Rolnicy nie wyjeżdżają w pole. Nie mają pieniędzy na siew
20, a nawet 30 procent rolników w Lubuskiem wstrzymało prace polowe, bo nie ma pieniędzy, żeby chociaż zaorać swoje grunty po żniwach. Krajobraz usiany jest tam ścierniskami po ostatnich żniwach.
Tak katastroficznie sytuację w regionie ocenia Lubuska Izba Rolnicza, a jej prezes Stanisław Myśliwiec alarmuje, bo jego zdaniem jest jeszcze gorzej:
Jak rolnicy radzą sobie z pętlą zadłużenia po dwóch latach suszy?
Niestety, w terenie potwierdzają to również rolnicy, którzy nie otrzymali pieniędzy na pomoc w zwalczaniu skutków suszy, a ta planowana na przełom września i października jest zbyt późna i nie wiadomo, na ile wystarczy rolnikom. Są bowiem zadłużeni po dwóch latach suszy i wpadają w pętlę kredytową, bo wcześniejsze kredyty spłacają kolejnymi.
Fatalnej sytuacji finansowej swojego gospodarstwa nie ukrywa Ireneusz Ganczar z Siecieborzyc (gmina Szprotawa).
– Sytuacja w Lubuskiem jest katastrofalna. Staram się już tylko nie mnożyć strat, a jedynie je ograniczać – mówi rolnik. – Wielu gospodarzy stara się tak samo postępować i ograniczają albo rezygnują z niektórych zabiegów agrotechnicznych. Inny sposób to używanie swojego materiału siewnego, a nie kwalifikowanego, a to często przecież zboże pośladowe. Skutki będą widoczne na wiosnę lub w czasie żniw. Plony więc będą na pewno mniejsze. Jeśli do tego dojdzie jeszcze ograniczenie oprysków czy nawozów, to może być fatalnie. Mimo to widać wiele pól pokrytych ścierniskami.
Pomoc dla rolników? Za mała i zbyt późno
Ireneusz Ganczar ma 200 ha ziemi, obsiał teraz jedynie 30.
– Rzepaku nie posiałem. Wysiałem tylko jęczmień, bo mam nadzieję, że jesienią i zimą złapie trochę wody, jeśli będą opady. Może roślina z nich skorzysta. Reszta stoi w ściernisku – opowiada pan Ireneusz. – Nie mogę ryzykować i powiększać zadłużenia gospodarstwa, bo przez ostatnie dwa lata suszy straciłem na uprawach przynajmniej 600 tys. zł.
Równie źle jest w przypadku Jana Jezierskiego z Przecławia (gmina Niegosławice), który gospodaruje na 460 ha.
– Sytuacja może być jeszcze gorsza, niż ocenia to Lubuska Izba Rolnicza. Rolników, którzy nie mają pieniędzy na normalne stosowanie zabiegów agrotechnicznych i siew, jest więcej. Na dziś wielu rolnikom brakuje pieniędzy na podstawowe opłaty, nawet na paliwo – mówi pan Jan. – Pomoc jest, ale zbyt mała, zbyt późna. Mówiono wszędzie, że rolnicy dostają po 500 czy 1000 zł, a u mnie to wyszło około 200 zł.
Kredyt w banku? Tylko pod hipotekę…
Teraz w jego regionie sytuacja się jeszcze pogarsza, gdyż w drugim roku suszy wielu rolników jest już tak zadłużonych, że straciło zdolność kredytową i nie dostanie gotówki z żadnego banku, aby za pożyczone pieniądze obsiać grunty w odpowiednim terminie w tym roku.
– Znam takich, którzy mają odmowne decyzje z banków – opowiada rolnik. – Dlatego trzeba ciąć koszty. I tak się robi. A kolejny cykl produkcyjny to wielka niewiadoma. Jak wielu innych, wykorzystałem własny materiał siewny, a nie kwalifikowany. Będą więc mniejsze plony. Nie ma innego wyjścia.
Na tym jednak nie koniec oszczędności w gospodarstwie Jezierskiego, bo 200 ha zamierza obsiewać dopiero na wiosnę, ale pod warunkiem, że otrzyma odpowiednie pieniądze pomocowe na wsparcie po stratach suszowych. Na razie ziemia stoi odłogiem.
Aktualną sytuację postrzegają jako katastrofę także rolnicy, którzy obsiali swoje areały – m.in. Tadeusz Swaryczewski ze wsi Zagaje (gmina Lubża):
– Wielu rolników nie prowadzi zasiewów. Wystarczy przejechać się przez region i zobaczyć, jak to naprawdę wygląda. Ścierniska po żniwach widać wszędzie. Jęczmień ozimy czy rzepak nie jest wysiewany. Próbowałem nawet trochę bezorkowo, ale to nadaremne, bo ciągle była susza. Musiałbym teraz brać następny kredyt, może dadzą pod hipotekę, ale co dalej?
Także Karol Rudolf, rolnik z Jemiołowa (gmina Łagów), bardzo jednoznacznie ocenia obecną sytuację rolników:
– To jest żałosne, jesteśmy po prostu dziadami, bo musimy dostawać jakąś jałmużnę. Pieniądze to jest jedna rzecz, a druga to godność. Im więcej polityki, socjalizmu, tym więcej wokół rolnictwa pasożytów. Zabierzcie wszystkie środki, ale zabierzcie też ograniczenia. Nie ma już producentów żywności, rolników – to są robotnicy, którzy dostają pieniądze na chów. Rolnicy mają nóż na gardle, bo muszą sprzedawać. To politycy skazali nas na to. Niedługo będziemy mieli kołchoz – mówi rozgoryczony i rozemocjonowany Karol Rudolf.
Artur Kowalczyk
zdj. poglądowe Pixabay
Najważniejsze tematy