontrolowanych PIW nie wydawano decyzji nakazujących usunięcie uchybień albo nakazujących zabicie, lub ubój świń, nawet gdy wymagały tego przepisy ustawy o ochronie zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt.
Druga stona medalu – to był specyficzny czas. Dr Krzysztof Jażdżewski, zastępca GLW
red. Anna Kurek: Wyniki kontroli NIK nie napawają optymizmem.
dr Krzysztof Jażdżewski: Z częścią zarzutów formułowanych przez NIK absolutnie nie możemy się zgodzić.
AK: O których zarzutach pan myśli?
KJ: W raporcie są przyczyny, które były przekazywane przez powiatowych lekarzy weterynarii kontrolerom NIK, że w roku 2020 i 2021 nie można było skontrolować wszystkich gospodarstw zgodnie z harmonogramami, z uwagi na występujące restrykcje. To nie były jakieś tam delikatne obostrzenia, tylko poważne restrykcje w zakresie kontaktów pomiędzy ludźmi związanych z COVID.
AK: NIK nie uwzględniła tego faktu?
KJ: Nie, to są jakieś żarty, że w tego rodzaju raporcie nie wzięto pod uwagę stanu epidemii, jaki mieliśmy w owym czasie. Umarło mnóstwo ludzi, każdy bał się zakazić. Sami rolnicy sugerowali, że boją się takich kontroli. Przecież inspektorzy IW mogli się kontaktować z różnymi osobami i mogłoby to spowodować rozprzestrzenianie się wirusa na niespotykaną skalę. Nie mogliśmy też narażać naszych pracowników.
AK: Jaki był najpoważniejszy zarzut NIK wobec Inspekcji Weterynaryjnej?
KJ: Że kontrola była prowadzona z częstością, która była niezgodna z zapisanymi wytycznymi. Tam nie ma zarzutów, że nie stwierdzano uchybień pomimo ich występowania, albo że nieskuteczność kontroli doprowadziła do zwiększonego rozprzestrzeniania się wirusa. Fakt jest taki, że te gospodarstwa nie były objęte takim nadzorem, jakim powinny w tamtym czasie, ale był to czas specyficzny.
AK: Jednym z zarzutów było też, że duża część decyzji, które były wydawane w przypadku niespełnienia wymagań, nie była przez PLW ponownie skontrolowana.
KJ: Tak, ale musimy pamiętać, że my po pierwsze: cały czas kontynuujemy rekontrole, po drugie i bodaj ważniejsze, że raptownie zmniejsza się liczba gospodarstw w Polsce. Jeżeli kontrola pierwsza przypadnie w styczniu, w czerwcu ponowna kontrola może nie być możliwa, bo gospodarstwa, a raczej stada już nie będzie. Bardzo wielu rolników, którzy podczas pierwszej kontroli widzą, że nie są w stanie spełniać obowiązujących norm, samodzielnie rezygnuje z hodowli.
AK: Tego też NIK nie wzięła pod uwagę?
KJ: Nie, kontrolujący patrzyli tylko na statystyki.
AK: NIK zarzuca w raporcie również, że Inspekcja dawała wydłużony czas na spełnienie wymagań.
KJ: Tu się zgodzę. Należy jednak wziąć pod uwagę, że część kontroli odbywa się zimą i jesienią. Jeżeli są do wykonania infrastrukturalne kwestie, to prac budowlanych, np. przy budowie ogrodzenia raczej nikt nie prowadzi. Nie możemy w grudniu czy w styczniu dać ludziom 2–3 tygodnie na wybudowanie czegoś co wymaga kilku miesięcy. Poza tym są dofinansowania, których pozyskanie zajmuje dużo czasu, więc rolnicy prosili o to, by dać im czas zgodnie z wnioskiem, który złożyli lub decyzją ARiMR, którą otrzymali. Przecież gdybyśmy kazali komuś ogrodzić się wcześniej, niż złożył wniosek, nie otrzymałby dofinansowania, które mu przysługuje. Musieliśmy tu być elastyczni i podchodzić do sprawy indywidualnie.
AK: Czy czas na dostosowanie jest określony przepisami?
KJ: Nie. Przepisy regulują czas wszczęcia postępowania i wydania decyzji, nie jej wykonania. To określa PLW samodzielnie uwzględniając okoliczności, które w danym momencie dotyczą podmiotu objętego decyzją.
AK: Decyzja jest zawsze po stronie PLW?
KJ: Tak, jeżeli wchodzimy do gospodarstwa i w momencie kontroli rolnik ma małe prosięta albo locha jest w zaawansowanej ciąży, trudno jest wydać decyzję o natychmiastowym uboju/zabicu tych zwierząt. Przecież mielibyśmy potężny opór społeczny, a media rozpisywałyby się o bezwzględności Inspekcji Weterynaryjnej, nakazującej zabicie zwierząt w ciąży.
AK: Co w takiej sytuacji robicie?
KJ: Jeżeli występuje choroba zakaźna, to jest to siła wyższa i zdarza się, że przy zwalczaniu ASF dochodzi do takich sytuacji. Ale w przypadku niespełniania wymagań to zupełnie inna historia. Za zabicie tych świń, w przeciwieństwie do zwalczania choroby zakaźnej, nie przysługuje odszkodowanie. Rolnikowi nikt by tego nie zrekompensował. Te argumenty nie zostały w żaden sposób uwzględnione przez NIK.
AK: Inspekcja nie ma sobie nic do zarzucenia?
KJ: Nie twierdzę, że wszystko odbywało się idealnie, ale to nie był zwykły czas i nie możemy tego pomijać.
AK: Ile decyzji o likwidacji stad podjęliście?
KJ: W 2019 r. było ich 2142, w 2020 r. – 2301, w 2021 r. – 681, a w 2022 r. – 584.
AK: Czy Inspekcja dysponuje odpowiednią liczbą inspektorów do wykonywania tych zadań?
KJ: Nie ignorujemy obiektywnych zarzutów dotyczących niemożliwości spełnienia wszystkich zadań jednocześnie i dlatego minister rolnictwa jeszcze w 2021 r. podjął decyzję o silnym wzmocnieniu IW. Pierwszą transzę etatów otrzymaliśmy w styczniu 2022 r. To było około 600 etatów, skierowanych głównie do tych powiatów, gdzie jest więcej gospodarstw trzodowych i drobiowych. Bo pamiętajmy, że nadzór nad zdrowiem zwierząt, w tym kontrole bioasekuracji, to nie tylko świnie. Mamy potężny dział produkcji drobiarskiej, która od kilku już lat co roku jest zagrożona występowaniem wysoce zjadliwej grypy ptaków.
AK: Przy dzisiejszych problemach z zatrudnieniem muszę zapytać, czy udało się te etaty obsadzić?
KJ: Nie jest łatwo zbudować zespół do pracy, szczególnie składający się z kilkuset lekarzy. To nie jest tak, że rekrutację wykonamy w ciągu miesiąca, czy dwóch i wszystkie te osoby będą nagle świetnie przygotowane do wykonywania swoich zadań. To trwa. Dostaliśmy na to pieniądze i rekrutacje kontynuowaliśmy cały zeszły rok. Kolejnym etapem jest wzmocnienie Inspekcji nowymi 900 etatami od ostatniego kwartału 2022 r., które zostały przyznane przez obecnego ministra.
AK: Pracownicy IW otrzymali podwyżki?
KJ: Tak, około 1300 zł brutto. To porządny zastrzyk pieniędzy. Ale rozliczenie IW z poprawy działalności z tytułu większego zatrudnienia może nastąpić pod koniec 2024 r., kiedy wszystkie procesy się zakończą, a my będziemy w stanie przeszkolić ludzi.
AK: Jakie koszty IW poniosła w związku ze zwalczaniem ASF?
KJ: W 2019 r. było to ponad 123 mln zł, w 2020 r. prawie 147 mln zł, a w 2021 r. blisko 225 mln zł. W kontrolowanych województwach wyglądało to odpowiednio: 5 mln, 93 mln i 78 mln zł.
AK: W raporcie NIK widnieje, że PLW nie dysponowali środkami lub przez długi czas je organizowali, albo też zaciągali zobowiązania, zamiast korzystać z budżetu. O co tak naprawdę chodzi?
KJ: Moim zdaniem niewłaściwie sformułowane zarzuty, że powiatowy brał się za zwalczanie choroby, nie mając na to pieniędzy. A co, miał odstąpić od swoich obowiązków? Czerpiemy środki budżetowe na zwalczanie chorób zakaźnych z dwóch źródeł – budżet powiatowych inspektoratów weterynarii to jest około 15%, reszta pochodzi z rezerw. Pieniądze z rezerw nie są dostępne od 1 stycznia, tak jak budżet, tylko przekazywane są w transzach na wniosek ministra rolnictwa i dalej do poszczególnych województw i powiatów. Przyznanych pieniędzy w ramach budżetu nie można przesunąć do innych regionów, to skomplikowane, ale w skrócie nie jesteśmy w stanie dokładnie zaplanować, w którym powiecie ilu środków będziemy potrzebować na cały rok w zakresie potrzeb dotyczących zwalczania chorób zakaźnych. A w roku 2021 skumulowały się dwie epidemie, bo poza ASF mieliśmy największą epidemię grypy ptaków, więc środki z rezerw szybko zostały wyczerpane. Rząd musiał poszukać pieniędzy na ten cel w innych działach, by móc przekazać je na rolnictwo, to też wymagało czasu.
AK: Czy IW dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi na walkę z tymi epidemiami?
KJ: Rok 2021 pokazał, że wszystkie zobowiązania zostały uregulowane i to nie jest pytanie, czy my dysponujemy, tylko czy budżet państwa jest w stanie wywiązać się ze zobowiązań nawet w przypadku bardzo dużej epidemii, nie jednej, a kilku chorób. Okazuje się, że tak. Nawet jeżeli te koszty sięgają 1 mld zł, bo tyle to wynosiło w 2021 r.
AK: Jak wygląda zabezpieczenie finansowe na 2023 r.?
KJ: Na 2023 r. mamy przewidziane 500 mln zł rezerwy na zwalczanie chorób. W zeszłym roku nie wykorzystaliśmy około 100 mln zł z pieniędzy na ten cel, ponieważ nasilenie obydwóch epidemii było mniejsze.
AK: Czy liczba personelu IW jest już odpowiednia?
KJ: W przyszłości, jeżeli obsadzimy wszystkie przyznane etaty, to tak. Musimy zadbać też o jakość. Ci ludzie muszą stać się fachowcami, a to wymaga szkolenia i doświadczenia. Wyliczenia dla powiatów były prowadzone tak, by możliwa była kontrola jednego gospodarstwa danego gatunku dziennie. Bo pamiętajmy, że to nie taśma. Obowiązują nas zasady bioasekuracji. Inspektor nie powinien pójść do kilku gospodarstw dziennie, bo może stanowić dodatkowy element ryzyka.
AK: Ile z tych 1500 etatów już udało się obsadzić?
KJ: Około 1/3.
AK: NIK podnosiła też kwestię kontroli gospodarstw, w których nakazano wybicie świń i mają zakaz ich utrzymywania. Inspekcja Weterynaryjna kontroluje takie gospodarstwa?
KJ: Kontrolujemy wykonanie nakazu ubicia, czy zabicia świń. Kłopot polega na tym, że jak już nie ma zwierząt w gospodarstwie, to nie mamy obowiązku ich kontrolowania. Nie mamy podstaw, bo skoro nie ma oficjalnie świń, to na jakiej podstawie PLW ma tam prowadzić kontrolę?
AK: Czyli nie ma weryfikacji?
KJ: Często jest tak, że ta weryfikacja przebiega. Sąsiedzi często nas o tym informują. Wtedy oczywiście to sprawdzamy. Jak mamy donos, wchodzimy, ale rutynowo tego nie robimy. Nie jesteśmy w stanie odwiedzić każdego domostwa w każdej wsi, a teoretycznie w każdym z nich jest możliwość nielegalnego utrzymywania świń. Poza tym nie ma takich przepisów. Pamiętajmy, że każdy rolnik ma obowiązek zgłoszenia faktu posiadania trzody chlewnej, nie tylko Inspekcji Weterynaryjnej, ale też do ARiMR. Jeżeli będzie utrzymywał świnie nielegalnie, zostanie surowo ukarany.
aku
fot. Kurek