- Jakie są gospodynie z Bolesławic?
- W jaki sposób angażują się w życie lokalnej społeczności
- Jakie zajęcia organizują i kto może brać w nich udział
– Jajeczko styropianowe. Bierzemy klej. Potem sznurek. Ile kosztuje jajko? Nie wiem, to wszystko sołtysowa załatwia – mówi Karolina, wskazując na gadatliwą koleżankę, która natychmiast się usprawiedliwia.
– Pani jest z „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Znalazła nas po poście, w którym napisałam: „Czwartki seniorów. Czy macie jakieś pomysły? Czy też organizujecie zajęcia dla swoich seniorów w swoich miejscowościach?”. Bo wiecie, ja jestem amatorem, jeśli chodzi o te sprawy – zaskakuje szczerością Joanna Michalak, sołtyska Bolesławic, zwana też przez koleżanki sołtysicą.
Cukier skacze do 300
Zastaję je na przygotowaniach do wielkanocnego kiermaszu. O tym, jak zrobić piękne jajko ze sznurka według przepisu bolesławiczanek, powiemy wam w kolejnych numerach. W tym – poplotkujemy o zdrowiu i nie tylko.
– Słodzi pani? – pyta sołtyska, podając kawę.
Odpowiadam, że nie, i przytaczam właśnie opublikowane dane o spożyciu cukru przez polskie dzieci i młodzież.
– Ja już w ogóle nie słodzę. Cukrzycę mam od 6 lat. Im bardziej się staram, tym wyższy cukier! Dziś – dwie kanapki z czarnego chleba, twarożek i liść sałaty. Mierzę dwie godziny po śniadaniu, a tu 211! Kilka lat temu nagle schudłam. Zmierzyli przy okazji cukier, a tu 300. Najpierw próbowałam być na diecie, nie udało się, więc jestem na tabletkach. Ale staram się ruszać, chodzę z psem na spacery – opowiada Grażyna, była pracowniczka zakładów obuwniczych Alka w Słupsku.
- Nie, nie, te domki nie są namalowane. To trójwymiarowy wieszak imitujący uliczkę. Dzieło bolesławiczanek
Po stole krążą szpule z bawełnianym sznurkiem, kleje, papier do dekupażu i deseczki. Przyglądam się powstającym wielkanocnym ozdobom i dalej pytam o zdrowie. Kiedy były na mammografii, kiedy na USG piersi. Cieszę się, bo padają niedawne daty. Choć niektórym od kilku lat sen z powiek potrafi spędzić nadżerka. Koleżanki sugerują, żeby jako antidotum spróbować zajść w kolejną ciążę.
– Ciąża? Nie, już nie. Poza tym mój mąż właśnie przeszedł wazektomię, nie muszę się już truć hormonami – opowiada jedna z nich i przytacza niemal w formie skeczu historię krótkiego pobytu męża w klinice. Koleżanki padają ze śmiechu na opowieść o kilkunastominutowym zabiegu, który stał się niemal rycerskim dokonaniem.
A może na studia?
Ula plecie sznurkowe warkoczyki i przykleja je do jaj. Jest po liceum ekonomicznym, niedawno przeszła na emeryturę po latach pracy w bolesławickiej świetlicy.
Asia nawija sznurek na styropian i opowiada, jak to jest być na urlopie macierzyńskim przy pierwszym dziecku. Na co dzień pracuje w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Wspomina, że za niewielką pensję, czym natychmiast wznieca dyskusję o tym, czy lepiej pchać dzieci na studia, czy do szkół branżowych, które wcześniej dadzą im zawód i samodzielność.
– Teraz są zupełnie inne czasy. Kiedyś skończyłaś zawodówkę i byłaś nikim. Dostawałaś się do wielkiego zakładu i pracowałaś za tysiąc złotych. A dziś? Możesz otworzyć swój zakład. A studia? Są dla fanów, dla amatorów uczenia się – snuje refleksje Iwona, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej. A Joanna, sołtyska, dodaje, że właśnie zapłaciła 300 zł za podręcznik dla córki, która uczy się w technikum weterynaryjnym.
- Niedawny spacer z kijkami do Ustki dla Eli okazał się podróżą życia. Oto jak małe rzeczy stają się cudami
Ela, idziemy nad morze!
Pytam, czy się boją koronawirusa. Karolina, nauczycielka, mówi że była pod koniec zeszłego roku w Tajlandii. Nie panikuje.
– Ja się boję. Mój młodszy syn pytał niedawno: „Mamo, czy to prawda, że on do nas przyjdzie? A jak przyjdzie, to czy będziemy chodzić wszyscy w koronach?” – opowiada sołtyska.
Reszta pań dodaje sobie otuchy, żartując, że na taką inwazję wirusa mogą się wyjątkowo zgodzić. Ale o tym, ile sobie potrafią dawać, wyobrażenie daje dopiero opowieść Eli, też byłej pracownicy zakładów obuwniczych, o której koleżanki mówią „prawdziwa artystka”.
– Niedawno pochwaliłam się, że nie byłam nad morzem od dwudziestu lat. Po dwóch dniach pani sołtys dzwoni do mnie: „Ela, idziemy na kijki do Ustki”. „Niedziela, kobieta ma małe dziecko. Przecież nic nie musi!” – pomyślałam. Dwie koleżanki mnie przekabaciły. Poszłam. Wpadłam w to morze i się rozryczałam! Przecież ja dla tej dziewczyny byłam obcą babą! – mówi z płaczem Ela o swojej sołtysce.