Jak ukraińska ferma mleczna na 2 tys. krów funkcjonuje w czasie wojny?
Ponad 20 lat temu trójka zapaleńców prawie od zera stworzyła nowoczesną dziś farmę krów mlecznych. Zaczynali od 200 sztuk i wydajności 4,5 kg mleka dziennie. Dziś prawie 2 tys. krów produkuje ponad 10 tys. kg mleka w laktacji. Jak radzą sobie w czasie wojny?
Poranek 24 lutego to dzień, który zmienił porządek świata. Inwazja Rosji na Ukrainę przewróciła do góry nogami również ukraińskie mleczarstwo, które przez ostatnie lata dynamicznie się rozwijało i goniło Europę.
Rynek mleka Ukrainy
Rocznie w Ukrainie przetwarza(ło) się 2,48 mln ton mleka. W ostatnich 5 latach ceny kształtowały się w okolicach średnich europejskich – od 0,30 euro w 2017 roku do 0,37 euro w 2021 r. Aż 90% mleka dostarczanego do przetwórstwa stanowił surowiec z gospodarstw komercyjnych, w których średnia roczna wydajność od krowy wynosiła 6860 kg (w niektórych aż do 11 tys. kg). Spożycie mleka w Ukrainie jest podobne jak w Polsce – 206 kg na mieszkańca rocznie. Fermy mleczne są kluczowym pracodawcą na obszarach wiejskich – zatrudniają aż 80 tys. pracowników i dodatkowo 300 tys. pracowników w branżach pokrewnych.
Po wybuchu wojny 10 z 24 regionów (które dostarczały ok. 42% mleka do przetwórstwa), znalazło się pod tymczasową okupacją lub w strefie działań wojennych. Szacuje się, że ucierpiało już ponad 800 gospodarstw mlecznych. Najbardziej te położone na wschodzie kraju oraz w okolicach dużych miast, będących celem ataków Rosjan. Przykładowo – Ukraińska Spółka Mleczna leżąca w obwodzie kijowskim, ze stadem liczącym 4 tys. krów, od początku wojny rozprowadziła wśród ludności ok. 100 tys. kg mleka, a ok. 465 tys. kg zutylizowała, wylewając na pole. Około 100 krów zostało rannych w wyniku ataków lotniczych.
Wojenne gospodarowanie na fermie mleka
Jak wygląda wojenna rzeczywistość w ukraińskim gospodarstwie? Pokazujemy sytuację w Kischenzi – gospodarstwie położonym w linii prostej na południe, w połowie drogi między Kijowem a Odessą. Kierownik farmy krów mlecznych Allan Bergholdt opowiada, jak wojna zmieniła codzienne funkcjonowanie gospodarstwa i jak zweryfikowała plany na przyszłość.
– Mamy to szczęście (czy raczej dobre położenie), że wojna omija nas bokiem – mówi. W przyszłość patrzy z niepokojem, bo choć na razie w okolicy jeszcze jest spokojnie, to wystarczy jedna rosyjska rakieta...
Nasz rozmówca jest Duńczykiem, z dużym doświadczeniem w prowadzeniu farm bydła mlecznego. Wcześniej pracował w Danii i w Słowacji, gdzie w kryzysie finansowym w latach 2008–2010 nadzorował inwestycje na 2700 krów. Dziesięć lat temu podjął wyzwanie z Ukrainy.
– Holenderscy właściciele dobrze rokującej i rozwijającej się farmy planowali budowę obory z głęboką ściółką na 10 tys. krów i z robotami udojowymi. Skontaktowali się ze mną z propozycją poprowadzenia przedsięwzięcia. Zgodziłem się na współpracę pod jednym warunkiem – zero robotów. W moim kraju są one bardzo popularne, ale tu nie jest Dania... Sukces obór robotowych to przede wszystkim poziom serwisu i jego dostępność. Tymczasem wtedy w Ukrainie nie było ani jednego robota i żadnego serwisu. Zaproponowałem dojarnię karuzelową i tak zaczęła się nasza współpraca – mówi Allan.
Majdan pokrzyżował plany, ale nie na długo
W pierwszym roku pracy Allana w Ukrainie powstał plan obory na 3500 krów; umówiono firmę budowlaną i zorganizowano finansowanie inwestycji. Wtedy rozpoczął się Majdan i z powodu zamieszek wszystko upadło, a inwestor się wycofał.
– Finalnie gospodarstwo rozwinęło się ze środków własnych. Zakupiliśmy jałówki, powiększyliśmy stado do 800 krów dojnych (2016 rok). W tym czasie rozpoczęliśmy budowę pierwszej części obory (na 1000 sztuk) wg starych planów z 2013 roku. Ponieważ wszystko szło za gotówkę, obiekt zbudowali pracownicy – zespawali konstrukcję stalową, która daliśmy do ocynkowania. W 2017 r. stado liczyło już 1100 krów i pilnie trzeba było zmienić system doju – dwie tymczasowe, małe dojarnie pracowały ponad 20 godzin dziennie. W 2018 r. w specjalnie wybudowanym obiekcie uruchomiliśmy dojarnię karuzelową GEA na 80 stanowisk. Kolejną inwestycją było wybudowanie drugiej połowy obory, dzięki czemu obecnie mieści ona prawie 2 tys. krów dojnych – wylicza Allan.
Udany rok 2021
Rok 2021 był wyjątkowo udany dla farmy Kischenzi.
– Pola obrodziły, mleka było dużo, jego cena dobra. Codziennie dostarczaliśmy do mleczarni ponad 58 tys. kg surowca, w cenie 39 eurocentów za litr – wspomina Allan i dodaje: w związku z tym podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu budowy kolejnej obory, z pomieszczeniem dla krów w okresie przejściowym. Obiekty dla tej grupy technologicznej były w opłakanym stanie, co mocno ograniczało dalszy rozwój i generowało późniejsze problemy. W sąsiedztwie powstały tymczasowe 2 obiekty na 800 jałówek i planowano kolejny obiekt dla młodzieży, którego budowa miała się rozpocząć jesienią br. W obecnej sytuacji wszystko zostało odłożone na przyszłość.
Farma Kischenzi: nie tylko bydło mleczne
Aktualnie w gospodarstwie utrzymywanych jest 1950 krów dojnych, 2 tys. jałówek i ok. 30 buhajów. Wydajność mleczna tuż przed wojną wynosiła 10 400 kg mleka na krowę rocznie, przy zawartości tłuszczu 3,75% i białka 3,40%.
– Teraz zapewne mniej, bo musieliśmy zmienić dawkę pokarmową, ze względu na niedostępność niektórych komponentów – wyjaśnia Allan i dodaje: na szczęście mleczarnia w Tarnopolu (zachodnia Ukraina), która odbiera od nas mleko, funkcjonuje i do tej pory odbiera cały surowiec.
Gospodarstwo liczy 15 700 ha, na których uprawia się głównie kukurydzę (pasza dla krów plus eksport) i słonecznik. Oprócz tego jest pszenica, jęczmień, rzepak, buraki cukrowe, soja, ciecierzyca i lucerna na paszę. Około 400 ha zajmuje cebula i marchew, sprzedawane pod marką własną w supermarketach w całej Ukrainie.
I znów wojna zweryfikowała plany – deficytowe jest paliwo, nie wiadomo, czy jesienią będą działać cukrownie. Prawdopodobnie więc uprawy wymagające wiele zabiegów (i przejazdów) zostaną ograniczone.
Zmiana dawki żywieniowej na czas wojenny
– Przed wojną nasze żywienie było bardzo podobne do dawek stosowanych w Europie Zachodniej. Główne kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka i siano, uzupełniane wysłodkami z buraka. Do tego gniecione ziarno kukurydzy, makuchy sojowe, śruta słonecznikowa, melasa i premiksy.
Po wybuchu wojny szybko zabrakło makuchów sojowych i śruty słonecznikowej, które zamieniliśmy na ziarno soi (dotychczas przeznaczana na sprzedaż) oraz mocznik. Szczególnie trudno było dobrze zbilansować białko – wyjaśnia nasz rozmówca.
Organizacja gospodarstwa
Karuzela chodzi prawie stale – krowy dojone są 3 razy dziennie i większość prac jest temu podporządkowana. Ponieważ cielęta otrzymują mleko odpadowe prosto z hali udojowej, odpajane są również 3 razy dziennie. Mycie i ścielenie legowisk odbywa się podczas doju. Ze względu na niską temperaturę zimą, automatyczny system został zastąpiony przez ciągnik.
Hodowla na pokrój: potrzebne krowy funkcjonalne
Wszystkie krowy są inseminowane nasieniem z Alta Genetics (stado jest w programie Alta Advantage).
– Nasza filozofia hodowli jest nieco inna, duży nacisk kładziemy na pokrój. Bazą było stare, lokalne stado, przystosowane do tutejszych warunków. Potrzebujemy krów funkcjonalnych, łatwych w obsłudze podczas doju. Nie zależy nam na wydajności. Obecnie brakowanie prowadzone jest pod tym kątem i selekcja jest dość duża. Dlatego krowy użytkowane są średnio tylko 2,4 laktacji. Po zakończeniu pracy hodowlanej zwiększymy sprzedaż jałówek oraz długość użytkowania – do 3,5, a docelowo nawet 4 laktacji – wyjaśnia nasz rozmówca.
Zimno służy cielętom, ale nie pracownikom
Cielęta są utrzymywane w pojedynczych boksach w budynkach o lekkiej konstrukcji stalowej i ze ścianami bocznymi w postaci kurtyn.
– Nie jestem zwolennikiem igloo pod gołym niebem, chociaż są one bardzo dobre dla cieląt, niestety gorsze dla pracujących tam ludzi. A tu pogoda bywa różna – zimą temperatura spada do –28ºC. Budynki dla cieląt mają konstrukcję dachu, z zasłonami po obu stronach aż do podłogi (w lecie całkowicie otwartymi, zimą całkowicie zasłoniętymi). Cielęta dostają siarę systemem Coloquick – w ciągu pierwszych 2 godz. życia – 3 litry i kolejne 3 litry w następnych 6 godz. Następnie są karmione mlekiem odpadowym i preparatem mlekozastępczym (zawsze mleka z hali brakuje) w systemie 3 × 3 litry do 7. tygodnia życia. Potem stopniowo schodzimy z mleka, aż do odsadzenia po 9. tygodniu życia.
Liczna obsługa fermy bydła
– Samą tylko fermę mleczną obsługuje około 50 pracowników, łącznie z księgowością i strażnikami. Gospodarstwem zarządza kierownik, jest też trzech lekarzy weterynarii i osoba do korekcji racic. W biurze pracują dwie osoby zajmujące się księgowością, jedna odpowiedzialna za zakupy oraz pani obsługująca laboratorium (analiza pasz własnych, pasz z zakupu, analiza prób krwi pod kątem ciąży, chorób itp.) Kolejne 20 osób liczy ekipa budowlana, a w pozostałej części firmy zatrudniamy około 300 osób – wylicza hodowca.
Przyszłość gospodarstwa to wielka niewiadoma
– Nasze gospodarstwo funkcjonuje prawie normalnie, jednak przyszłość to wielka niewiadoma – mówi Allan.
Od 24 lutego Ukraina straciła do 15 tys. krów. Według scenariusza optymistycznego (czas trwania wojny ok. 4 miesięcy), do końca roku straty sięgną 10% (40 tys. krów). W scenariuszu pesymistycznym (wojna potrwa ponad 8 miesięcy) pogłowie spadnie o 30% (120 tys. krów). To już spowoduje niedobór w dostawach mleka, który dotknie ok.12 mln ludzi w Ukrainie.
Powstanie gospodarstwa Kischenzi
Początki gospodarstwa sięgają roku 2001, kiedy to dwóch holenderskich inwestorów rozpoczęło działalność rolniczą na Ukrainie. Gerard Tonkens i Berend van der Velde przez kilka lat z powodzeniem prowadzili gospodarstwa mleczne w Niemczech. Wspólnie z obecnym dyrektorem farmy Keesem Huizingiem, kupili stare ukraińskie gospodarstwo we wsi Kischenzi, podpisując umowy dzierżawy na 1000 hektarów ziemi. Od tego czasu inwestycja stale się rozwija, dochodzą kolejne grunty dzierżawione od gospodarzy z okolicy (ze względu na obowiązujące prawo rolne, do niedawna w Ukrainie cudzoziemcy nie mogli kupić ziemi). Właścicielom ziemi firma oferuje także zatrudnienie, więc zyskują podwójnie – czerpią dochody i z pracy, i z dzierżaw. W 2008 roku do gospodarstwa dołącza kolejne – ze wsi Dobra, zajmujące się hodowlą bydła mlecznego – 200 krów dojnych na łańcuchu o wydajności około 4,5 kg mleka dziennie. Po niewielkich zmianach – przeróbka obory na wolnostanowiskową, częściowe wyburzenie ścian (więcej powietrza) oraz reorganizacja żywienia, w 2012 roku produkcja rośnie do 12 kg/krowę. To zaczątek hodowli bydła mlecznego.
mw
dr Mirosława Wieczorek
<p>redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli bydła mlecznego i mięsnego.</p>
Najważniejsze tematy