Kto ma owce ten ... ma straty?
"Kto ma owce, ten ma co chce", niestety odeszło w zapomnienie już wiele lat temu. Rolnicy bardzo liczyli, na to, że ich sytuacja się poprawi. Niestety nadal jest ciężko utrzymać się z tego biznesu.
Hodowcy owiec kilka lat temu mieli nadzieję, że dzięki dopłatom oraz chętnym na kupno wełny a nawet skór, hodowla owiec przestanie przynosić straty. Hodowców jednak wciąż jest mało i tylko niektórzy powiększają stada.
Jeszcze w latach 80-tych było w Polsce ponad 5 milionów owiec. Dziś jest góra 150 tysięcy szt. Hodowców też ubywa, a ci, którzy hodują, np. rasę wrzosówka, częściej nastawiają się na rekreacje, np. przy hodowli psów pasterskich, czy używają owiec do wypasania trawników.
Zainteresowanie lokalnych restauratorów zakupem baraniny jest jednak spore. Opolskie ubojnie zwierząt nie mogą jednak przyjmować owiec. Dlatego zwierzęta odstawia się do rzeźni poza regionem. Dotychczas największe partie żywca były jednak sprzedawane za granicę: małe jagnięta najczęściej do Niemiec i Włoch, a większe do Danii. Ale w ostatnich latach i z tym jest problem.
Krajowa konsumpcja rośnie, ale w dużych miastach. W sklepach jest jednak jagnięcina nowozelandzka. I baranina jest droga, bo ceny sięgają 100 zł za kg. U lokalnego hodowcy byłoby znacznie taniej.
Mariusz Potoczak – prezes Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Opolu
Michał Gadziński – rolnik z Chróściny Opolskiej
Tekst i zdjęcia: dr Mariusz Drożdż
Najważniejsze tematy