Z artykułu dowiesz się
- 4 tys. MWh energii elektrycznej
- 11 tys. t kiszonki i gnojowicy
- Droga kukurydza
- Bez zbiornika na gnojowicę w gospodarstwie
- Solidne dofinansowanie do biogazowni
Z artykułu dowiesz się
W eksponowanym miejscu przy ważnej drodze w województwie wielkopolskim w Iłówcu Wielkim (powiat śremski) otwarto nową biogazownię rolniczą, z której w ciągu roku do sieci będzie trafiało nawet 4 tys. MWh energii elektrycznej.
– Cieszymy się, że jesteśmy blisko głównej drogi, bo to ułatwia logistykę dostawy substratów i odbioru pofermentu. Pokazujemy, że w biogazowni nie śmierdzi, a jedyny zapach wydobywający się z instalacji to zapach kiszonej kukurydzy. Dostarczona z gospodarstw gnojowica jest przechowywana w szczelnie zamkniętych zbiornikach – podkreśla Wojciech Nawrocki, wiceprezes Zarządu WPIP Green Energy.
Biogazownia rolnicza w Iłówcu Wielkim powstała na działce o powierzchni 2,3 ha. Jej moc to 499 kW. Biogaz powstaje podczas fermentacji mezofilnej związków organicznych w temp. ok. 43°C. Następnie wytworzony biogaz, którego głównym składnikiem jest metan, zostaje spalany w jednostkach kogeneracyjnych o mocy 250 kW każda. Roczna produkcja biogazu planowana jest na 2 mln m3, co przekłada się na wytworzenie 4000 MWh energii elektrycznej i 14 400 GJ cieplnej.
W ciągu 12 miesięcy do fermentora trafi razem 11 tys. t kiszonki i gnojowicy, a do wykorzystania na polu będzie 10 tys. t pofermentu. Czas retencji substratu wynosi ok. 2 miesięcy.
Z grona elementów instalacji w Iłówcu Wielkim warto wyróżnić:
– Od rozruchu w lipcu ubiegłego roku do teraz bazowaliśmy na kiszonce z kukurydzy i gnojowicy. Wcześniej nie mieliśmy pozwolenia na odpady, a chcemy przyjmować, choćby te z przemysłu rolno-spożywczego – dodaje Nawrocki. Cena kiszonki pozyskiwanej od kilkunastu okolicznych rolników z areału około 200 ha kukurydzy rośnie z roku na rok, a to obniża rentowność produkcji. Trzy lata temu, kiedy po raz pierwszy zbierano sieczkę na potrzeby tej biogazowni, całkowity koszt przygotowania kiszonki wyniósł niecałe 120 zł/t. W ubiegłym roku za tyle kupowano samą kukurydzę, a do tej ceny doliczyć trzeba koszt sieczkarni, transportu, ubijania i przykrycia. Spółka nie ma stałej strategii zbioru kukurydzy i w części przypadków organizuje kompleksowy zbiór, czasem rolnicy dostarczają sieczkę bezpośrednio na plac. W ubiegłym roku napełnienie silosów masą 7600 t zajęło trzy tygodnie.
– W tym roku zaczynamy przyjmować odpady warzywno-owocowe, dzięki czemu udział kosztownej kukurydzy będzie mógł być mniejszy. Przy bazowaniu na samej kukurydzy cena energii określona wg ceny referencyjnej URE, nie jest zadowalająca, nawet po jej waloryzacji o inflację, ponieważ wzrost cen w rolnictwie jest dużo wyższy niż uśredniony wskaźnik inflacji. Aby podnieść rentowność produkcji, musimy zastępować relatywnie drogą kukurydzę innymi tańszymi substratami – wskazuje Nawrocki.
Obciążeniem dla finansów nie jest już gnojowica, którą okoliczni rolnicy dostarczają we własnym zakresie, odbierając w zamian poferment. Dziennie potrzeba przynajmniej 10 ton gnojowicy, więc trzeba jej pozyskać aż 3600 ton rocznie. Jedną czwartą tej ilości zapewnia Szymon Wojciechowski z oddalonego o 200 m gospodarstwa.
– Do nas może się zgłosić każdy, zarówno dostawca kiszonki, czy gnojowicy, jak i odpadów rolno-spożywczych. Choć mamy decyzję, nie przyjmujemy do biogazowni odpadów poubojowych, bo to wymaga większych inwestycji w bardzo drogą instalację do sterylizacji i skala naszej instalacji jest, póki co zbyt mała, by iść w tym kierunku – podkreśla.
– Od roku do biogazowni dostarczam 6–7 beczek, czyli ok. 100 t gnojowicy świńskiej miesięcznie. Mam bardzo blisko, więc transport nie zajmuje dużo czasu – mówi Szymon Wojciechowski, który w 50-ha gospodarstwie utrzymuje ok. 150 opasów i 2000 tuczników na kontrakcie. Na glebach klasy III–V uprawia buraki cukrowe, rzepak, jęczmień ozimy, pszenicę i kukurydzę na kiszonkę. Tuczem kontraktowym zajmuje się już 8 lat, a na jeden rzut przyjmuje 700 tuczników. Przedtem w chlewni było 60 loch w cyklu zamkniętym. Rolnik miał problem z magazynowaniem gnojowicy na terenie gospodarstwa, a pojawienie się biogazowni spowodowało, że zrezygnował z zamiarów budowy zbiornika.
– Oddaję całą gnojowicę, a odbieram tyle, ile potrzebuję, czyli ok. 600 kubików, by nie przekroczyć dawki nawożenia azotem – dodaje. Dotychczas to gnojowica trafiała na pola, ale od tego sezonu rośliny zasilać będzie bardziej wartościowy poferment. W tym roku wiosną rolnik miał okazję po raz pierwszy zastosować go na zboża w dawce 10 m3/ha. Plan Wojciechowskiego obejmuje coroczne nawożenie pofermentem każdego pola, wsparte obornikiem i kupowanym z pobliskiej fermy pomiotem kurzym. Bogate nawożenie naturalne tylko w niewielkim stopniu uzupełniane jest nawozem wieloskładnikowym i potasowo-magnezowym.
Nawożenie pofermentem ma wiele zalet, m.in. neutralny lub lekko zasadowy odczyn pofermentu (7-8 pH), co ogranicza wapnowanie gleby.
– Wartość całej inwestycji to aż 13,6 mln zł netto, a dofinansowanie z NFOŚiGW zarówno w formie pożyczki, jak i dotacji wyniosło 11 mln zł. W przyszłości chcemy podwoić moc instalacji do 1 MW, co będzie wiązać się z rozbudową silosów, budową drugiego zbiornika fermentacyjnego i montażem kolejnego agregatu kogeneracyjnyego – informuje Nawrocki.
Biogazownia generuje spore ilości ciepła, które trudno zagospodarować w tej lokalizacji, dlatego inwestor już planuje rozbudowę biogazowni o instalacje wykorzystujące ciepło.
– Rozważamy obecnie kilka wariantów zagospodarowania ciepła, takich jak: ciepłociąg do Czempinia, suszarnia pofermentu na nawóz, suszarnia pofermentu na pellet, suszarnia do zboża czy suszarnia do drewna. Każdy z wariantów jest wyzwaniem technologicznym i przed ostateczną decyzją musimy rozeznać rynek i dokładne koszty inwestycyjne – wskazuje Nawrocki.
Niewielką część ciepła w sezonie zimowym zużyją zbiorniki wstępne, które mogą być podgrzewane, by zimą do fermentora podać podgrzaną gnojowicę, co nie zachwieje pracy bakterii.
jb
fot. WPIP, Beba
Jan Beba
<p>redaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.</p>
Najważniejsze tematy