Dlaczego uprawa pożniwna, począwszy od zerwania ścierniska, jest tak bardzo ważna, a w ostatnich latach z powodu wycofywania wielu substancji czynnych, nie tylko herbicydów, ale także insektycydów i fungicydów, wręcz prawie kluczowa?
Po pierwsze: ograniczamy bezproduktywne parowanie wody z gleby. W tym roku wydaje się, że w żniwa tej wilgoci w glebie jest dość sporo, ale pamiętacie że na wiosnę też wydawało nam się, że wody nie brakuje? Tymczasem wystarczyło, że w czerwcu wody zabrakło i w wielu regionach kraju mamy efekty, m.in., dość drobne ziarno w jęczmieniu ozimym.
Po drugie: Pobudzamy nasiona samosiewów i chwastów do kiełkowania, chodzi o to, aby wzeszło ich jak najwięcej. To zagadnienie staje się coraz bardziej istotne, ponieważ ważą się losy glifosatu. Na koniec przyszłego roku dowiemy się dopiero czy zostanie dopuszczony lub ewentualnie czy będą ograniczenia w jego stosowaniu. Bez glifosatu, może być szczególnie ciężko tym gospodarstwom, które przestawiły się na uprawę bezorkową.
Po trzecie: Mieszamy resztki pożniwne z glebą. W tym kontekście bardzo istotna jest praca kombajnu, czyli dobre pocięcie i równomierne rozprowadzenie słomy, zwłaszcza jeśli zostaje na polu.
Pytanie jaką maszyną najlepiej to zrobić? W rachubę wchodzą: brona mulczowa, kultywator i brona talerzowa. W idealnych warunkach, w kontekście walki z chwastami, najlepszym rozwiązaniem byłoby zaraz po żniwach zastosowanie brony mulczowej (rozprowadzenie słomy i pobudzenie samosiewów i chwastów do kiełkowania), potem 2x uprawa ścierniska, w celu zniszczenia chwastów i wymieszania z glebą resztek pożniwnych kultywatorem lub talerzówką.
A jak w praktyce zrobić to najlepiej? Kultywatorem czy talerzówką? Na jaką głębokość pracować? Tego dowiecie się m.in. w tym odcinku Pogotowia polowego.