Jak zabić rynek? – już wiemy
Przepis na zabicie rynku wydaje się dość prosty. Żeby kompletnie unieruchomić handel zbożami wystarczy w odpowiedniej proporcji dodać zaledwie pięć składników.
Pierwszym na którym zdaje się bazować nasz „rynkowy pasztet” są dobre krajowe zbiory. Nie od dziś wiemy, że Polska ma potencjał produkcyjny przerastający krajowe zapotrzebowanie i 36 mln t tegoroczne zbiory zbóż, osiągnięte przecież pomimo suszy występującej w niektórych regionach kraju, wydają się tylko ten fakt potwierdzać. Zwłaszcza, gdy do ponad 27 mln t zbiorów zbóż podstawowych dodamy kukurydzę szacowaną na ponad 8 mln t.
Drugim ważnym składnikiem, bez którego „rynkowy zakalec” nie byłby tak wyjątkowo twardy jest namawianie polskich rolników do wstrzymywania się ze sprzedażą zbóż. Nie od dziś wiemy ile warte są słowa polityków, ale tym razem to nawet trudno wymyśleć nagrodę dla tych, którzy taką retorykę stosowali, mam chociaż w tym przypadku nadzieję, że nie będąc świadomi konsekwencji, jakie przy samych tylko dużych zbiorach przyniesie takie zachowanie, gdy masa towaru będzie chciała znaleźć rynkowe ujście. Temu nie podoła nawet przekop na Mierzei Wiślanej.
Bo „politykom ekspertom” zabrakło wyobraźni co stać się może, gdy ceny na światowych rynkach spadną. I tu podkreślmy rolę trzeciego składnika naszej porażki. Przecież nigdy, nikt świadomy mechanizmów rynkowych nie da gwarancji stabilizacji cen, zwłaszcza cen wyśrubowanych pandemią i konfliktem zbrojnym. I okazało się, że notowania giełdowe pszenicy, jak potrafiły rosnąć, tak potrafią także spadać. Od 8.07.22 r. kiedy to na początku sezonu pszenica wystartowała z pozycji 357 euro/t, do połowy grudnia jej notowania spadły aż o 58 euro/t, samo to daje już efekt 250-złotowych obniżek.
Czwartym, ale na równi ważnym dodatkiem jest mniejszy morski eksport krajowych zbóż. Mniejszy? Przecież nasze porty eksportują w tym sezonie więcej, a jakże rzeczywiście od początku sezonu do końca października z polskich portów wypłynęło 1,85 mln t zbóż, gdy przed rokiem było to tylko 1,31 mln t, ale w tej masie 509 tys. t stanowiła kukurydza (172 tys. t przed rokiem), a co do jej pochodzenia, to wszystko co możemy powiedzieć, że raczej nie była to kukurydza polska. A im dalej w las tym gorzej.
I z tą kukurydzą związany jest bowiem kolejny, piąty dodatek w przepisie na jakże konsekwentnie ubijany rynek. Bo właśnie przy największych w historii Polski szacunkach zbiorów kukurydzy na ziarno, mamy do czynienia z rekordowym jej napływem z kraju sąsiadującego. Od początku bieżącego sezonu do 11.12.2022 r. do Polski wjechało już ponad 1,1 mln t ( dane KE, DG Agri) kukurydzy, a poza Unię wyjechało tylko 83 tys. t.
Nawet gdy, według dostępnych najnowszych danych z handlu zagranicznego zmierzymy się z liczbami eksportu za pierwsze 3 miesiące sezonu wynoszącego 747 tys. t kukurydzy (vs 315 tys. t rok temu), to każdy praktyk dobrze wie, że w tym czasie (VII-IX) mogła tylko wyjechać kukurydza z poprzednich zbiorów, a tej jeszcze przed początkiem sezonu wjechało także sporo.
Ukraina naszym sąsiadem pozostanie już na zawsze, dlatego tak ważne jest w procesie jej integracji z UE poukładanie relacji, tak by nie szkodzić polskiemu rolnictwu. Inaczej zamiast dorodnego placka świątecznego, co roku z rynkowego pieca będzie wychodził nam cudownie przyrządzony zakalec.
Ale jak ożywić?
Unicestwić handel zbożowy się udało, wystarczy pogadać z rolnikami ze wschodu kraju co o tym myślą, ale przecież rynek złamał się w całej Polsce, bo wszędzie ceny spadły i w całym kraju rolnicy chcący sprzedać trafiają na zamykane skupy. – Ani kupujących, ani sprzedających. Idę do domu bo po co będę siedział na magazynie – mówi zirytowany całą sytuacją szef lokalnej firmy skupowej.
Jakie są szanse na zmiany, znów trzeba kilku niemal jednoczesnych zdarzeń, ale czy tym razem los będzie równie łaskawy, jak był brutalny zabijając handel?
A nie uda się to także, bez wzrostu cen notowań pszenicy, słowem im gorzej na świecie, tym dla pszenicy będzie lepiej, i stąd dylemat czego chcemy sobie życzyć tak naprawdę. Ograniczenie importu, to dłuższy temat i chyba dokąd nie skończy się kukurydza na zachodniej Ukrainie, to będziemy mieli problem.
Z tej wyliczanki wysnuć chyba możemy jeden ważny wniosek i dający niejako panaceum na zdrowie rynku, dotyczy ono sfery mentalnej. Niestety wiąże się ono z rozstaniem z przeszłością. Chyba największym wrogiem racjonalnych decyzji o sprzedażach jest pamięć o wcześniejszych lepszych cenach. Trzeba się umiejętnie rozstać z myślami, jak drogo mogłem sprzedać i zacząć myśleć kategoriami tu i teraz. Każdy sam wybiera, co dla niego najlepsze.
A rynek będący na oddziale intensywnej terapii wygląda tak:
Choć pszenica na Matifie potaniała już nie tak bardzo, to jej ceny pospadały poniżej 300 euro/t. Na czwartkowym (15.12.2022 r.) zamknięciu kosztuje 299 euro/t na kontraktach marcowych, jest więc tylko o 8 euro tańsza niż przed tygodniem, to ceny na krajowym rynku pospadały jeszcze mocniej. Najgorszym jest jednak fakt, że sprzedaż zbóż utrudniają rolnikom zasypane i zamykane skupy. Aktywnie skupujących jest już coraz mniej.
Eksporterzy w portach za klasyczną pszenicę konsumpcyjną płacą już tylko 1420–1440 zł/t, 13,5% jest wyceniana po 1480 zł/t, a czternastka po 1530–1540 zł/t. Nic więc dziwnego, że na krajowym rynku ceny mocno pospadały do najczęściej 1250–1380 zł/t, ale są również próby jeszcze niższych ofert.
Wraz ze spadkami cen pszenicy potaniało żyto. W portach zaczął się podział na żyto konsumpcyjne i paszowe, to pierwsze jest po 1100–1120 zł/t, a paszowe jest o 30 zł tańsze. Na rynku krajowym różnice nieco się zacierają i żyto jest kupowane po 1000–1150 zł/t.
Jęczmień długo bronił się przed spadkami, ale i to zboże poszło do dołu. Pomimo coraz mniej powszechnej oferty, jęczmień paszowy na krajowym rynku jest skupowany najczęściej po 1100–1150 zł/t. Kaszarnicy, płacący dotychczas 1300 zł/t, wstrzymują się z zakupami.
Także długo utrzymujące swoje ceny pszenżyto musiało ulec powszechnym obniżkom. W portach eksporterzy proponują 1230 zł/t, a w skupach w kraju firmy handlowe za pszenżyto płacą najczęściej 1080–1200 zł/t, natomiast u producentów pasz ceny dochodzą do 1260 zł/t.
Kukurydza ucierpiała najbardziej. Krajowe zbiory nie były małe, a ukraińska kukurydza zasypała magazyny na wschodzie kraju. Ostatnie skupy wyceniające jeszcze kukurydzę mokrą płacą 630–770 zł/t, ale informują, że już za chwilę ściągają cenniki. Eksporterzy w portach płacą 1230–1240 zł/t, a w nielicznych kupujących kukurydzę skupach można ją sprzedać po 1000–1250 zł/t.