Ceny bydła: czy to już koniec podwyżek? Ile za byki zapłacą zakłady na jesieni? [RAPORT]
Po wielu miesiącach nieprzerwanych wzrostów pod koniec maja doszło do obniżek cen skupu bydła. Niewielka skala tych spadków sugeruje stabilizację rynku. Ale czy trend ten utrzyma się wobec problemów z dostępnością pasz? Ile za byki zapłacą zakłady na jesieni? Jak wygląda sytuacja w innych krajach UE? Co zagraża produkcji żywca wołowego w Polsce? Czytaj nasz RAPORT O CENACH BYDŁA.
Ceny skupu bydła rosły nieprzerwanie przez 14 miesięcy
Ostatnie miesiące były czasem ciągłych podwyżek cen bydła. Od marca 2021 roku ceny bydła rzeźnego, zarówno w wadze żywej, jak i poubojowej utrzymywały wzrostowy trend. Dotyczyło to wszystkich kategorii bydła: byków, krów i jałówek.
Dla przypomnienia: w ostatnim tygodniu marca 2021 roku stawki wż wyniosły 6,78 zł/kg, a wbc 13,08 zł/kg.
Od tego czasu ceny wzrosły o ponad 60 proc. W szczytowym momencie, czyli w połowie maja 2022 roku za żywiec wołowy dostawcy uzyskiwali przeciętnie 11,68 zł/kg. Był to poziom o 66 proc. wyższy niż w analogicznym tygodniu 2021 r. Natomiast w rozliczeniu poubojowym cena wyniosła średnio 22,17 zł/kg. W odniesieniu do notowań sprzed roku wzrosła o 61 proc.
Powyższe wyliczenia to oczywiście dane uśrednione z całego kraju. Poszczególne zakłady ubojowe, np. PW Laskopol Limanowa, Marciniak z Sędzimirowic czy ZM Wierzejki, konkurując o surowiec, oferowały stawki dochodzące nawet do 13 zł za wagę żywą byczków. Z kolei oferty za wbc przekraczały niekiedy 23 zł/kg.
- Firmy, walcząc o surowiec musiały się przebijać wzajemnie, bo podaż nie równoważyła popytu. By utrzymać się na rynku, zakłady musiały walczyć – ocenia Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso.
Wysokie ceny utrzymywały się także we wszystkich państwach UE, ale to Polska była liderem podwyżek.
Niewielka skala spadku cen sugeruje stabilizację rynku
Po 14 miesiącach ciągłych wzrostów cen na rynku wołowiny na początku maja tego roku nastąpiło wyhamowanie tempa podwyżek. Ostatecznie, w trzecim tygodniu maja nastąpił spadek cen mięsa wołowego, co zaczęło oddziaływać na ceny żywca. W efekcie średnia cena żywca w trzecim tygodniu maja wyniosła 11,52 zł/kg i była niższa o 1,3 proc. niż tydzień wcześniej, kiedy osiągnięto szczyt notowań.
- Widać więc, że została osiągnięta pewna krótkookresowa równowaga popytowo-podażowa na rynku unijnym. Ale też niewielka skala spadku cen sugeruje stabilizację rynku. Warto poza tym pamiętać, że historycznie drugi kwartał i początek trzeciego kwartału był okresem, w którym często odnotowywano osłabienie cen – wyjaśnia Grzegorz Rykaczewski, analityk Santander Banku.
- Żywiec taniał kilkanaście groszy. Mimo to poziom stawek w kraju pozostaje na poziomie jednym z wyższych w Europie - ocenia Waldemar Raczkiewicz, ekspert ekonomiczny banku ING.
Dlaczego spadły ceny bydła?
Spadek cen w Polsce jest spowodowany zwiększoną podażą bydła (rolnicy, którzy wcześniej złożyli wnioski o dopłaty bezpośrednie mogli już sprzedać bydło), ale także zachowaniem konsumenta, który przestał akceptować rosnące ceny wołowiny. Przy obecnej inflacji, rosnących kosztach utrzymania, ogrzewania czy podróży, konsumenci ograniczają zakupy i wybierają tańsze alternatywy. Drogie produkty, jak wołowina są bardziej narażone na to, że klient zrezygnuje z nich w pierwszej kolejności. I tak też się stało w tym przypadku.
- Ceny żywca były wysokie, dopóki akceptował to konsument. Niestety, dziś sytuacja jest taka, że konsument już nie chce płacić tyle za mięso i produkty wołowe. Rynek musi się więc dopasować do tych zachowań, choć podaż bydła nadal nie jest duża. Ale wystarczy iść do sklepu czy restauracji i porównać, ile wołowina kosztowała cztery miesiące temu, ale ile trzeba za nią zapłacić teraz. To sprawia, że konsument zaczyna wybierać tańsze alternatywy, np. wieprzowinę. I nie ma się co dziwić, skoro przeciętny Kowalski na żywność przeznacza 30 proc. swojego portfela. Zaczyna więc w pierwszej kolejności ograniczać wydatki na to co najdroższe – mówi Choiński.
Niewykluczone więc, że wysoka inflacja zmieni zachowania konsumentów w odniesieniu do wołowiny. Obecna korekta cen może być tego pierwszym zwiastunem.
Ceny bydła spadają także w krajach UE. W Niemczech o 1,35 euro/kg
Wyhamowanie wzrostów cen na rynku wołowiny zarejestrowano również na rynku unijnym. Z danych Meat Market Observatory wynika, że w UE średnia cena bydła w tygodniu 16-22 maja 2022 r. wynosiła 4,96 euro/kg. To spadek o 1 proc. w stosunku do poprzedzającego tygodnia.
W Niemczech już czwarty tydzień z rzędu na dużej giełdzie VEZG obniżono stawki. Szczególnie mocno spadają ceny byków. Obecnie niemieccy farmerzy dostają za klasę R 4,40 euro/kg. A jeszcze dwa tygodnie temu było to 5-5,15 euro/kg. To jednocześnie o 1,35 euro mniej niż na początku kwietnia 2022 r.
- Na niemieckim rynku bydła rzeźnego podaż zwłaszcza młodych buhajów nadal przewyższa istniejący popyt. Efektem jest kolejny znaczący spadek cen - informuje w przedostatnim dniu maja niemieckie Stowarzyszenie Stowarzyszeń Producentów Żywca i Mięsa (VEZG).
Rosną obawy o dostępność pasz w UE. Grozi nam „supercykl”?
Na tę obniżkę cen na unijnym rynku ma wpływ m.in. zwiększona podaż zwierząt, która wynika z problemów z zaopatrzeniem w pasze. Część rolników, nie tylko niemieckich, ale i w całej UE, w obawie przed malejącą dostępnością pasz, sprzedaje bydło. Najgorsza sytuacja jest w tej chwili w Hiszpanii. Tamtejszy przemysł paszowy jest mocno uzależniony od dostaw zbóż z Ukrainy. Braki w imporcie tego ziarna już wpłynęły na ograniczenie dostępności pasz, w związku z czym hiszpańscy hodowcy wyzbywają się zwierząt. Podobna sytuacja ma miejsce we Francji, choć na mniejszą skalę.
Z prognoz Europejskiej Federacji Producentów Pasz wynika, że produkcja mieszanek paszowych dla bydła w UE spadnie w tym roku o 1,6 proc. Wywinduje to ich ceny jeszcze bardziej. W efekcie po okresowym wzroście podaży bydła, jego pogłowie w UE może się mocno skurczyć. Taki trend obserwujemy już u producentów na Bliskim Wschodzie, w Afryce Północnej i Azji.
- Znajdujemy się u progu tego, co na rynku mięsnym nazywamy początkiem supercyklu. To znaczy, że dochodzi do gwałtownego wzrostu kosztów pasz, który prowadzi do drastycznego spadku pogłowia zwierząt. Wówczas produkcja w krótkim czasie staje się nieopłacalna, później zaś dochodzi do znacznego wzrostu cen mięsa – tłumaczy Andrij Yarmak, ekonomista z Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa.
W jego ocenie spadek pogłowia bydła i innych zwierząt już trwa.
- Moim zdaniem, gwałtowny spadek pogłowia zwierząt gospodarskich rozpocznie się pod koniec maja. Może to potrwać do 3-5 miesięcy, po czym do końca 2022 roku w tych krajach zaczną obowiązywać kosmiczne ceny mięsa - wyjaśnia Andrij Jarmak.
Ceny pasz w Polsce rosną, rolnicy szukają oszczędności
Pasze, które stanowią największą część nakładów ponoszonych w produkcji bydła, drożeją także w Polsce. Na przestrzeni roku ich ceny wzrosły niemal dwukrotnie. Teraz za mieszankę uzupełniającą trzeba zapłacić ok. 2000 zł/t. Oczywiście stawki te są zróżnicowane w zależności od regionu kraju. Najdrożej jest na zachodzie Polski – tam średnia cena paszy dla bydła dochodzi do 2800 zł/t, podczas gdy na wschodzie jest to poniżej 2000 zł/t.
Biorąc pod uwagę wysokie notowania zbóż, rzepaku i kukurydzy z tegorocznych zbiorów, istnieje realna obawa, że ceny te na jesieni jeszcze wzrosną. Wielu rolników ogranicza więc stosowanie pasz treściwych na rzecz objętościowych.
- Rolnicy stają teraz przed dylematem, czy opasa karmić lepszą paszą, która daje większe przyrosty i sprzedać go po 24 miesiącach, czy taniej go żywić, ale trzymać np. 28-30 miesięcy. U mnie bardziej się opłaca przetrzymać dłużej, bo mam dużo własnej paszy objętościowej – mówi nam rolnik z Wielkopolski, producent jałówek mięsnych.
Nie dziwi to Jacka Zarzeckiego, szefa Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, który zwraca uwagę, że w rolnictwie nie ma sentymentów. W jego ocenie w chowie trzeba się kierować kartką i ołówkiem, liczyć koszty i szukać możliwości ich ograniczenia, przy jednoczesnemu zapewnieniu odpowiedniego poziomu inwestycji w dobrostan zwierząt czy w jakość materiału hodowlanego.
- Najbardziej ekonomiczny będzie sposób utrzymania z wypasem na pastwiska, bo to obniża koszty. Jeśli ktoś opasa w oparciu o pasze zakupione, opłacalność będzie niższa – wyjaśnia ekspert.
Czy ceny bydła będą nadal spadać?
Efektem tych wszystkich bieżących trendów może być wzrost podaży żywca do uboju. W obliczu stabilizacji cen skupu, czy też spadku, choćby lekkiego, część rolników może podjąć decyzję o sprzedaży zwierząt w najbliższym czasie. W efekcie może pojawić się większa presja na ceny skupu, co oznacza, że możliwe jest osłabienie cen żywca.
- Bardzo dużo będzie zależało od tego, jak będą wyglądały zbiory paszy i jaki będzie stan przygotowania do zimy. Jeśli będzie susza, to możemy się spodziewać większej ilości zwierząt na jesieni, co automatycznie obniży ceny skupu – ocenia Jacek Zarzecki.
Jednak, jak zaznacza Grzegorz Rykaczewski, jest kilka czynników, które powinny ograniczać skalę spadków.
- Po pierwsze jest to duża niepewność, związana z wojną na terenie Ukrainy, co oddziałuje na cały rynek rolny. Pokłosiem tego jest wzrost kosztów w rolnictwie, który dotyczy przecież nie tylko nawozów, czy środków ochrony roślin, ale też energii i paliw. A przecież niepewność związana z kosztami może być jeszcze wyższa na jesieni, jeśli na przykład zapasy surowców energetycznych w UE będą na niskim poziomie. Po drugie mamy kwestie długości cyklu produkcyjnego. Wysoki poziom cen, notowany obecnie, sprzyja rozwojowi produkcji bydła mięsnego. Ale trwałe efekty dla podaży bydła powinny być widoczne dopiero za wiele miesięcy. Po trzecie niepewność związana z suszą rolniczą. Wprawdzie w ostatnich dniach odnotowano opady na terenie kraju, ale ryzyko negatywnych efektów dla produkcji pasz cały czas pozostaje wysokie – wyjaśnia analityk.
Na ile te czynniki ograniczą spadek cen i jak wpłynie to na opłacalność produkcji bydła, trudno teraz ocenić.
- Wszystko zależy od skali spadków, czego nie da się przewidzieć w tak zmiennej rzeczywistości, w jakiej żyjemy – ocenia analityk.
Gwałtowny wzrost importu cieląt zagrożeniem dla polskiej produkcji bydła
Poza suszą i brakiem pasz, bardzo dużym zagrożeniem dla produkcji żywca wołowego w Polsce jest wzrost importu cieląt.
- Zakup cieląt z zagranicy o 34 proc. To oznacza że mamy potężny potencjał w kraju. Jeżeli nie postawimy na budowę stad podstawowych w bydle mięsnym, to przy tak dużym zapotrzebowaniu na cielęta będziemy musieli opierać się na imporcie. Jeżeli krajowa produkcja żywca wołowego ma się rozwijać, to powinna się opierać o materiał z Polski a nie z importu. Chodzi przecież o to, by zamknąć cykl produkcyjny w kraju i zatrzymać w całości pieniądze – ocenia Zarzecki.
Wyzwaniem dla branży wołowej i w ogóle zwierzęcej jest także moda na niejedzenie mięsa. W UE co chwila podejmowane są inicjatywy mające na celu ograniczenie chowu. Szacuje się, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat spożycie mięsa na jednego mieszkańca UE może spaść o około dwa kilogramy.
Wzrósł import wołowiny i żywca do Polski
Kolejny niepokojący trend dotyczy importu asortymentu wołowego i cielęcego do Polski. Tu wolumen w pierwszym kwartale roku wzrósł o 16 proc., do 15 tys. ton. Nie są to duże ilości (w tym czasie wyeksportowaliśmy 114 tys. ton), ale procentowy wzrost jest spory. Dużo więcej, bo aż o 55 proc., przywieźliśmy także żywych zwierząt. Głównymi dostawcami były Węgry, Słowacja i Holandia.
Kamila Szałaj, fot. arch., dane: GUS, MRiRW, KOWR, ING, Santander, KE, VEZG
Kamila Szałaj
dziennikarka strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor w zespole PWR Online, odpowiedzialna głównie za stronę www.tygodnik-rolniczy.pl
Najważniejsze tematy