- Co zdaniem hodowców jest siłą rodzinnych gospodarstw
- Dlaczego hodowcy nie zdecydowali się na roboty udojowe
- Z jakiego powodu mieszańce HF z montbeliarde się nie sprawdziły
Gospodarstwo pięciu synów
Dwaj z synów – Kamil i Paweł – zadeklarowali, że chcą zostać na gospodarstwie. Wówczas zapadła decyzja o dalszym powiększeniu produkcji mleka, a co za tym idzie, rozbudowie obory dla krów dojnych. Rozbudowa trwa i zbliża się ku końcowi, dokładnie polega na przedłużeniu budynku inwentarskiego z 36 do 78 m, czyli o 42 m. Szerokość pozostaje taka sama i wynosi 29 m. Prace wykonuje firma MC Budownictwo. Rozbudowa pozwoli utrzymywać w budynku 280 sztuk, bo tyle będzie boksów legowiskowych wyłożonych matami.
– Wbrew pozorom, gospodarstwa rodzinne mają rację bytu i możliwość przetrwania. Ich siłą są stosunkowo niskie koszty pracy. Najlepiej, jeśli takie ważne czynności, jak dój i żywienie wykonuje właściciel gospodarstwa lub członek rodziny, bo dziś znaleźć do tych zadań odpowiedzialnego pracownika graniczy z cudem – stwierdził Piotr Kowalczuk, zaś jego żona dodała, że wszyscy domownicy lubią pracę z bydłem. – Nie mówcie, że ktoś lubi doić krowy – często słyszymy to zdanie, ale tak właśnie jest w naszym przypadku. Wiele osób dziwi się, że nasi synowie ukończyli studia i wrócili na wieś. Klucz do sukcesu polega na tym, aby robić to, co się lubi – powiedziała Bernadetta Kowalczuk.
Dezynfekcja i dipping z automatu
Obecnie dój odbywa się jeszcze na 16-letniej hali udojowej Westfalia typu autotandem 2 x 4 stanowiska. Jednak już niebawem zostanie uruchomiona nowa i bardziej wydajna dojarnia GEA typu bok w bok 2 x 16 stanowisk. Hodowcy wybrali ją ze względu na szybkie wejście i wyjście krów. Będzie ona współpracowała z komputerowym systemem zarządzania stada połączonym również z systemem wykrywania rui i stacjami paszowymi. Zatem każda krowa dostanie responder służący do identyfikacji oraz przesyłania danych do komputera na temat rui, wielkości doju czy też żywienia. Dodatkowo hodowcy zdecydowali się na automatyczny system dipowania i dezynfekcji Apollo, który po zdojeniu mleka kąpie strzyki krowy jeszcze gdy ma założone kubki udojowe oraz zapewnia automatyczne dezynfekujące płukanie wsteczne roztworem sterylizacyjnym jednostki udojowej zaraz po jej zdjęciu z wymienia. Ten proces zabezpiecza strzyki przed inwazją chorobotwórczych drobnoustrojów, jak i zapobiega przenoszeniu jednostek chorobowych z wymienia na wymię.
Robotów nie chcemy
Piotr Kowalczuk zarówno pierwszą, jak i drugą halę udojową wybrał z maksymalnie dostępnym wyposażeniem. Zatem jest to hodowca otwarty na nowe technologie, ale jednocześnie bardzo sceptyczny co do robotów udojowych.
– Nawet firmy nie proponowały nam robotów, bo znają nasze zdanie na ten temat. Mam nawet znajomego, który zlikwidował roboty i wrócił do doju na hali udojowej. Jeśli ktoś uważa, że będzie produkował mleko bez ciężkiej pracy, tylko zarządzając, to się grubo myli i niech lepiej w to nie wchodzi. Przy robotach cały czas trzeba mieć włączony telefon i czekać na powiadomienia o niepożądanych zdarzeniach (np. krowy, które zbyt długo nie były w doju, trzeba dognać). Zaś przy hali wydoję rano i mam spokój do wieczora – powiedział Piotr Kowalczuk.
– Wiadomo, że technologie doju automatycznego są coraz lepsze, ale koszt zakupu robotów oraz ich eksploatacji w stosunku do hali udojowej jest nieporównywalny. W cenie naszej nowej hali udojowej nie kupilibyśmy dwóch robotów, a ta hala wydoi znacznie więcej krów. Spokojnie może być użytkowana przy stadzie tak samo licznym, jak przy 4–5 robotach – stwierdził Paweł Kowalczuk, a jego brat Kamil jako zootechnik dodał, że pod robota trzeba mieć dostosowane stado, chodzi tu głównie o budowę wymion, bo nie każdą sztukę robot da radę podpiąć.
Hf x montbeliarde – dobre, ale nie dla nas
Za inseminację odpowiada najstarszy syn Kamil, który ukończył technikum weterynaryjne oraz studia zootechniczne na SGGW w Warszawie. Jego zadaniem jest także odchów młodzieży.
Od ponad 20 lat Kowalczukowie prowadzą ocenę użytkowości mlecznej, doskonalą swoje bydło dobierając odpowiednie buhaje do inseminacji. Od lat w tym zakresie współpracują ze Stacją Hodowli i Unasienniana Zwierząt w Bydgoszczy, a ostatnio także z ABS-em oraz Wielkopolskim Centrum Hodowli i Rozrodu Zwierząt w Poznaniu. Kupowali również pierwiastki z Danii oraz z Niemiec. Jeździli nawet na aukcje bydła do Osnabruck, aby wybrać jak najlepsze sztuki do swojego stada. Jednak ostatnio pod zasiedlenie nowej części obory zakupili kilkutygodniowe cieliczki, które sami odchowali. To duża oszczędność, bo – jak wyjaśnił Paweł Kowalczuk – za 100 sztuk zapłacili ok. 100 tys. zł, a gdyby chcieli kupić jałowice cielne czy też pierwiastki, to trzeba byłoby wyłożyć aż 800 tys. zł.
- Krowa rekordzistka wśród mieszańców hf x montbeliarde, która w swojej 3 laktacji dała aż 15 tys. kg mleka. Najlepsze hf-ki dają tu ponad 16 tys. kg białego surowca
– Głównie kryjemy hf-ami odmiany czarno-białej, a także czerwono-białej. Wcześniej krzyżowaliśmy nasze krowy z rasą montbeliarde, te mieszańce miały naprawdę wysoką wydajność. Jest jeszcze w stadzie krowa mieszańcowa hf x montbeliarde, która w 305-dniowej laktacji dała aż 15 tys. kg mleka. Jednak są to sztuki duże, silne i niestety dominują w stadzie, a przy stole paszowym zajmują co najmniej 2 miejsca – wyjaśnił Kamil Kowalczuk, dodając, że takie mieszańce z montbeliardem sprawdziłyby się w stadach, gdzie są słabsze pasze i nawet z nich dałyby stosunkowo dużo mleka, jednocześnie nie mając problemów zdrowotnych, jednak przy dawce żywieniowej wyliczonej dla hf-a będą w zbyt dobrej kondycji.
Krowy dojne podzielone są na 2 grupy żywieniowe. Każda z nich otrzymuje TMR o innym składzie. W pierwszej, bardziej wydajnej, dawka żywieniowa została wyliczona na 40 l mleka produkcji dziennej, zaś w drugiej grupie TMR gwarantuje produkcję na poziomie 30 l dziennie. Analizę pasz objętościowych na bieżąco wykonuje firma Blattin, która zaopatruje rolników w dodatki żywieniowe. Częste przesiewanie traw skutkuje wysokim poziomem białka w sianokiszonce, w przedziale 20–23% suchej masy.