Skupy w obliczu nadchodzących przymykających się możliwości sprzedaży i coraz bardziej zbliżających się żniw zachowują się rozmaicie.
Coraz większą presję na rynek, głównie chyba jednak medialną wywiera pszenica z Ukrainy, o której znany przetwórca wypowiada się z dystansem. – Ukraińska pszenica konsumpcyjna największą karierę robi w mediach, na rynku jest jej niewiele. Nie ma takich ofert, które można traktować poważnie, bo ani jakości ani terminowości dostawy nikt nie gwarantuje – mówi przedstawiciel branży młynarskiej. – A tak zupełnie szczerze to ta pszenica z reguły jest tak po środku między konsumpcją, a pszenicą paszową, więc jej atrakcyjność jest słaba – dodaje.
Jednak rzeczywiście medialny szum dotyczący ukraińskich zbóż jest duży, kolejny już tydzień politycy wymieniają się uprzejmościami dotyczącymi mobilnych magazynów. Na takie wnioski złożone przez premiera Ukrainy w poprzednim tygodniu, teraz zareagował sam prezydent USA. Joe Biden potwierdził, że Stany Zjednoczone są gotowe wybudować w Polsce na granicy z Ukrainą silosy, do tymczasowego składowania zbóż. Szczerze mówiąc, jak zobaczyłem temat tego newsa, to pomyślałem o silosach atomowych, które zapewne w kontekście wojny prowadzonej zaraz za naszą granicą, by się przydały. A tak na razie mamy na rynku istną bombę, bo rolę takiej bomby z nieco opóźnionym zapłonem pełnią właśnie ukraińskie zboża, które mocno zachwiały naszymi cenami, a najmocniej dostało się ścianie wschodniej.
Wracając do magazynów mobilnych jak je zwał, tak zwał, to głos rozsądku w tej sprawie zabrał wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk pisząc w oświadczeniu:
– Wypowiedź prezydenta USA Joe Bidena o zamiarach budowy tymczasowych silosów
w Polsce przy granicach Ukrainy to bardzo interesujący pomysł. Jednak na razie jest to wstępna deklaracja, która wymaga opracowania wielu szczególnych rozwiązań.
Dotyczą one m.in. lokalizacji, wielkości, infrastruktury dodatkowej, źródeł finansowania, spraw własnościowych i wielu podobnych kwestii – pisze wicepremier.
– W mojej ocenie ewentualne silosy powinny być usytuowane tam, gdzie kończą się szerokie tory z Ukrainy. Wówczas łatwiej będzie można przeładować zboże i tym samym zwiększyć możliwości przeładunkowe.
Przy obecnych możliwościach maksymalna ilość zboża jaka może być przeładowywana
w Polsce to ok. 1,5 mln ton, podczas, gdy potrzeby Ukrainy wynoszą miesięcznie około
5 mln ton.
Jednocześnie należy zwrócić uwagę, że realizacja tego typu inwestycji trwa około trzech-czterech miesięcy – pokazuje złożoność tematu Henryk Kowalczyk.
No właśnie, to jeden z niewielu głosów rozsądku, dostrzegający już, że obietnice polityków mają też swoje bezpośrednie odbicie w rynku. A nasz rynek zbożowy już powoli na głos zaczyna krzyczeć! Jak to łatwo, nierozważnymi, a wywołanymi dobrymi intencjami, można doprowadzić tak ważny dział gospodarki na skraj przepaści? Jak łatwo jest spowodować, by otwarte na pomoc dla Ukraińców serca Polaków, zanieczyścić popiołem pozostającym z krajowego rynku zbóż i doprowadzić do poczucia żalu u naszych rolników?
Nie chciałbym być źle zrozumiany, bo Ukrainie pomagać trzeba, nawet wspólnie z żoną długo gościliśmy w naszym domu ukraińską rodzinę, ale zabiegi krajów sprzymierzonych powinny zostać skierowane na bezzwłoczne udrożnienie Basenu Morza Czarnego, a nie zasypywanie tej części rynku europejskiego, gdzie tych zbóż absolutnie nie potrzeba. To totalnie rozwali rynek, a w trakcie żniw będzie sięgać coraz dalej od granicy. O tym trzeba głośno krzyczeć!