- Co takiego dzieje się na rynku jabłek, że musimy tak astronomiczne pieniądze płacić za ten owoc? Nawet 12 zł/kg – zapytał ministra Ardanowskiego.
W odpowiedzi usłyszał, że tak wysokie ceny dyktują pośrednicy i sprzedawcy, natomiast rolnik otrzymuje tylko niewielką część.
- No pan musi płacić te pieniądze? A kto panu każe te jabłka kupować? Jeżeli kupiec przesadza, jeżeli jest złodziejem, który chce pana oszukać i życzy sobie za jabłka po 12 złotych, które u rolnika kosztują 50 groszy czy złotówkę, to pan się daje nabijać. On ma do tego prawo, ponieważ działamy w ramach wolnego rynku. Natomiast to nie ma wielkiego wpływu na ceny płacone rolnikom – powiedział minister.
Jabłka po 50 gr?
- Tam kupi pan jabłka po 50 groszy – powiedział Ardanowski.
Tu minister trochę się zagalopował. Oczywiście, na giełdzie można kupić jabłka w dużo niższej cenie niż w sklepie, ale kilogram najtańszych odmiany Early Geneva kosztuje 2 zł. Z kolei tegorocznego Paulareda czy Pirosa sadownicy sprzedają po ok. 3,50 – 4 zł/kg.
Mówiąc o cenie 50 gr minister miał chyba na myśli jabłka przemysłowe z przerywki, bo akurat tyle skupy proponują w tym roku. Nie mniej jednak, szef resortu rolnictwa ma rację, że tak ogromne marże pośredników i handlarzy są grubą przesadą. W ten sposób wyzyskują nie tylko rolników, ale i konsumentów.
- Nie należy dawać się nabijać w rogi przez handlarzy, którzy czują swoją przewagę w tym momencie. Również niestety ten czas pandemii sprawia, że nie mamy zbyt wiele możliwości i czasu na chodzenie po wielu sklepach i porównywanie. Wchodzimy do pierwszego z brzegu, z maseczką na twarzy, boimy się żeby się nie zarazić, bierzemy pierwsze, co się tam w ręce nam pojawi i z tego powodu jesteśmy często oszukiwani, podejmujemy głupie decyzje – argumentował minister.