- Kiedy powinno się zastosować dawkę startową by zniwelować ryzyko wypłukania azotu?
- Jakie są zalety RSM-u?
- Co jest istotne w kwestii nawożenia?
- Na jakie cechy warto zwrócić uwagę przy wyborze odmiany pszenicy?
Jednym z dylematów, przed którym stają co roku plantatorzy pszenicy ozimej jest to: czy ruszać z dawką startową azotu możliwie jak najwcześniej (na tyle, na ile pozwala dyrektywa azotanowa) jednocześnie ryzykując ewentualne wypłukanie tego składnika i możliwe straty, czy też poczekać.
Azot z wyprzedzeniem
Eksperci są w tej kwestii zgodni. Dawka startowa (podobnie zresztą, jak i kolejne) powinny być zastosowane z wyprzedzeniem, tak aby azot przemieścił się w zasięg systemu korzeniowego roślin. Ryzyko wypłukania azotu, choć nie można go w 100% wykluczyć, jest niewielkie, bo miniony sezon znowu był suchy, co oznacza obniżenie poziomu wód gruntowych. Zgodnie z tą zasadą postępuje też Jakub Kołtoniuk. Wjeżdża z azotem w pole, możliwie jak najwcześniej, o ile tylko pozwala na to stan stanowiska. W ubiegłym sezonie po raz pierwszy zastosował w pszenicach w pierwszej dawce RSM 28, w tym sezonie zamierza zrobić podobnie.
– Od razu po 1 marca ruszam z azotowym nawożeniem startowym zarówno w pszenicach, jak i w rzepakach. Kupiłem nowy opryskiwacz i wykorzystuję jego możliwości. Wcześniej, w pierwszej dawce stosowałem saletrę, ale różnica w cenie między saletrą a RSM jest obecnie na tyle duża na korzyść RSM, że zmieniłem strategię i nie narzekam – mówi pan Jakub.
Czy warto wybrać RSM?
Ale nie tylko różnica w cenie spowodowała zmianę nawozu używanego na start.
–
Zaletą RSM-u jest to, że można go rozprowadzić równomiernie – mówi rolnik. Dodaje też, że
na RSM składają się trzy formy azotu (azotanowa, amidowa i aminowa), co sprawia, że jest to nawóz uniwersalny i niezbyt wrażliwy na niespodziewane zmiany pogody. Nawet w przypadku nagłego ochłodzenia można liczyć, że będzie działać forma amidowa
. – Generalnie RSM, moim zdaniem, lepiej sprawdza się w suchych wiosnach, do których już chyba powinniśmy się przyzwyczaić – stwierdza pan Jakub.
- Nowy ubiegłoroczny nabytek Jakuba Kołtoniuka, tj. opryskiwacz John Deere, zmienił technologię nawożenia. Od ubiegłego sezonu na wiosenny strat oziminom podawany jest azot w formie RSM
Ale ponieważ każdy kij ma dwa końce, nasz rozmówca wspomina też o minusach tego rozwiązania.
–
Mogą się zdarzyć problemy z wjazdem w rozmiękłą ciężką glebę, tym bardziej, że opryskiwacz jest na cienkich kołach – zwraca uwagę rolnik. –
Kosztowne są też końcówki opryskiwacza do RSM. A zimą należy przechowywać ten nawóz w warunkach uniemożliwiających jego krystalizację, chodzi o odpowiednią temperaturę.Co do dawki azotu zastosowanej w pierwszym terminie, to rolnik kieruje się zasadą, że im wcześniejszy wjazd z azotem w pole, tym mniejsza dawka. Oczywiście należy wziąć poprawkę na to, jak plantacja przezimowała.
–
Na ten moment (rozmawialiśmy w połowie grudnia ub. roku – red.)
– przyjmuję, że startowa dawka azotu w pszenicach wyniesie ok. 50–60 kg czystego składnika na ha – mówi pan Jakub. Zaznacza, że trzeba też uwzględnić, jaki był przedplon na danym stanowisku. –
W przypadku, gdy pszenica została wysiana po strączkowych, dawka azotu wynosi ok. 50 kg, po kukurydzy więcej – precyzuje nasz rozmówca.
- Do rozlewu RSM należy używać dedykowanych końcówek opryskiwacza (czerwone)
W terminie i rozkrzewione
Jesienią 2019 roku rolnik wysiał trzy odmiany pszenic ozimych: Linus, RGT Kilimanjaro i Medalistka. Zdecydowana większość w terminie, zaraz po 20 września.
–
Dobierając odmiany do siewu kieruję się przede wszystkim plennością – mówi pan Jakub. –
Tak, aby odmiana nie dawała mniej niż 8 t/ha. Zwracam też uwagę na odporność na wyleganie. Nie mogę sobie na nie pozwolić, ponieważ żniwa przeprowadzam wykorzystując dwa posiadane Bizony, kombajny te nie poradziłyby sobie z leżącym łanem. A poza tym, pszenica podatna na wyleganie zwykle nie najlepiej się ukorzenia. Roślina ze słabo rozwiniętym systemem korzeniowym gorzej radzi sobie w latach suchych – wyjaśnia nasz rozmówca.
- Tak w połowie grudnia wyglądały pszenice ozime siane 20 września ub.r. Jakub Kołtoniuk (na zdjęciu) wybrał do uprawy trzy odmiany kierując się przede wszystkim plennością i odpornością na wyleganie
Gdy odwiedziliśmy gospodarstwo (połowa grudnia 2019 r.) śniegu nie było ani śladu, temperatura wynosiła prawie 10 stopni na plusie. Pszenice dobrze wykorzystały czas od siewu, ukorzeniły się i rozkrzewiły. Ale długa i ciepła jesień skutkowała także zagrożeniem wystąpienia szkodników. Nie inaczej było w Kryłowie, po 15 października na pszenicy pojawiła się mszyca.
–
Było jej naprawdę dużo, niezbędne było przeprowadzenie zabiegu insektycydowego – mówi Jakub Kołtoniuk.
Obecnie gospodarstwo zajmuje 191 ha, z czego ponad 100 ha to własność, reszta dzierżawy. Grunty są klasy IV, III, II i I. Ok. 20–25% to słynne hrubieszowskie czarnoziemy.
–
Gdy zaczynaliśmy gospodarowanie wspólnie z bratem, to po ojcu mieliśmy 30 ha. Co roku powiększamy areał, w okolicy nie brakuje ziemi, którą można wydzierżawić czy kupić, więc doszliśmy już do niemalże 200 ha – mówi Jakub Kołtoniuk. –
Gleby w sporej części dobre i bardzo dobre, nie ma powodów do narzekania. No może poza rozdrobnieniem. Trzeba się najeździć, ale i pod tym względem sytuacja się poprawia, postępują scalenia.
- Uszkodzeń i żółtej karłowatości liści jęczmienia nie widać, ale takie zagrożenie dla pszenic było realne. Po 15 października ub.r. miała miejsce inwazja mszyc i rolnik wykonał niezbędny zabieg insektycydowy
Nic na ślepo
– Jeśli chodzi o nawożenie, nie robię nic na ślepo – zaznacza nasz rozmówca. – Korzystam z map zasobności gleby, sprawdzam jej zakwaszenie i na tej podstawie podejmuję decyzje. Wszystko po to, żeby oszczędzić na nawożeniu mineralnym. Od dwóch lat współpracuję w tej kwestii z firmą Thorus. Podstawa to pH. Co z tego, że w glebie jest dużo fosforu czy potasu, jeśli jest ona zakwaszona?
– Dzięki temu pan Jakub ogranicza nawożenie, a na niektórych stanowiskach może sobie pozwolić, aby nie nawozić w ogóle potasem i fosforem – potwierdza Marta Wyganowska z Thorus Agro Group.
- Swoją pasję do pszczelarstwa Jakub Kołtoniuk przekuł w dodatkowe źródło dochodu – stał się liczącym się producentem uli. – Zaczęło się od wykonania uli na własną pasiekę. Potem już poszło – śmieje się pan Jakub. – Dziś produkujemy 8–10 uli dziennie
Krzysztof Janisławski
Zdjęcia: Krzysztof Janisławski