Prawna patologia
Przedgórze Sudeckie. Miasteczko Jawor i rozrzucone wokół wsie: Grzegorzów, Niedaszów, Mierczyce, Mściwojów, Siekierzyce, Luboradz i inne. Rolnicza okolica z wyraźnie wydzielonymi siedliskami gospodarstw. Od wieków są elementami tutejszego krajobrazu. Ale nawet niezbyt uważny obserwator dostrzeże, że w olbrzymiej większości to zabudowania w ruinie. Charakterystyczny jest jeden element siedlisk: patchworkowe dachy, tworzące nieregularne wzory. Te patchworkowe dachy to emanacja prawnej patologii, trwającej od ponad 70 lat.
Własność ułamkowa siedlisk
O pojęciu własności ułamkowej siedlisk gospodarstw rolniczych na Ziemiach Odzyskanych pewnie niewielu słyszało. Tak naprawdę dopiero kilka lat temu sprawa została nazwana po imieniu. I to nie przez prawników, ale rolnika z Jawora, który stał się jej ofiarą. Jedną z wielu.
Bronisław Piaskowski od 1984 roku prowadzi nieduże, obecnie 25-ha gospodarstwo. Kiedyś hodował bydło mleczne, obecnie prowadzi wyłącznie produkcję roślinną. Okolice Jawora to zagłębie buraczane, wielu rolników uprawia buraki cukrowe. On jednak ich uprawę znacznie ograniczył – do zaledwie 1,15 ha. Na większości ziemi (klasa III i IV) uprawia pszenicę (uzyskując 8–9 t/ha) i rzepak (3–3,5 t/ha). W ubiegłym roku po raz pierwszy na 8 hektarach zasiał soję. Udało mu się osiągnąć bardzo przyzwoite plony – 3 t/ha, ale nie udało mu się jej sprzedać. Jak mówi, brak chętnych na skup polskiej soi, bo magazyny zawalone są soją z importu. To jednak nie kłopoty z soją spędzają mu sen z powiek. Spokoju nie dają mu problemy ze współwłasnością we własnym siedlisku.
Bronisław Piaskowski dzieli siedlisko z innymi współwłaścicielami, co utrudnia rozwój gospodarstwa i korzystanie z unijnych programów.
To on wymyślił pojęcie "współwłasność ułamkowa siedlisk gospodarstw rolnych" i od kilku lat stara się zainteresować nią opinię publiczną, działaczy rolniczych, urzędników ministerialnych, posłów i europosłów, reprezentujących rolnicze środowiska. O co chodzi?
– Mój ojciec Stanisław Piaskowski był żołnierzem I Armii Wojska Polskiego, kanonierem w Samodzielnym Pułku Moździerzy – opowiada Bronisław Piaskowski. – Przeszedł front od Sum aż za Berlin. Po wojnie jako osadnik wojskowy trafił do Jawora i dostał przydział na 10 ha ziemi wraz z domem i zabudowaniami gospodarskimi we wsi Niedaszów. Zamieszkał w poniemieckim gospodarstwie. W tym samym gospodarstwie zamieszkało jeszcze dwóch innych osadników, którzy otrzymali identyczny przydział.
Zasiedlanie poniemieckich gospodarstw na terenie tzw. Ziem Odzyskanych odbywało się w pierwszych latach po wojnie na mocy rozkazu marszałka Michała Żymierskiego. Takich identycznie brzmiących, ale imiennych rozkazów o przydziale 10 ha ziemi wraz z domem i zabudowaniami gospodarskimi wydał ok. 180 tys.
Wprawdzie w 1948 r. ziemie osadników włączono do powstających kołchozów, ale tylko do 1956 r. Po odwilży kołchozy rozwiązano, a osadnicy otrzymali po 8 ha własnej ziemi. Cały czas natomiast mieszkali w zajętych w 1945 r. siedliskach.
– Nasza rodzina mieszkała w siedlisku razem z dwoma innymi – opowiada Piaskowski. – Podzielili między siebie pomieszczenia mieszkalne, zabudowania gospodarskie, podwórko i jakoś egzystowali. W latach 70. XX w. ten stan usankcjonowano w księgach wieczystych, wpisując tam, w naszym przypadku, trzech współwłaścicieli. Ale nikt nie określił, czego konkretnie są właścicielami: której konkretnie części obory, stodoły, kurnika. W księgach wieczystych figurowali i figurują jedynie jako współwłaściciele określonego ułamka całości siedliska.