To nasza granica i nasze kontrole!
Nie ma się co dziwić frustracji i złości protestujących na drogach rolników. Na południowym wschodzie Polski cena, którą rolnicy płacą za otwarcie unijnego rynku dla ukraińskiego zboża i oleistych, jest z każdym dniem wyższa i bardziej bolesna. Boli podwójnie. Z jednej strony wielu rolników uwierzyło w to, że warto przechować zboże i nie sprzedawać po żniwach, by zapewnić ciągłość dostaw, ale też później zarobić. Kto obiecywał pewny wzrost cen i namawiał do przechowywania, robił to nieodpowiedzialnie.
Nikt tak naprawdę – zwłaszcza przy obecnych zawirowaniach i niepewności na świecie – nie był w stanie przewidzieć i odpowiedzialnie prognozować, że ceny będą szły tylko do góry. Mimo szalejącej wojny łagodna zima przyniosła uspokojenie na rynkach energii i spadek cen, co pociągnęło w dół cały sektor agro – od zbóż, przez kukurydzę, rośliny oleiste, nie wykluczając żywca i mleka.
Czekanie, aż Komisja Europejska przygotuje i zorganizuje korytarze tranzytowe, okazuje się naiwne
Wywindowane przez inflację koszty zderzają się ze spadającymi przychodami. Z drugiej strony rząd przekonuje o potrzebie budowania korytarzy tranzytowych i pomocy w wywozie ziarna do portów, zapominając – albo świadomie przemilczając fakt, że po przekroczeniu granicy Unii każdy towar przestaje podlegać kontroli i ograniczeniom na wspólnym europejskim rynku. Czekanie, aż Komisja Europejska przygotuje i zorganizuje korytarze tranzytowe, okazuje się naiwne. Tym bardziej, że im dalej na zachód Europy, tym więcej zwolenników otwarcia się na ukraińskie ziarno. Świat potrzebuje ziarna z Ukrainy i politycznie nikt nie zablokuje importu.
Największą cenę płacą polscy rolnicy
Dziś największą cenę płacą polscy rolnicy. Także cenę za łatwowierność i wciąż jeszcze nabieranie doświadczenia na wolnym rynku. Plujemy sobie w brodę, żeśmy nie sprzedali, gdy było drożej, czekamy na wyższe ceny, które mogą już nie wrócić. Ale tego też dziś nikt nie przesądzi, bo na świecie za dużo jest zmiennych, by ktoś miał wyłączną rację w prognozach!
Polski rząd w swojej narracji nie może wszystkiego zganiać na Brukselę. To nie jest tak, że nasz minister, nasze służby celne, instytucje kontrolne niczego nie mogą! Polska na swojej wschodniej granicy, na zewnętrznej granicy Unii decyduje o tym, co i na jakich warunkach wpuszcza do kraju.
To jest nasza granica i nasze kontrole!
Dlaczego nie mamy stałego monitoringu, przejrzystej, konsekwentnej i pełnej kontroli jakości przywożonego ziarna? Polscy rolnicy, sprzedając do firm handlowych, wiedzą, że z każdego transportu są pobierane próbki. U skupującego i u rolnika muszą zostać próbki referencyjne. Czy tego nie można standardowo wprowadzić na przejściach granicznych? Czy nie możemy mieć pełnej ewidencji każdej partii i próbek, które przynajmniej wyrywkowo będą sprawdzane na obecność metali ciężkich, czy pozostałości po środkach ochrony roślin, także tych, których nie wolno stosować w Unii Europejskiej? Służby celne i inspekcje kontrolne powinny co tydzień raportować ile i jakiego ziarna wjechało do kraju! Tego Polsce nikt nie zabroni robić – to jest nasza granica i nasze kontrole. Są w naszej gestii, ale też w interesie i dla dobra naszej produkcji zwierzęcej i przetwórstwa! Polacy pomagają Ukrainie, jak mało kto na świecie, ale nasi rolnicy nie mogą przyjmować kosztów otwarcia rynku wyłącznie na swoje barki.
Karol Bujoczek
<p>Redaktor Naczelny „top agrar Polska”, specjalista w zakresie rolnictwa, polityki rolnej i ekonomiki gospodarstw</p>
Najważniejsze tematy