Rynek tuczników: świńska paranoja trwa
Ceny tuczników są jak zamurowane, a koszty produkcji cały czas pną się w górę, na dodatek w najbliższym czasie perspektywy na poprawę sytuacji zdają się marne.
W relacji do kosztów produkcji, które systematycznie rosną od kilku miesięcy, nie ma mowy o opłacalności – wg różnych szacunków straty na produkcji tuczników w cyklu zamkniętym sięgają już 200 zł/szt. W cyklu otwartym to, ile trzeba dołożyć do interesu, zależy od tego, za ile rolnik kupi warchlaki – nawet przy niskich cenach prosiąt, które dziś obowiązują, trudno myśleć o sensownym zarobku. Dlatego z rynku dosłownie znikają gospodarstwa produkujące wieprzowinę.
I tutaj pojawia się paradoks – wg oficjalnych danych niemal w całej Europie, w tym i w Polsce, produkcja wieprzowiny się kurczy, a ceny i tak szorują po dnie. Na naszym rynku pośrednicy czy ubojnie czasami wręcz szukają towaru, bo jest go mało, jednak gdy przychodzi do ustalania ceny, wtedy nikt nie jest w stanie godziwie zapłacić. Co więcej, przetwórcy, a najczęściej małe masarnie, zdają się walczyć z lokalnymi dostawcami żywca. Doskonale obrazuje to przykład z jednego z wielkopolskich zakładów, bijących i przerabiający dziennie kilkadziesiąt sztuk tuczników – w połowie stycznia zakład ten na kilka dni wstrzymał ubój i rzecz jasna zakup tuczników, bo kupił hiszpańskie schaby i karkówki w cenie 6 do 8 zł/kg netto. A gdy towar ten się skończył, rzeczony zakład opuścił ceny tucznika do 3,8 zł/kg żywca, tłumacząc to kiepskim zbytem wyrobów wędliniarskich i mięsa. Niestety, takie praktyki są normą. Pośrednicy i ubojnie wiedzą, że rolnicy muszą sprzedać towar, więc ani myślą podnosić ceny, a o przyszłość nikt się nie martwi.