- Dlaczego hodowca woli stosować własne pasze?
- Dlaczego jałówki z własnego chowu najlepiej się sprawdzają?
- W jaką oborę chciałby zainwestować rolnik?
Żadna rasa nie daje tyle mleka co hf
Młody hodowca był tak mocno zdeklarowanym następcą, iż dwa lata temu rodzice: Agnieszka i Witold Smakoszowie postanowili przekazać synowi większą część gospodarstwa. Ten szybko wykorzystał premię dla młodego rolnika inwestując w park maszynowy, który wzbogacił się w: agregat talerzowy, opryskiwacz zawieszany, wał posiewny, agregat prądotwórczy, młynek i mieszalnik do przygotowywania pasz treściwych.
Obecnie Mateusz Smakosz utrzymuje stado bydła liczące 35 krów dojnych. Całe pogłowie liczy 90 sztuk, przy czym hodowcy zajmują się jeszcze opasem buhajków, głównie rasy simental. Wcześniej w gospodarstwie większość stada stanowiły hf-y, które w pewnym momencie zostały skrzyżowane z rasą simental i montbeliarde.
– Zdecydowanie skłaniam się jednak do utrzymywania stada hf-ów w czystej rasie, bowiem żadna inna nie daje tyle mleka – stwierdził Mateusz Smakosz.
Cel: 60 litrów mleka dziennie od każdej sztuki
Stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność kształtuje się na poziomie 8,5 kg mleka od sztuki.
– I cały czas rośnie, co bardzo nas cieszy – podkreślił młody hodowca, który w kwestii produkcyjności krów nie ma żadnych ograniczeń. Bardzo chciałbym, by wszystkie sztuki dawały tyle co nasza obecna rekordzistka – 60 litrów mleka dziennie – dodaje.
Wzrost wydajności to – jak przyznaje gospodarz – przede wszystkim zasługa żywienia, w tym ogromnej dbałości o jakość sporządzanych w gospodarstwie pasz objętościowych.
– Większość naszych użytków zielonych została stosunkowo niedawno założona. Każdego roku staramy się też część z nich przesiewać dobrymi mieszankami i między innymi dlatego nie narzekamy ani na plony, ani na wartość pokarmową sporządzanej sianokiszonki – tłumaczył pan Mateusz.
- W oborze zamontowana jest dojarka przewodowa oraz wyciągi do obornika
Pasze tylko własnej produkcji
Pomimo że stado utrzymywane jest w stropowej oborze uwięziowej gospodarz korzysta z dobrodziejstw technologii TMR, wykonując mieszaninę w wozie paszowym Faresin, o pojemności 8,5 m3. Zadawana dawka zbilansowana jest na produkcję 25 litrów mleka. Sztuki o wyższej produkcji otrzymują dodatek pasz treściwych z ręki, które rolnik sam wykonuje.
– Przyznam, że mamy niedobre doświadczenia z gotowymi mieszankami i m.in. dlatego uważam, że gdy samodzielnie wykonamy ją w gospodarstwie dokładnie wiemy co jedzą nasze krowy. Własnych zbóż mamy pod dostatkiem, a wymieszanie ich z pozostałymi komponentami nie stanowi żadnego problemu – wyjaśniał hodowca.
Mateusz Smakosz kurs inseminacyjny ukończył, kiedy jeszcze chodził do szkoły, a było to 4 lata temu. Od dawna więc sam zaciela swoje podopieczne i – jak mówi – większych problemów z rozrodem w stadzie nie ma.
– Specjaliści żywieniowi z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka bardzo dobrze bilansują nam dawki dla krów i to wystarczy, by rozród był na dobrym poziomie. Problemem są jednak ciche ruje, których trzeba bardzo pilnować i skrupulatnie, każdego dnia obserwować stado.
- Buhajki pochodzące z krzyżowania krów z rasą mięsną opasane są do wagi ciężkiej i sprzedawane
Jałówki z własnego odchowu sprawdzają się lepiej
W ostatnim czasie w rozrodzie hodowca zaczął stosować nasienie seksowane. Jak mówi nie – jak to powszechnie jest praktykowane – u jałówek, ale przede wszystkim u krów. Część z nich ma już potwierdzoną cielność i z niecierpliwością hodowca czeka na nowo urodzone cieliczki, których w gospodarstwie brakuje.
– Nie mamy dobrych doświadczeń z kupowanymi jałowicami, na które wydaliśmy po kilka tysięcy zł za sztukę, a nie wszystkie okazały się dobrymi mlecznicami. Zdecydowanie lepiej i taniej jest odchować własne – mówi rolnik.
Młodzi hodowcy na ogół mają głowy pełne pomysłów i planów. Tak też jest u Mateusza Smakosza.
– Marzy mi się nowa, wolnostanowiskowa obora, taka z prawdziwego zdarzenia, ale… To ogromnie kosztowne i chyba obecnie ryzykowne przedsięwzięcie, w naszej mało stabilnej koniunkturze na rynku mleka – mówi. – Gdybym chociaż miał 50% środków własnych na inwestycje, długo bym się nie zastanawiał.
Widząc jednak zapał młodego hodowcy i zamiłowanie do bydła, wydaje się, że realizacja tych planów z pewnością nie będzie odległą przyszłością.
- Mateusz Smakosz, aktywnie wspomagany przez rodziców Agnieszkę i Witolda Smakoszów, prowadzi swoje mleczne gospodarstwo w miejscowości Lubotyń Morgi, w gminie Stary Lubotyń.
Beata Dąbrowska
Zdjęcia: Beata Dąbrowska