Ubezpieczać, czy nie ubezpieczać…?
W pierwszej połowie sezonu były i przymrozki, i susza, i ulewne deszcze, i gradobicia. Sadownicy zamieszczali w mediach społecznościowych zdjęcia zalanych sadów i drzew uszkodzonych przez grad o średnicy pięciozłotówki. Poniesionych strat nie zrekompensuje nic. Ale są przecież ubezpieczenia od klęsk żywiołowych.
Z informacji uzyskanych z Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika jednak, że sadownicy nie ubezpieczają swoich sadów.
– W 2019 r. zostało ubezpieczonych 2 739 ha, co stanowi mniej niż 1% ogólnej powierzchni sadów w Polsce – informuje Rafał Mańkowski, ekspert-, analityk PIU.
O stosunek do ubezpieczeń zapytaliśmy sadowników, którzy w swojej działalności odnoszą sukces.
– Jak co roku ubezpieczyłem swoje uprawy od gradu i jak co roku miałem grad – mówi Dominik Cichecki, doradca Zarządu GPOiW Świeży Owoc z Modrzewiny (gm. Goszczyn).
– Aura niestety wciąż nie napawa optymizmem. Nie ma tygodnia bez alertu o możliwym gradobiciu. Również Cezary Rokicki, właściciel gospodarstwa Sad Rokicki w Białej Rawskiej, wicemistrz konkursu Agro- Liga w kategorii “rolnicy”, swój sad zaczął ubezpieczać trzy lata temu.
– Od pamiętnego 2016 r., kiedy temperatura latem dochodziła do 35°C, pogoda stała się zupełnie nieprzewidywalna – opowiada. – Przedtem przez 20 lat nie miałem problemów z takimi anomaliami pogodowymi, obecnie jednak występują one zbyt często. Posiadam działo przeciwgradowe, ale przez nieprzychylność sąsiadów byłem zmuszony zaprzestać jego używania i m.in. z tego powodu zdecydowałem się na ubezpieczenie całości gospodarstwa, tj. 15 ha, z wyjątkiem kwater jednorocznych i dwuletnich.
Plusy i minusy ubezpieczeń
Obaj panowie podkreślają, że do ubezpieczania upraw skłoniły ich anomalie pogodowe, które zresztą występują już tak często, że przestały być anomaliami. Polisa ubezpieczeniowa z definicji ma zrekompensować straty, które odbijają się na innych sadownikach.
Kamila Szałaj
Najważniejsze tematy