Maślany protest – wracamy do czasów Balcerowicza?
Z czego więc żyje Stanisław Mitrosz z rodziną, skoro ostatnią wypłatę za mleko dostał w połowie lutego? Krów też nie może sprzedać, bo ich nie skupują – ani na spędach, ani na jarmarkach. Ano, utrzymanie młodemu rolnikowi zapewniają teściowa i matka, które są w USA.
– Mnie natomiast ratują rodzice emeryci, schorowani i pokręceni przez reumatyzm. Oni dają moim dzieciom pieniądze na zeszyty, od nich biorę pieniądze na paliwo. W najgorszej sytuacji są jednak koledzy, którzy nie mają w swojej zagrodzie rencistów. Zepsuje się im traktor, to go nie naprawiają, bo nie mają na części zamienne. Drożyzna jest okropna, za najprostsze łożysko do rozrzutnika obornika płaci się 40 tysięcy zł – mówi Stanisław Faber prowadzący 20-hektarowe gospodarstwo we wsi Ejszeliszki (woj. suwalskie).
Takich rolników na mleczny protest 15 kwietnia 1991 r. do Warszawy przyjechało setki. Przyjechali z całej Polski, aby po raz kolejny wyrazić sprzeciw wobec rujnującej Polskę i polską wieś polityki rolnej. W swoich spółdzielniach mleczarskich zebrali się już w nocy, by nad ranem (np. z Olecka o 4 rano) ruszyć do Warszawy sfatygowanymi nysami i żukami.
Organizatorem tego protestu było Krajowe Porozumienie Rad Nadzorczych Okręgowych Spółdzielni Mleczarskich, któremu przewodzi Andrzej Furmanek, rolnik ze wsi Sanniki. Wśród władz owego porozumienia można znaleźć znane nazwiska chłopskich działaczy: Bogusława Włodarczyka z woj. tarnobrzeskiego, Władysława Wronę, rolnika z woj. krośnieńskiego i Piotra Baumgarta, rolnika z woj. szczecińskiego.
Już od godziny dziesiątej przed gmachem PSL na ulicy Grzybowskiej zaczęły się gromadzić dziesiątki nys i żuków. Do godz. 11.00 przyjechało 120 przedstawicieli rad nadzorczych OSM – każda delegacja przyjechała własnym samochodem, z kilkoma kartonami masła.
Na sali obrad B. Włodarczyk przedstawiał plan akcji protestacyjnej.
– Najpierw dojeżdżamy do Ministerstwa Rolnictwa, kierowcy zostają w samochodach, a pozostali członkowie delegacji biorą po kartonie masła, które następnie wysypują ministrowi na stół w jego gabinecie.