- Zboże wlewa się do Polski
- Każdy chce zarobić, ale czyim kosztem?
- Co udało się zebrać Ukrainie?
- Polska to nie tylko tranzyt
- Trudno wrócić do cen ze żniw
- Skup interwencyjny, czy rekompensaty?
- Wywiad z komisarzem Januszem Wojciechowskim
- Wywiad z ministrem Henrykiem Kowalczykiem
- Ceny i dostawy pszenicy
Świat wspiera Ukrainę w obronie jej własnego terytorium i odparciu rosyjskiej, brutalnej agresji. Nasz kraj jest liderem w niesieniu pomocy nie tylko dla uchodźców, ale walczącej Ukrainy. Dziś demokratyczny świat nie ma wątpliwości co do potrzeby pomocy Ukrainie. Także w wywozie ukraińskiego ziarna, które tak bardzo jest potrzebne na wielu rynkach, zwłaszcza krajów od zawsze importujących żywność.
Zboże wlewa się do Polski
Od początku wybuchu wojny i zablokowania ukraińskich portów Polska oraz kraje UE graniczące z Ukrainą stały się jedyną drogą zbytu ukraińskiego ziarna. Unia Europejska zniosła ograniczenia importowe w ramach wsparcia Ukrainy. W ostatnich miesiącach pomimo udrożnienia drogi morskiej, prawie połowa ziarna zbóż i oleistych wywożona jest drogą lądową, w tym przez Polskę.
W największym stopniu falę napływu ziarna do naszego kraju odczuwają rolnicy, gospodarujący najbliżej granicy, w południowo-wschodniej Polsce.
– Nie ma komu sprzedać ziarna, bo kto może, kupuje tańsze ziarno z Ukrainy – mówią zgodnie rolnicy z Lubelszczyzny. W wielu gospodarstwach w silosach i magazynach zostało 70% ubiegłorocznych zbiorów. Plony były dobre, perspektywa rosnących cen również, zatem wielu rolników postanowiło zmagazynować ziarno.
– Teraz handlu naszym ziarnem nie ma, bo handlowcy kupili i dalej kupują ziarno z Ukrainy i naszego nie chcą – mówi Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. Rolnicy z Lubelszczyzny sami widzą, co się dzieje w firmach handlowych, transportowych czy na granicy. – Wszędzie pracują nasi znajomi, krewni i mamy informację z pierwszej ręki – słyszymy w rozmowach. Do Polski ziarno kukurydzy, rzepaku czy pszenicy wlewa się wszystkimi kanałami: koleją, transportem samochodowym, luzem w big-bagach. Masowo przywożono zboże techniczne, by tylko ominąć kontrole na granicy. – Nawet po wprowadzeniu zakazu wwozu takiego ziarna po 3 grudnia, pojawiały się na rynku takie partie, tyle że z wcześniejszą datą.
Lubelska Izba Rolnicza domaga się skutecznej kontroli ziarna z Ukrainy i ochrony lokalnego rynku oraz rekompensat za poniesione straty. Od lewej: Mariusz Król, Adam Bojarski, Gustaw Jędrejek, Roman Chudzik, Grzegorz Pszczoła.
Każdy chce zarobić, ale czyim kosztem
Firmy skupowe i przetwórcze chętnie od żniw skupowały tańsze ziarno z Ukrainy, bo jak wylądowało w silosie, nabierało statusu ziarna ze wspólnego rynku. Handel zbożem sam się nie dzieje. Zaangażowane są lokalne podmioty oraz te działające na dużą skalę. Firmy paszowe działające w Polsce same wysyłają transporty po ukraińskie ziarno.
– Najgorsze jest to, że nie ma porządnej kontroli jakości. Byliśmy podczas takiej kontroli i widzieliśmy, jak osoby kontrolujące pobrały szufelką trochę ziarna z kilku big-bagów i sprawdziły, jak pachnie i czy się nie rusza. Ot, cała kontrola i ziarno pojechało dalej – mówi Jędrejek. Rolnicy z Lubelszczyzny domagają się, by służby na granicy były choć tak skrupulatne, jak w kontrolowaniu ich gospodarstw. Uważają, że władze wojewódzkie nie mają nic do gadania w zakresie kontroli.
– Pytaliśmy o pozostałości po środkach ochrony roślin, to uzyskaliśmy odpowiedź, że samochód musiałby stać 4 dni i czekać na wyniki badania próbki i dopiero wtedy jechać dalej. Nikt tego nie robi – ubolewa prezes LIR.
– To jest ziarno międzynarodowych koncernów i głównie podmiotów zachodnich, które mają kontakty i mogą je sprzedać – mówią przedstawiciele LIR, którzy regularnie odwiedzają Ukrainę. Ich zdaniem kuriozalne jest to, że z Ukrainy wyjeżdża zboże, a w sklepach panuje tam drożyzna i ludzie nie mogą kupić podstawowych artykułów żywnościowych.
Transport zboża z Ukrainy
Ukraina zawsze była dużym eksporterem ziarna na rynki światowe. Przed wojną eksport obejmował ponad 60 mln t rocznie, które trafiały głównie do odbiorców w Afryce, Azji i tylko częściowo do UE, ale na rynek Wspólnoty w ramach kontyngentów importowych i ceł.
Ukraina ratuje, co może
Napaść Rosji na Ukrainę i wojna wywindowała ceny surowców na świecie, a wraz z nimi ceny produktów rolnych. Brak ukraińskiego ziarna na rynkach światowych spotęgował wzrost notowań, wywołując panikę oraz groźbę kryzysu żywnościowego. Dziś cały świat domaga się udrożnienia wywozu ziarna z Ukrainy, by właśnie tym kryzysom zapobiec. Wysokie ceny uderzają w najbiedniejsze kraje, dlatego tańsze ziarno martwi tylko tych, którzy mają pełne magazyny. Ukraina ratuje, co może. Komu udało się zebrać ziarno, chce je spieniężyć. Bestialskie rosyjskie bombardowania na infrastrukturę krytyczną i budynki cywilne pokazują, że w każdej chwili może też być zniszczona infrastruktura w portach czy na kolei. Trwa walka z czasem.
Na Globalnym Forum Żywności i Rolnictwa (GFFA – Global Forum for Food and Agriculture) w Berlinie, organizowanym w tym samym czasie co targi Grüne Woche, prezydent Zelensky w przesłaniu do zgromadzonych ponad 60 ministrów rolnictwa z całego świata usilnie apelował o udrożnienie wszystkich możliwych kanałów zbytu ziarna z Ukrainy. Od światowej społeczności domagał się interwencji, by statki z ukraińskimi surowcami rolnymi nie stały tygodniami w kolejce do Cieśniny w Bosforze, gdzie oczekują na przeprowadzenie kontroli. Mimo wojny, 30% powierzchni pod okupacją i spadku zbiorów o 25% Ukraina w ciągu roku wyeksportowała 40 mln t zbóż i oleistych.
Polska to nie tylko tranzyt
Im dalej na zachód Europy, tym mniejsze zrozumienie naszych krajowych i lokalnych problemów. Komisarz Janusz Wojciechowski nie ukrywa, że import ziarna z Ukrainy bardzo pomógł krajom Europy Zachodniej, które ucierpiały z powodu zeszłorocznej suszy. We Francji, Hiszpanii i Niemczech zebrano o ponad 27% mniej kukurydzy niż przeciętnie. Zwłaszcza Hiszpania skorzystała na otwarciu rynku na ukraińskie ziarno. O ile do Hiszpanii dociera ono drogą morską, to do Europy Zachodniej na kołach i koleją.
Obok międzynarodowych koncernów na Ukrainie gospodarują podmioty z różnych stron świata, w tym krajów europejskich, które też za wszelką cenę przewożą ziarno do bezpiecznych siedzib w macierzystych krajach.
Transport zboża z Ukrainy
– Z moich kontaktów na Ukrainie wiem, że zwykły ukraiński rolnik niewiele skorzysta z możliwości eksportu ziarna, bo nie ma dostępu do takiego zbytu albo musi oddać to ziarno za grosze – mówi Jędrejek. Rolnicy na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu widzą, jak wiele firm na tym zarabia. Dziś marża na transporcie i tranzycie ukraińskiego ziarna jest zdecydowanie większa niż na krajowym. Zarabiają firmy transportowe, przeładunkowe, lokalne skupy i duże firmy handlowe oraz przetwórcze.
Trudno wrócić do cen ze żniw
Pod koniec stycznia okazuje się, że może być trudno wrócić do cen ze żniw lub krótko po nich, kiedy to można było sprzedać pszenicę na południu Polski za ponad 1500 zł/t netto. Wielu rolników zdecydowało się zmagazynować ziarno, nawet ponosząc koszty przechowywania, z nadzieją na wzrost cen. Dziś są rozgoryczeni sytuacją na rynku, spadkiem cen i tym, że zostali z ziarnem, które trudno dobrze sprzedać. Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk spadek cen tłumaczy osłabieniem notowań na giełdzie Matif i światowym spadkiem cen surowców (ramka).
– Na to nakłada się napływ zboża z Ukrainy i wielu skupujących wykorzystuje ten efekt. Ale różnica w cenie ziarna na południowym wschodzie nie jest większa niż w innych latach w porównaniu z ceną na Matifie – przekonuje wicepremier Kowalczyk. Przyznaje, że problem jest i trzeba go rozwiązać.
Skup interwencyjny, czy rekompensaty?
Komisarz Wojciechowski widzi problem i zamierza temat przedyskutować z ministrami rolnictwa na Radzie 30 stycznia. Jednocześnie podkreśla, że Polska za słabo monitoruje i kontroluje granice. Działania podejmowane na granicy, zależą od kraju członkowskiego.
– Komisja Europejska dysponuje rezerwą kryzysową, która może być wykorzystana na wsparcie rolników, którzy stracili z powodu spadku cen na skutek importu ziarna z Ukrainy – przekonuje Wojciechowski. Skup interwencyjny, którego domagają się przedstawiciele izb rolniczych i AgroUnii, raczej nie wchodzi w rachubę. Prędzej można spodziewać się wprowadzenia rekompensat za utracone zyski dla konkretnych gospodarstw.
Z każdym dniem polscy rolnicy tracą, a ziarno z Ukrainy wlewa się do kraju. Ile i jakiej jakości – niestety do końca nie wiadomo. Oczywiście, Ukrainie trzeba pomóc, ale politycy muszą uporządkować ten rynek, by ta pomoc nie obciążała tylko polskich rolników.
Janusz Wojciechowski: Będą rekompensaty dla rolników
Karol Bujoczek: Panie komisarzu, rolnicy w Polsce są rozgoryczeni, demonstrują z powodu załamania się cen i braku możliwości sprzedaży ziarna, głównie na południowym wschodzie kraju. Polska została sama z problemem, dlaczego?
Janusz Wojciechowski, komisarz rolny UE
Janusz Wojciechowski: Rzeczywiście, znacznie wzrósł eksport z Ukrainy do UE, a głównie do krajów sąsiadujących. Najwięcej do Polski, ale też do Rumunii i na Węgry. Generalnie rynek europejski, zwłaszcza Hiszpania czy Holandia cieszą się z tego importu. Zbiory kukurydzy w UE były o 27% mniejsze i dzięki temu mają tańszą paszę. Ale jest zagrożenie dla producentów zbóż w krajach przygranicznych, zwłaszcza w Polsce. Trzeba pamiętać, że środki typu: wstrzymanie importu, zablokowanie granic, wymagają zgody 27 państw.
KB: Czy Komisja ma pełną kontrolę nad tym, co wjeżdża?
JW: Kontrola tego, co wjeżdża, należy w stu procentach do kompetencji władz polskich.
KB: Ale jest to towar z kraju trzeciego, wyprodukowany w innych standardach. Poza tym przywożono do nas zboże techniczne. Przy słabych kontrolach nie ma pewności, co wjeżdża do Unii…
JW: Mogłoby to być rozwiązane w porozumieniu Polski z Ukrainą, by wspólnie kontrolować jakość i miejsce docelowe transportów. Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa, na podstawie danych z przeładunków w portach wynika, że 66% tego ziarna wyjeżdża z Polski.
KB: Druga kwestia to kontrola fitosanitarna, pozostałości po środkach ochrony roślin, które są dopuszczone do stosowania w Ukrainie, a zabronione w UE. Mamy sygnały, że nie ma kontroli w tym kierunku.
JW: Trudno mi to ocenić. Kontrola na granicy jest zadaniem służb państwa granicznego. Z tego, co wiem, takie kontrole są wykonywane. Były nawet skargi strony ukraińskiej do Brukseli, że kontrole za długo trwają i Polska blokuje przewozy.
KB: A czy Komisja pomoże stworzyć rzeczywiste korytarze tranzytowe?
JW: Musimy mieć świadomość, że mamy wspólny europejski rynek. Dla Polski niesłychanie ważny. Polska jest wielkim, trzecim co do wielkości eksporterem, w obrębie Unii i poza Unię. Jest to zasługa otwartych granic i braku restrykcji. Jak już produkt jest wpuszczony na teren UE, to może się dowolnie przemieszczać. Wprowadzenie restrykcji jest bronią obosieczną.
KB: Obecnie import jest czasowo zwolniony z cła. Jaka jest długofalowa perspektywa i skutki otwarcia się na produkty rolne z Ukrainy?
JW: Europa już jest otwarta na te produkty i sygnalizuję w Komisji, że to otwarcie nie może być nieograniczone. Jest to widoczne na rynku drobiu. W Ukrainie jest jeden duży koncern, zajmujący się produkcją mięsa drobiowego. Producenci drobiu, nie tylko w Polsce, są bardzo zaniepokojeni. Będę wnioskował o to, żeby ten import nie był nieograniczony.
KB: Jeżeli do Europy wpłynie połowa zaplanowanego eksportu z 40 mln t, to jest to jednak potężna ilość…
JW: Cała produkcja zbóż w UE to ok. 300 mln t. Poza tym większość tego eksportu, zwłaszcza gdy ruszył transport przez Morze Czarne, trafia poza Europę. Do Europy wg danych na koniec grudnia trafiło ok. 10 mln t.
KB: Jak dziś pan komisarz uspokoi polskich rolników?
JW: Myślę, że ten kryzys zbożowy jest przejściowy, ale oczywiście poważny. Analizujemy wszystkie możliwości pomocy rolnikom z Polski, uwzględniając różne dostępne instrumenty WPR. Jeśli chodzi o ograniczenia importowe, to nie jest to kwestia podpisu jednego komisarza. Bardziej realne jest uruchomienie środków pomocowych w ramach rezerwy kryzysowej. Rozważamy wprowadzenie rekompensat dla rolników, za poniesione straty z powodu spadku cen w najbardziej dotkniętych krajach. Ale to wymaga jeszcze analiz. Konkrety w tym zakresie będą przedstawione 30 stycznia.
Problemem jest wydolność portów
Karol Bujoczek: Zboże z Ukrainy wlewa się do Polski i na południowym wschodzie kraju mamy załamanie cen…
Henryk Kowalczyk – wicepremier, minister rolnictwa
Henryk Kowalczyk: Nie mówiłbym o załamaniu cenowym. Przewóz zboża z Ukrainy do Polski przebiega w podobnym rytmie jak od wielu miesięcy i trudno mówić o załamaniu cenowym z tego powodu. Ceny są wynikiem spadków na giełdzie Matif. Dla mnie kluczowym wskaźnikiem jest to, o ile nasze ceny różnią się od notowań giełdowych.
KB: Na południowym wschodzie jest to jednak 40–50 euro na tonie mniej.
HK: Raczej jest to różnica kosztów transportu do portu ok. 100–150 zł/t. Sytuacja jest trudna. Nakładają się dwa efekty: spadek cen na Matifie i zboże z Ukrainy. Ale za polską pszenicę na wschodzie rolnicy mogą otrzymać 1200–1300 zł/t, to akurat nie jest tak duża różnica do notowań na giełdzie Matif. Teraz się to wykorzystuje do siania paniki, do zbijania ceny, ale też protestów.
KB: Jednak powinniśmy mieć lepszy system kontroli i ewidencji każdego transportu. Cotygodniowe raporty służb granicznych dawałyby jasną informację o tym, co, gdzie i kiedy przejeżdża przez granicę...
HK: Informacje są. Rzeczywiście, możemy zastanowić się nad monitoringiem i informowaniem w systemie ciągłym, by zapobiegać tym wszystkim nieprawdziwym informacjom. Nie twierdzę, że jest dobrze, bo dziś rolnicy tracą na niższej cenie, ale zboże tanieje na rynkach światowych. Spotykamy się z krajami graniczącymi z Ukrainą i będziemy ten temat stawiać na forum Rady UE. Musimy mieć pewność co do przyszłości. Bo ziarno z Ukrainy cały czas do nas płynie i w części będzie zostawało.
KB: Jak się wleje do UE, to już staje się europejskim ziarnem…
HK: Samo monitorowanie niewiele daje, bo możemy wiedzieć wszystko i dalej będziemy mieli problem.
KB: Ale czy my, jako kraj, możemy sami zdecydować o wprowadzeniu szczelnego korytarza tranzytowego, zaplombować wagony i pilnować, by ziarno z granicy dotarło do portu?
HK: To musi zrobić Komisja Europejska. Sami nie możemy ograniczać rynku wspólnotowego. Ziarno, które dostanie się do Polski, jest już na terenie Unii Europejskiej.
KB: Ale jeśli import wpływa negatywnie na interesy gospodarcze w danym kraju, to może on zaostrzyć kryteria wprowadzania tego ziarna na rynek.
HK: Polska nie może sama tego zrobić, to może zrobić Komisja Europejska, a nie konkretny kraj. Korzystając z tego argumentu, będziemy podnosić to w dyskusji na Radzie.
KB: Czy na granicy robimy próby, choć wyrywkowe, dotyczące zawartości pozostałości środków ochrony roślin?
HK: Generalnie badaniu podlega każde zboże i w zależności od deklaracji, trafia ono do konkretnych służb np. paszowe – do weterynaryjnych, konsumpcyjne – IJHARS, nasienne – PIORiN. Nie ma już zboża technicznego.
KB: Czego oczekuje pan od Komisji?
HK: Komisja powinna nam pomóc w technicznym przeprowadzeniu tranzytu. Największym problemem jest to, że nasze porty mogą nie nadążyć z wywożeniem zboża. Problemem nie jest tylko zboże ukraińskie, ale wydolność portów, bo mamy także nasze nadwyżki ziarna, które musimy wywieźć. Naszego zboża wywozimy z kraju czterokrotnie więcej niż ukraińskiego.
Ceny i dostawy pszenicy
Na wschodzie Polski ceny dalej spadają, ruch w skupach mizerny. Ceny pszenicy konsumpcyjnej spadły poniżej 1200 zł/t, paszowa skupowana jest nawet po 1100 zł, a czasem jeszcze taniej (stan na 23.01.2023)
- Średnia cena pszenicy konsumpcyjnej w kraju 1239 zł/t netto
- Lubelszczyzna 1195 zł/t netto
- Podlasie 1225 zł/t netto
- Podkarpacie 1150 zł/t netto
- Średnia cena pszenicy paszowej w kraju 1184 zł/t
- Lubelszczyzna 1080 zł/t netto
- Podlasie 1140 zł/t netto
- Podkarpacie 1100 zł/t netto
kb, fot. Bujoczek, nadesłane od rolników