Reglamentacja oleju napędowego to jeden ze skutków ataku Rosji na Ukrainę. Koncernom paliwowym brakuje paliwa, więc limity wprowadził m.in. PKN Orlen i inne koncerny. Braki w zapasach w hurtowniach i obwiązujące limity tankowania (50 litrów prosto do baku) nie tylko utrudniają, ale w części gospodarstw praktycznie uniemożliwiają rozpoczęcie prac polowych.
Brakuje oleju napędowego w wielu miejscach przy wschodniej granicy kraju, jak informowali rolnicy z Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, ale problemy z dostępnością sięgają też dalej. Jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, to właśnie powiaty przygraniczne są obecnie miejscem działania dużej liczby służb, mających pierwszeństwo w tankowaniu oraz wjazdu aut z Ukrainy.
Tylko do ciągnika nalejesz paliwa na miejscu
Jak poinformował nas dziś Czytelnik z powiatu włodawskiego (woj. lubelskie, powiat graniczący z Białorusią oraz Ukrainą), w mniejszych, lokalnych hurtowniach nie ma już paliwa. Jest ono jeszcze dostępne na stacjach PKN Orlen. Obowiązujący tam limit skutecznie jednak uniemożliwia rolnikom tankowanie.
Auto osobowe może zatankować jednorazowo 50 litrów tylko do baku, nie można tankować paliwa do kanistrów. Ciągniki rolnicze mogą tankować jednorazowo maksymalnie do 500 litrów do zbiornika paliwa. Tak się jednak składa, że taka wyprawa na stację to dla wielu kilkadziesiąt kilometrów, a żeby dojechać i wrócić maszyna spali tyle, że staje się to bezsensowne. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba jechać ciągnikiem małej mocy, który posiada mały zbiornik paliwa.
Jak mówił mieszkaniec powiatu włodawskiego, reglamentacja jest przestrzegana do tego stopnia, że aby udaremnić rolnikom zakup do kanistra czy inaczej niż do baku, na stacji we Włodawie postawiono ochronę.
Nie pomagają tłumaczenia, propozycje okazania dokumentów potwierdzających posiadanie gospodarstwa i traktora – gospodarz ma tankować do baku albo wcale.